Docieramy do Kizimkazi o 9.00 rano i po wszelkich formalno?ciach dostajemy p?etwy i maski. Oczywi?cie nie by?o p?etw na moj? nog?, lecz pó?niej okaza?o si? to i tak nieistotne. Dotarli?my do ?odzi (nie by?o to ?atwe, bowiem ?ód? zacumowano jakie? 50 do 70 metrów od brzegu, wi?c i tak byli?my mokrzy po pas, trzymaj?c buty, pokrowce na aparaty i kamery, sprz?t do nurkowania, cz??ci ubrania itd.). Kapitan w??czy? silnik. Pocz?tkowo fale by?y ?agodne. Potem przyspieszy?. ?ód? skaka?a w gór? i w dó? na falach. Nagle widz?: oto s?, trzy czy cztery delfiny, z gracj? wyskakuj?ce z wody, wszystkie razem jak na komend?, i nurkuj?ce ponownie. Wszystko dzia?o si? tak szybko, ?e nikt nie zd??y? wskoczy? do wody, a ju? najmniej ja ze swoj? kamer?. A potem sta?o si? nieuniknione. Dosta?em choroby morskiej. Nie by?o si?y, ?ebym teraz skaka? gdziekolwiek, nawet gdybym zobaczy? milion delfinów. My?la?em tylko o jednym: jak zapobiec wylaniu si? zawarto?ci mojego ?o??dka do krystalicznie czystej wody. ?adne patrzenie na odleg?y horyzont nie pomaga?o. Siedzia?em tam po prostu, skulony, obraz n?dzy i rozpaczy, patrz?c w jeden punkt na pod?odze ?odzi. Potem dop?yn?li?my do p?ytszej, spokojniejszej wody. Chorobliwe samopoczucie odesz?o i w ko?cu mog?em wskoczy? do wody (naturalnie za pó?no, by zobaczy? jakiekolwiek delfiny). W?a?nie wtedy, gdy zaczyna?em czu? si? lepiej i nawet próbowa?em pop?ywa?, zabawa si? sko?czy?a - wracamy na brzeg. Jeszcze jeden pech.
Ca?e to do?wiadczenie mnie zm?czy?o, zamiast przynie?? mi rado??. Dobrze, ?e postanowili?my sp?dzi? jeszcze jedn? noc na wyspie, pomimo ?e pó?niej okaza?o si?, i? nie b?dziemy mieli czasu na wiele innych atrakcji.
Po dniu odpoczynku (niezupe?nie, zwa?ywszy, ?e wynaj?tym rowerem dojechali?my z Teres? do ukrytej jaskini koralowej, zeszli?my do niej, a potem wspi?li?my si? z powrotem i powrócili?my do wioski) w ko?cu po?egnali?my Zanzibar. To by?a najmilsza cz??? naszego pobytu w Afryce, bez stresu i pozbawiona wysi?ku. Jednym s?owem - raj. Po?egnali?my naszych gospodarzy (których nauczyli?my par? s?ów po polsku), powrócili?my do Stone Town, stamt?d wzi?li?my nocny prom do Dar es Salaam (ciekawe, po przep?yni?ciu zaledwie kilkudziesi?ciu metrów prom cumuje i rusza dopiero nad ranem) i poranny autobus do Arushy, do której przybyli?my wieczorem. Planowali?my st?d wspina? si? na Kilimand?aro i obejrze? krater Ngorongoro. Niestety, czas nagli?. Okaza?o si?, ?e na Kili nie b?dzie ju? miejsca. Troje z naszej grupy zdecydowa?o si? "zaatakowa?" drug? najwy?sz? gór? Tanzanii, znacznie mniej wymagaj?c?, Mount Meru. Wspinaczka zajmuje tylko trzy dni, a nie pi??, jak w przypadku Kilimand?aro. Janek zdecydowa? si? powróci? do Kenii, a Teresa i ja rozpocz?li?my nasz? podró? do Ugandy.
Jednak zanim to nast?pi?o, zd??yli?my jeszcze za?atwi? sobie dwudniowe safari do krateru Ngorongoro i Jeziora Manyara. Mieli?my sp?dzi? w kraterze ca?y dzie?. Wiadomo bowiem, i? z samego rana, gdy budzi si? dzie?, Ngorongoro pe?ne jest zwierzyny, z której cz??? chowa si? pó?niej przed spiekot? s?o?ca (trafili?my na koniec pory suchej). Ponadto ranem warunki o?wietleniowe s? o wiele lepsze i zdj?cia zrobione w takiej w?a?nie porze s? wyrazistsze. Jednak gdy przekroczyli?my g?ówn? bram? wjazdow? i ujechali?my kilka kilometrów kraw?dzi? krateru, nast?pi?o nieodwracalne zniszczenie aparatu zap?onowego w naszym land roverze, tak wi?c tkwili?my na ?rodku drogi przez pi?? godzin (nasz kierowca musia? wróci? do najbli?szej wi?kszej miejscowo?ci, by sprowadzi? nowy aparat; gdy wróci? na ci??arówce wy?adowanej lud?mi, stwierdzi?, ?e nie ma portfela z kwot? 150 USD).
Nikt, kto widzia? filmy dokumentalne o Ngorongoro pi?knie o?wietlonym s?o?cem i - w zale?no?ci od pory roku - z jego soczyst? zieleni? lub py?em i kurzem wyschni?tej ziemi, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak zimno mo?e by? tam, na kraw?dzi krateru, wcze?nie rano, zanim mg?a i wilgo? nie opadn? i nie zaczn? w ko?cu grza? promienie s?oneczne. Nie chcieli?my marzn??. Z drugiej strony, nie chcieli?my przez pi?? godzin siedzie? w samochodzie. Wysiedli?my. Zorba na kraterze - to by? mo?e chwytliwy tytu? dla tej cz??ci mojej opowie?ci, ale naprawd? to robili?my, ta?czyli?my zorb?, walca i robili?my inne dziwne rzeczy, by si? rozgrza?. W tym czasie mija?y nas samochody, zmierzaj?ce w obu kierunkach. Kiedy si? ju? troch? rozgrzali?my, niektórzy zdecydowali si? na spacer. Wielu kierowców ostrzega?o nas przed w??ami, bawo?ami, s?oniami i innymi niebezpiecznymi zwierz?tami. Mówili, ?e zachowujemy si? nieodpowiedzialnie, spaceruj?c tak od niechcenia w tej okolicy. Mo?e i tak by?o, ale przynajmniej ja nie zniós?bym siedzenia czy stania w jednym miejscu przez ca?y ten czas. Jedynymi zwierz?tami, jakie napotkali?my, by?y masajskie krowy.