27.01.2002
Umawiamy si? z w?a?cicielem hotelu La Lutta na wycieczk? objazdow? po historycznych miejscach w mie?cie (2500 CFA/osob?). Do godz. 15 mamy du?o czasu, wi?c zostajemy w knajpie - piwko i bryd?.
Punktualnie przyje?d?a pi?? motorino i ruszamy. Najpierw fosa zbudowana przez pierwszego króla. Abomey znaczy - "za fos?". Potem pa?ac jednego z kolejnych w?adców. Ten król zdoby? w?adz?, zabijaj?c swego poprzednika i sadz?c mu w brzuchu drzewo (st?d nazwa królestwa Dahomey - "z brzucha pana").
Kolejny pa?ac, a raczej resztki ruin, i opowie?? o dwóch ksi??niczkach, które podst?pem zabi?y króla nigeryjskiego plemienia. Zbli?aj?c si? do niego, zacz??y si? rozbiera?, a ?e by?y pi?kne, król oniemia?... Wtedy uci??y mu g?ow?. Po powrocie do kraju (g?ow? króla przywioz?y ze sob?) zosta?y uhonorowane - utworzono ca?? armi? kobiet - amazonek.
Wizyta w ?wi?tyni voodoo - bo?kiem jest dziecko, które potrafi?o mówi? od urodzenia. W innej ?wi?tyni sk?ada si? ofiary voodoo dziecku, które nie ros?o, wi?c wrzucono je w morze. Tam zmieni?o si? w ryb?, ryb? wy?owiono, pokrojono i gotowano, a po chwili wyskoczy?a z garnka ?ywa, ca?a ryba. Zawezwana wyrocznia rozkaza?a odnale?? cia?o dziecka i pochowa? je wraz z jego dusz? (która jest w rybie).
W drodze powrotnej trafiamy na trudny do wyt?umaczenia obrz?d voodoo: na placu otoczonym zwartym kr?giem ludzi ta?cz? chocho?y. Taniec jest dosy? agresywny, walenie "g?owami" o ziemi? (prawdopodobnie wiklinowe stela?e) daje odg?os g?uchego dudnienia, ?piewa chór, dudni? b?bny; chocho?y co pewien czas wpadaj? z powrotem w t?um, niemal?e tratuj?c dzieci. Ludzie rozpierzchaj? si? w pop?ochu z krzykiem, dzieci p?acz?. Nikt nie potrafi nam wyt?umaczy?, o co tak naprawd? chodzi. Postaci jest kilkana?cie, ka?da ma na g?owie inne ozdoby - rogi, samolot, stalowy kosz, ludzik..., ale znaczenia ich nie rozumiemy.
W drodze do hotelu nieprzyjemna przygoda z dzie?mi, rzucaj?cymi w nas kamieniami. Pawe? biegnie za jednym z nich do domu, gdzie rodzice bardzo nas przepraszaj? i opieprzaj? dzieciaka.
28.01.2002
Ruszamy do Porto Novo. Znajdujemy taksówk? (2000 CFA), do której wkrótce dosiadaj? si? król (szef tutejszej rodziny). To wykszta?cony cz?owiek w naszym wieku, w eleganckiej czapeczce z motywami voodoo. Z ogromn? ciekawo?ci? wypytuje si? o stosunki rodzinne w Polsce i potakuje g?ow?, tak jakby potwierdza?y si? wszystkie jego przypuszczenia. Kierowca niedowierza. Bia?y cz?owiek jest zdemoralizowany, nie ?yje w rodzinie itd. Przeje?d?amy przez Cotonou: okropne miasto, bez charakteru, potwornie zanieczyszczone. Z Cotonou jedziemy drog? do Lagos, w kierunku stolicy Beninu.
Porto Novo - du?a, wyludniona wioska. Spacerujemy po pustych ulicach, przez niemrawy targ. Ogl?damy do?? niesamowity kolorowy meczet, przerobiony z ko?cio?a. Pawe? idzie do fryzjera. W ca?ym mie?cie co chwila natykamy si? na miejsca ofiarne voodoo. Wracamy do hotelu, jedz?c po drodze dobry obiad (mi?dzy innymi koktajl z krewetek, dzi?ki któremu jutro sp?dz? upojny dzie? w kiblu).