13 sierpnia 2000, niedziela. Dzie? siedemnasty
Rano ?egnamy si? z Cyprianem i Karolin?. Oni jad? ju? do Petry, i dalej do Aqaby. Szcz??ciarze poprzedniego dnia z?apali stopa i ten sam go?? zabiera ich dzisiaj do Petry.
A my? Gabry? otworzy? map? i na wschodzie Jordanii wyczai? Shawmari reserve. W "Lonely Planet" wyczytali?my, ?e to rezerwat oryxów, cokolwiek to oznacza. Jedziemy autobusem do Zarqui i dalej do Azraqu. Tam ogl?damy cytadel?, podobno unikatow?, bo zbudowan? z czarnego bazaltu, na mnie jednak nie zrobi?a wi?kszego wra?enia.
No, ale przed nami próba dostania si? do rezerwatu tych oryxów. Z trudem ?apiemy stopa i podje?d?amy do drogi skr?caj?cej na pustyni?. Do rezerwatu jeszcze jakie? 5 kilometrów. Mamy tylko po 2 litry wody na g?ow?, nad nami co chwila lataj? wojskowe odrzutowce, a powietrze jest tak gor?ce, ?e parzy nas w gardle przy ka?dym wdechu. Nie wiem, ile by?o dok?adnie stopni, ale obstawiam przy prawie 50 w cieniu, tylko gdzie tu jaki? cie??!
Na horyzoncie namioty Beduinów. Idziemy. Ju? wiemy, ?e do rezerwatu pieszo nie dotrzemy, ale do namiotów mamy szans?. Dochodzimy. Beduini ch?odz? si? le??c w namiocie na dywanie, dooko?a namiotu owce; przed upa?em cz??? z nich chowa si? pod ci??arówk?. Konsternacja. Wita nas g?owa rodziny. Siadamy na dywanie razem z nimi. Przy nas siadaj? m??czy?ni, kobiety krz?taj? si? wokó?. Kto? przynosi czajnik. Gabry? pije herbat? z owczym mlekiem, ja nie mam odwagi. Próbujemy si? targowa? z g?ow? rodziny, ?eby zawióz? nas swoj? ci??arówk? (mercedesem z roku 1956) do rezerwatu, tam poczeka? na nas i odwióz? nas z powrotem do drogi asfaltowej. Przydaje si? kilka liczebników arabskich, których nauczyli?my si? na poczekaniu. Staje na 5 JD za dwóch. Jedziemy.
W rezerwacie dostajemy zni?kowe bilety na ISIC. Ogl?damy strusie i inne zwierzaki, oryxy jedynie z daleka (okazuje si?, ?e ich wybieg ma kilkaset hektarów). Beduin odwozi nas do drogi.
Z ?apaniem stopa nie ma wi?kszego problemu. Zatrzymuje si? cysterna na irakijskich numerach. Doje?d?amy do Azraqu i st?d, równie? stopem, nast?pn? ci??arówk? na przedmie?cia Ammanu. Dalej ju? busikiem do centrum. Tej nocy ju? we dwójk? ?pimy w pokoju wychodz?cym na ulic?. G?o?no i jasno od neonów.
14 sierpnia 2000, poniedzia?ek. Dzie? osiemnasty
Nadszed? czas ruszy? z Ammanu dalej na po?udnie. Decydujemy si? przejecha? najw??sz? drog? na mapie: King's Highway, wybudowan? w trudnych warunkach górskich.
Rano idziemy na dworzec i jedziemy busem do Madaby. Tam staramy si? z?apa? stopa do Karaka. Niestety. ?apiemy tylko do Dhubanu, ostatniej wioski przed King's Highway. Okazuje si?, ?e teoretycznie ta droga w ogóle jest nieprzejezdna, bo akurat wymieniaj? asfalt. Cud, ?e tu dojechali?my. St?d ?apiemy dalej. Co chwila zatrzymuj? si? taksówkarze i mówi?, ?e i tak nas nikt za darmo nie we?mie, ale oni za spor? kas? s? sk?onni.
Nie poddajemy si?. ?apiemy furgonetk? rozwo??c? lekarstwa do aptek. Reszt? trasy do Karaka przeje?d?amy w cz??ci baga?owej na kawa?ku tektury. Kierowcy okazuj? si? mili i zatrzymuj? si? w punkcie widokowym, ?eby?my mogli sobie popatrze? na serpentyny wij?ce si? w w?wozie. Doje?d?amy do Karaka. Najgorszy odcinek przejechany. Rezygnujemy ze stopa, idziemy do autobusu. Naganiacz informuje nas, ?e w?a?nie odje?d?a autobus do Petry. Wsiadamy. Okaza?o si? jednak, ?e autobus jecha? tylko do Maana. No có?, dali?my si? nabra?. Gabry? krzyczy na kierowc?...
W Maanie na dworcu oblegli nas taksówkarze i zapewniaj?, ?e ostatni autobus do Wadi Musa (Petry) w?a?nie odjecha? i jeste?my skazani na ich us?ugi. Ca?a dyskusja odbywa si? przy autobusie do... Petry w?a?nie. Bezczelno??. Jedziemy busem.
Na miejscu zatrzymujemy si? w Orient Gate Hotel (2 JD za nocleg). ?pimy na pod?odze w bufecie razem z Japo?czykami i dwoma palesty?skimi Amerykanami. Z tymi ostatnimi Gabry? gra w szachy. Jutro wa?ny dzie?.
15 sierpnia 2000, wtorek. Dzie? dziewi?tnasty
Petra. Wstajemy o 6 rano. Idziemy do kasy. Mimo relacji ró?nych turystów, ?e bez problemu mo?na wej?? do ?rodka "przez p?ot", nie p?ac?c za wst?p, my jednak decydujemy si? kupi? bilety. Zreszt? o tym, ?e do Petry mo?na wej?? za darmo, ka?dy si? przekonuje si? dopiero wtedy, gdy ju? stamt?d wychodzi. Trudno. W ka?dym razie 20 JD nie nasze.
Petra to kotlina otoczona strzelistymi ska?ami. W czasach staro?ytnych miasto mlekiem i miodem p?yn?ce, ze wzgl?du na to, ?e le?a?o na szlaku handlowym z Persji do Egiptu, pó?niej podbite przez Rzymian, w ko?cu zapomniane i odkryte ponownie dopiero w dziewi?tnastym wieku.