Do ?rodka wiedzie siq - dwukilometrowa szczelina w skale. Gdy z niej wychodzimy, naszym oczom ukazuje si? znana mi?dzy innymi z filmu o "Indiana Jonesie", bladoró?owa ?wi?tynia z monumentalnym wej?ciem (6 metrów wysoko?ci samo wej?cie). Dalej jest jeszcze kilka ?wi?ty? wykutych w ska?ach, poza tym pozosta?o?ci cywilizacji rzymskiej: amfiteatr, kamienne ?uki... i wsz?dzie s?ycha? "fantastiki" ameryka?skich i japo?skich turystów. No i komercja. Budki z pami?tkami i horrendalne ceny za butelk? wody. Szczerze mówi?c, p?ac?c 30 dolarów za wst?p oczekiwali?my czego? wi?cej.
Honor ratuje jedynie w?wóz, na który natrafili?my prawie przypadkiem. Id?c godzin? kamiennymi schodami, w ko?cu dochodzi si? do kolejnej skalnej ?wi?tyni, a po kolejnych 5 minutach mo?na zobaczy? wspania?e przepa?ci i skaliste góry po sam horyzont.
Do Wadi Mussa wracamy pó?nym popo?udniem. Postanawiamy zaszale?. Idziemy na obiad do restauracji. Za 2,5 JD kupujemy "otwarty bufet", czyli mo?emy tyle zje??, ile tylko jeste?my w stanie. Mniam ry?, makaron i mnóstwo sosów. No i zimny sprite (ta?szy ni? w Polsce; butelka 0,35 l (!) za 150 filisów, czyli oko?o z?otówki).
Wieczorem ogl?damy "Indian? Jonesa" w hotelowej recepcji. Przespa?em prawie ca?y film. Na szcz??cie Gabry? obudzi? mnie 10 minut przed ko?cem, akurat na sceny kr?cone w Petrze.
16 sierpnia 2000, ?roda. Dzie? dwudziesty
Nadszed? czas, ?eby si? st?d ewakuowa?. Niestety, cena za autobus do Aqaby jest nie do przyj?cia (3 JD). Jedziemy do Manna za 1 JD. Stamt?d autobusem do Aqaby z zamiarem wysiadki na rozje?dzie do Wadi Rum.
W autobusie zagadn?? nas bardzo mi?y Hiszpan, Jose. Jak si? pó?niej okaza?o, misjonarz przez kilka lat mieszkaj?cy w Peru. Przy??cza si? do nas. Ze skrzy?owania zgarnia nas Beduin toyot? jeepem. Za 15 JD decydujemy si? na kilkugodzinn? przeja?d?k? po piaskach pustyni, nocleg z kolacj? i ?niadaniem (wszystko "all inclusive").
Jedziemy w trójk? na pace toyoty. Mister pokazuje nam mi?dzy innymi jedyne drzewko, rosn?ce na pustyni, w?wóz wyrze?biony w ska?ach i "Marlboro arc" - skalny ?uk z reklamy papierosów.
Ko?o osiemnastej doje?d?amy do obozu. Beduin zostawia nas i jedzie po Amerykanów, którzy równie? maj? sp?dzi? noc w tym obozie. Przyje?d?aj?. Rodzinka z Beverly Hills. On - typowy przedstawiciel gatunku "griswold" (szorty, koszula w palmy, aparat na szyi, kamera wideo w jednym r?ku, olbrzymia waliza na kó?kach w drugim). Ona - Latynoamerykanka, pochodzi chyba z Ekwadoru. Syn smarkacz, córka - 12 lat, wygl?da co najmniej na 16.
Wieczorem Beduini przyrz?dzaj? tradycyjne ?arcie: kurczak, pieczone ziemniaki i cebula, plus jogurt naturalny z kartonika... W nocy cholernie zimno. Chyba jedyny raz nie ?a?owali?my, ?e wzi?li?my ?piwory.
17 sierpnia 2000, czwartek. Dzie? dwudziesty pierwszy
Mister ?aduje nas na toyot? i jedziemy ogl?da? wschód s?o?ca. Pó?niej do jego domu w Rumie na ?niadanie. O 7.30 mamy autobus do Aqaby. Po przyje?dzie odprowadzamy Hiszpana do biura sprzedaj?cego bilety na prom do Egiptu. ?egnamy si?.
Instalujemy si? na dachu najta?szego hotelu (jest winda na sam dach). Poznajemy Darka Wi?czkowskiego. Jest tutaj w charakterze pilota grup trampingowych zwiedzaj?cych Syri? i Jordani?. Wieczorem z Darkiem, kilkoma jego podopiecznymi i par? Czechów organizujemy ma?? imprezk?. Ciekawe s? reakcje Jorda?czyków, gdy mówimy do nich "welcome to Jordan". Zwykle oni mówi? tak do turystów.
Okazuje si?, ?e w nocy te? gor?co. Id? zadzwoni?. Z budki telefonicznej mia?em widok na du?y elektroniczny termometr. O godzinie dwudziestej by?o 39 stopni... Z dachu wspania?y widok na wybrze?e Egiptu i o?wietlony izraelski Ejlat.
18 sierpnia 2000, pi?tek. Dzie? dwudziesty drugi
Za namow? Darka decydujemy si? zobaczy? rafy koralowe ze statku (statek to mo?e za du?o powiedziane; ?ódka z przeszklonym dnem). Okazuje si?, ?e kosztuje to prawie tyle samo co wst?p na pla?e (autobus w dwie strony 2 JD, plus wst?p na pla?? 2 JD, plus wypo?yczenie maski i rurki 2 JD). Za statek p?acimy 8 JD. W cenie jest osiem godzin na morzu, maski i rurki i pieczona ryba na obiad. P?yniemy mo?e godzin? na pierwsze miejsce snoorkowania. W sumie zatrzymujemy si? w pi?ciu miejscach. Ostatnie - japo?skie ogrody - to po prostu bomba. Ró?nokolorowe rybki, korale o finezyjnych kszta?tach, a szcz??ciarze zobaczyli nawet stone fish. Ja za to do?wiadczy?em na w?asnej skórze, w jaki sposób ukwia?y i inne korale broni? si? przed intruzami. Jeden taki musn?? mnie po brzuchu i blizn? mia?em jeszcze przez trzy miesi?ce.
Wieczorem mi?e zaskoczenie. Przychodzimy do hotelu i kogo spotykamy?? Starych znajomych: Bartka, Wojtka i Darka, oraz Mart? z Damianem. Trzej amigos dojechali do Aqaby polskim autobusem, który z?apali na stopa. To by? jedyny polski autobus spotkany przez ca?e 3 tygodnie w Syrii i Jordanii. Wieczorem znowu impreza.