28 lipca 2000, pi?tek. Dzie? pierwszy
0.40 poci?g. Do Gliwic przyje?d?a 15 minut spó?niony. Nie?le si? zapowiada; a? strach pomy?le?, co b?dzie dalej. W Krakowie dosiadaj? si? Bartek z Wojtkiem, w Rzeszowie Darek. Najbardziej do?wiadczony w podró?owaniu do Turcji jest Darek. Trzeci raz jedzie t? tras? - przejmuje dowodzenie.
Autobus z Przemy?la o 7.30. Egipska skania - jaki? taki ma?y, nie ma gdzie nóg podzia?... ale jest klima i radio. Kierowcy ca?y czas puszczaj? rumu?skie disco; niez?a r?banka. W autobusie dwie trzecie pasa?erów to tury?ci jad?cy do Rumunii, Bu?garii i dalej. Wszyscy si? przechwalaj?, gdzie jad?.
Ukraina - na granicy pó?torej godziny, nie?le posz?o, znawcy twierdz?, ?e to dlatego, ?e w autobusie jedzie ma?o przemytników, a du?o turystów. Kraj - wygl?da ?a?o?nie, krowy chodz? po ulicach. Asfalt dziurawy i te gigantyczne ronda. Samochody: zi?y, moskwicze, w porywach ?ady... Milicja zatrzymuje autobus. Kierowca wychodzi z ?apówk?. Milicjanci ?ycz? szerokiej drogi. Potem tak jeszcze dwa razy.
Granica rumu?ska - podobno najgorsze przej?cie w Europie. Czekamy dwie godziny, a? nam wbij? piecz?tki. Ukrai?scy celnicy opieprzaj? si? strasznie. Dochodzi do tego, ?e po jednej stronie kraty my z paszportami w z?bach patrzymy na nich z nadziej?, a po drugiej stronie oni w tych swoich wielkich, ?miesznych czapkach rozmawiaj?, pal? papierosy i maj? nas g??boko gdzie?. Przed wjazdem do Rumunii poruszenie. Przemytnicy w autobusie zbieraj? marki na ?apówk?. Widocznie du?o nazbierali, bo odprawa posz?a szybko. Jeszcze tylko dezynfekcja autobusu (obowi?zkowe polewanie autobusu wod? za jedyne 15 dolarów) i ju? w Rumunii.
Rumunia w porównaniu z Ukrain? to raj. Za oknem autobusu zachodz?ce s?o?ce i mnóstwo bocianów. O 23 mamy poci?g z Suczawy do Bukaresztu (accelerat 5 USD). W poci?gu tworzymy "grup? szturmow?": do naszej pi?tki do??czaj? si? Cyprian z Karolin?.
29 lipca 2000, sobota. Dzie? drugi
Rano doje?d?amy do Bukaresztu. W budkach przed Gara De Nord kupujemy bilety do Stambu?u (po targowaniu staje na 17 dolarach). Do godziny 15 zwiedzamy Bukareszt; du?o cerkwi, wielkie wra?enie robi gmach parlamentu. Poza tym to n?dza, furmanki na drogach itp. W parkach margines w?cha klej. O 16 odjazd. Luksusowy mercedes zaskakuje; steward dzieli col? itp.
Granica rumu?sko-bu?garska. Trzy godziny bezczynno?ci... Kiedy ten prom wreszcie odp?ynie? W drodze przez Bu?gari? ogl?damy film "Speed" - ca?kiem niez?y, szczególnie, gdy si? go ogl?da w autobusie.
30 lipca 2000, niedziela. Dzie? trzeci
Turcja. Na granicy wszystko przebieg?o dosy? sprawnie. O 8 rano jeste?my w Stambule. Dwie godziny szukamy noclegu. Szukanie polega na tym, ?e siedzimy na ?awkach ko?o B??kitnego Meczetu i czekamy na oferty naganiaczy hotelowych, potem wysy?amy szpiega, ?eby poszed? sprawdzi?, jakie s? warunki w oferowanym hotelu. Zostajemy w hoteliku za 4 dolary (ca?kiem, ca?kiem: dach z widokiem na port, prysznic i herbatka gratis).
Zaczynamy zwiedza? miasto: cysterny, B??kitny Meczet, p?yniemy na azjatyck? stron?. Du?o kobiet nosi chustki na g?owie, faceci trzymaj? si? za r?ce (czy?by?my byli w kraju muzu?ma?skim...?) i wszyscy jedz? ziarna s?onecznika.
31 lipca 2000, poniedzia?ek. Dzie? czwarty
Zwiedzamy Topkapi. Udaje nam si? wej?? na kart? ISIC (7 dolarów zaoszcz?dzone). Takie gigantyczne muzeum, mnóstwo eksponatów... nawet fajnie. Poza tym odwiedzamy jeszcze bazary: wielki i egipski. Hmmm, robi? wra?enie. Najbardziej odlotowy jest bazar egipski; bazar przypraw i s?odyczy. Intensywne zapachy przypraw z najdalszych zak?tków ?wiata wierc? w nosie. Kupujemy takie laski z masy rodzynkowej z zatopionymi w ?rodku orzechami... Miodzio.
Z Gabrysiem jedziemy na dworzec autobusowy. Ten dworzec po prostu trzeba zobaczy?. Mówili nam, ?e jest wielki i w ogóle, ale jak wysiedli?my z metra, to i tak, mimo "przestróg i ostrze?e?", zamurowa?o nas. Ogl?damy autobusy do Kapadocji. Okazuje si?, ?e nie ma problemu. Ceny s? sta?e (ok. 20 USD) i przewo?nicy nie wykazuj? ch?ci do targowania si? (a wszyscy mówili, ?e spokojnie mo?na si? targowa?).
1 sierpnia 2000, wtorek. Dzie? pi?ty
Decydujemy si? jecha? jednak z ca?? ekip? do Syrii, a Kapadocj? zwiedzi? w drodze powrotnej. W grupie ra?niej. Rano w biurze podró?y w ruskiej dzielnicy kupujemy bilety do Aleppo (po wytargowaniu si? staje na 27,5 USD). Zwiedzamy jeszcze Haghi? Sophi? (na ISIC wchodzimy za friko, oszcz?dzamy 6 dolarów).
O 17 odjazd. Stambu? jest jednak gigantyczny. Po 2 godzinach jazdy autobusem jeszcze z niego nie wyjechali?my. W oddali wida? dzielnice z wie?owcami, gdzie indziej znowu wielkie bloki mieszkalne.