2 sierpnia 2000, ?roda. Dzie? szósty
Po po?udniu jeste?my w Antakii. Przesiadamy si? na inny autobus do Aleppo. O 14 jeste?my na granicy. Gigantyczne przej?cie. Kolejne 3 godziny czekania, stania w kolejkach i wypisywania ?wistków. W tym czasie Gabry? robi zdj?cie posterunku granicznego (to chyba nielegalne).
Jakie? dziewczyny, Irakijki (bardzo ?adne zreszt?), ostrzegaj? nas, ?eby?my nie kupowali funtów w kantorze, tylko u koników. Nie wiemy dok?adnie, o co chodzi. Okazuje si?, ?e sprawa wygl?da tak, ?e dla nich rz?dowy kurs bankowy wynosi 12 funtów za dolara, a my dostawali?my 46 w banku, a u konika w porywach 47.
15 kilometrów za granic? zabrak?o paliwa w autobusie. I znowu godzina czekania, a? taksówka przywiezie beczk? ropy. Oj, ta podró? nauczy nas przede wszystkim cierpliwo?ci, gdzie si? cz?owiek nie obejrzy, wsz?dzie czeka? i czeka?.
Wieczorem w Aleppo. Ruch uliczny nas zadziwia. Przepisy drogowe nie obowi?zuj?, a my na nowo uczymy si? przechodzi? przez ulic?. Instalujemy si? na dachu hotelu u Krokodyla (1,5 dolara). Ten hotel ma co? w sobie. Doko?a same warsztaty z oponami, dach ma?y, betonowy, pokoje ciemne, jeden prysznic na trzydzie?ci osób, a i tak w ca?ej Syrii i Jordanii nie spotkali?my nikogo, kto w Aleppo zatrzyma?by si? w innym hotelu.
3 sierpnia 2000, czwartek. Dzie? siódmy
Zwiedzanie. Cytadela, meczety, souqi. Te ostatnie robi? niema?e wra?enie. Nastawione s? raczej na miejscowych, a nie turystów i to w?a?nie jest w nich najlepsze. Robimy pierwsze zakupy. Sztandarowe arafatki rozchodz? si? jak ciep?e bu?ki.
Po po?udniu we czwórk?, z Karolin?, Cyprianem i Gabrysiem, jedziemy taryf? do San Simeon, Bazyliki Szymona S?upnika - 50 kilometrów od Aleppo. Targujemy si? z taksówkarzem jak tylko mo?na. W ko?cu p?acimy 150 funtów za osob?; jak si? potem okaza?o, i tak przep?acili?my.
4 sierpnia 2000, pi?tek. Dzie? ósmy
Zebrali?my si? w 11 osób i przy pomocy Krokodyla za?atwili?my bus z kierowc? na ca?y dzie?.
O 7 rano odjazd. Bus zatrzymywa? si? na ??danie. Jechali?my w stron? Raqqi, po drodze zobaczyli?my zamek Qual At Jabaar (na pó?wyspie, na brzegu Eufratu). Przed sam? Raqq? bus zjecha? z asfaltu i przez kolejne osiem godzin z piaskiem w z?bach przejechali?my w poprzek pustyni? syryjsk?, po drodze zatrzymuj?c si? w ruinach Rasafeh, a potem w wiosce Beduinów. Pustynia naprawd? zadziwia. Gdzieniegdzie rosn? iglaste, suche krzaki, a w oddali wida? piaskowe tr?by powietrzne.
Do Palmiry doje?d?amy oko?o 18. Instalujemy si? w hotelu. Pokoje dwójki z ?azienkami i wiatrakiem za 3 dolary od osoby. Wieczorem pijemy wino z Francuzami.
5 sierpnia 2000, sobota. Dzie? dziewi?ty
Wstajemy o pi?tej nad ranem i idziemy do ruin zobaczy? wschód s?o?ca. Jak mi jeszcze raz kto? powie, ?e zachody s? pi?kniejsze od wschodów s?o?ca, to go chyba wy?miej?. Magia kolorów, czerwieni, ró?owego, ?ó?tego; walka z czerni? nocy o miejsce na niebie... a w dodatku jeszcze te ruiny wokó?.
W po?udnie wchodzimy do cytadeli. S?o?ce parzy tak, ?e wypijamy chyba ze dwa litry wody w ci?gu pó? godziny. Ko?o 17 jedziemy busem do Hamy z przesiadk? w Homs. Przyje?d?amy na miejsce jak jest ju? ciemno. Mimo to bez problemu odnajdujemy polecany w "Lonely Planet" Riyad Hotel. Bierzemy taras, ale taki przez du?e "T". Du?y, zadaszony, z marmurow? posadzk? i w?asnym WC. A na dodatek zdominowany przez polskich turystów. Dowiadujemy si?, ?e najbardziej integracyjne s?owo polsko-arabskie to "dziura". Nie do??, ?e brzmi dok?adnie tak samo, to na dodatek ma takie samo znaczenie.
Wieczorem Darek z Bartkiem i Wojtkiem kupuj? dwunastokilogramowego arbuza.
6 sierpnia 2000, niedziela. Dzie? dziesi?ty
Hama to chyba najwi?kszy skansen starych samochodów, a w dodatku wszystkie na chodzie. Wystarczy wyj?? na ulic?, ?eby zobaczy? mnóstwo mercedesów "adenauerów", chevroletów, buicków i innych.
Z Gabrysiem zwiedzamy miasto. Ogl?damy norie, ko?a podobne do m?y?skich, s?u??ce dawniej do nalewania wody do akweduktów. Poza tym oddajemy si? leniuchowaniu, popijaj?c od czasu do czasu crusha (crush to smaczna i orze?wiaj?ca oran?ada syryjska, szczególnie gdy sprzedawana jest prosto z lodu i, oczywi?cie, ze s?omk?).
Wieczorem id? z Darkiem do miasta na fotograficzne ?owy.