Gdy kierowca w ko?cu przyjecha? z nowym aparatem zap?onowym, mogli?my wreszcie kontynuowa? nasz? podró? w g??b olbrzymiej wulkanicznej kaldery o powierzchni kilkuset kilometrów kwadratowych. By? to koniec pory suchej, tak wi?c dominuj?cymi barwami w kraterze by?y be?e, br?zy i szaro?ci. Wn?trze krateru zd??y?o si? ju? rozgrza? i pe?ne by?o kurzu i py?u. Tym razem nie uda?o nam si? zobaczy? ?adnego lwa czy geparda, ale za to widzieli?my ca?e mnóstwo antylop gnu oraz inne antylopy i gazele, zebry, a ponadto ca?kiem sporo bawo?ów, nosoro?ce, strusie i s?onie. Szkoda, ?e na skutek awarii samochodu ogl?dali?my krater jedynie przez dwie godziny.
Nast?pnego dnia ruszyli?my do parku narodowego Lake Manyara, tak?e znajduj?cego si? na terenie Ngorongoro Conservation Area. Tym razem wi?cej ptactwa wodnego, spore stado hipopotamów, a nad nimi, na wzgórzu... grupa dobrze ukrytych lwów, czekaj?cych na ?atwy nocny ?up, gdy hipopotamy wyjd? z wody na l?d wraz z ma?ymi, stanowi?cymi ?atwy cel. Widzieli?my te? nor? hien z dwoma czy trzema ma?ymi. Oprócz tego - szakale i inni mali drapie?cy plus, naturalnie, zebry, ?yrafy, antylopy, ma?py, s?onie.
Powrócili?my do Arushy i nadszed? czas rozstania. Czworo z nas wraca?o do domu - z czego troje mia?o najpierw przed sob? wej?cie na Mount Meru. Teresa i ja rozpocz?li?my nasz? podró? do Ugandy.
Istnieje kilka sposobów dostania si? do Ugandy z Tanzanii. Niew?tpliwie naj?atwiej i najszybciej jest pojecha? autobusem z Arushy przez przej?cie graniczne Namanga do Nairobi i stamt?d poprzez Busi? wjecha? do Kampali. My jednak postanowili?my zrobi? kolejn? p?tl? i wjecha? do Ugandy od po?udnia, z Tanzanii, za? wyjecha? z niej do Kenii na wschodzie. To oznacza?o dostanie si? do po?udniowego wybrze?a Jeziora Wiktorii i przep?yni?cie go promem. Nie mieli?my innego wyj?cia - musieli?my wzi?? autobus z Arushy do miejscowo?ci Mwanza, po?o?onej w Tanzanii na po?udniowym brzegu Jeziora Wiktorii.
Problem z takim po??czeniem polega na tym, ?e wybiera? mo?na tylko pomi?dzy z?ym a jeszcze gorszym. Jedna trasa jest w miar? szybka (oko?o 12 godzin) i niezwykle malownicza, wiod?ca przez obszar chroniony Ngorongoro (Ngorongoro Conservation Area) i Park Narodowy Serengeti. Niestety, w takim przypadku nale?y wnie?? pe?n? op?at? za wjazd do tych chronionych obszarów. Oznacza to ni mniej, ni wi?cej tylko tyle, ?e bilet kosztuje równowarto?? 75 USD. Nie by?o nas sta? na takie ekstrawagancje. Druga trasa omija te rejony i dlatego bilet kosztuje jedynie równowarto?? oko?o 20 USD. Jednak nawet przewodniki podkre?laj?, ?e nie jest to jazda, tylko piek?o i ?e tras? t? pokonuje si? w 36 godzin lub wi?cej. Wiedzieli?my ju? co nieco o afryka?skich warunkach, lecz najwyra?niej nie na tyle, by pewne fakty przyj?? z pokor?. Uwa?ali?my, ?e dane te s? przesadzone i ?e za mniej wi?cej 24 godziny szcz??liwie wysi?dziemy w Mwanzie.
Mylili?my si?. Gdy przybyli?my na dworzec, czeka? ju? t?um ludzi. Autobusu, który mia? odjecha? o 9.30 rano, nie by?o nigdzie. Po jakim? czasie okaza?o si?, ?e wyjecha? wcze?niej, w przeciwnym kierunku, do Moshi, aby stamt?d przywie?? pasa?erów do Arushy. Autobus powróci? na dworzec oko?o 10.00, parkuj?c w zupe?nie innym, ni? przewidywali?my, miejscu. I wtedy zacz??o si? co?, co Marcin Kydry?ski i Marcin Meller nazywaj?, jak?e s?usznie, psychodram?. T?um rzuci? si? do wej?cia, pchaj?c i ci?gn?c we wszystkich kierunkach niczym rozszala?e morze, wrzeszcz?c, k?óc?c si?, d???c jedynie do tego, by wej?? i zaj?? miejsce. Nie by?o si?y, bym si? przecisn??, zw?aszcza z naszymi ci??kimi i wielkimi plecakami, zignorowano kompletnie moje pro?by o umieszczenie plecaków na dachu autobusu. Byli?my lekko zrozpaczeni i ju? my?leli?my, ?e nigdy nie wejdziemy. W ko?cu pojawi? si? cz?owiek, który poprzedniego dnia sprzeda? nam bilety, i pokaza? nam nasze miejsca.
Sporo determinacji wymaga?o przepchni?cie si?, przeci?ni?cie i przej?cie przez t?um, który zajmowa? ka?d? woln? przestrze? pojazdu - do autobusu maj?cego 52 fotele wci?ni?to, wed?ug listy pasa?erów, 120 osób. Gdy dotarli?my do ko?ca autobusu, po krótkiej rozmowie okaza?o si?, ?e nasze miejsca s? gdzie indziej - jeszcze raz trzeba by?o przeciska? si? przez t?um, tym razem ku przodowi... Teresa dosta?a miejsce gdzie? w ?rodku, z szyb? cz??ciowo p?kni?t?, tak wi?c noc? by?o ch?odno, a za dnia kurz zatyka? p?uca. Mój los by? w pewnym sensie jeszcze gorszy. Posadzono mnie na pokrywie od silnika, gor?cej jak diabli, tu? obok kierowcy. Siedzia?em ty?em do niego i bokiem do czo?a autobusu. Moje kolana by?y kompletnie unieruchomione przez pi?ciu czy sze?ciu facetów ?ci?ni?tych wokó? mnie w najrozmaitszych pozycjach.