Oko?o 10 wieczorem tego samego dnia jeste?my ju? na tureckiej granicy (Kapikule). Tutaj byli?my ?wiadkami nader dziwnego procederu. Po wizycie w sklepie bezc?owym wi?kszo?? pasa?erów wraca z jednakowymi, nieprzezroczystymi torbami wype?nionymi, jak si? domy?li?em, zestawem artyku?ów w ilo?ci niepodlegaj?cej ocleniu. Pewnie g?ównie alkohol i papierosy. S?dz?c po krótkim czasie, jaki sp?dzili we wspomnianym sklepie, wszystko musia?o by? ju? przygotowane. Sami kierowcy wrócili równie? ob?adowani takimi torbami i wciskali je w autobusie wszystkim, którzy jeszcze ich nie mieli. Wszystkie torby nale?a?y zapewne albo do kierowców, albo do samej firmy przewozowej. Na granicy odby?a si? kontrola celna. Pasa?erowie musieli wyci?gn?? swoje baga?e i u?o?y? je na specjalnej lawie. Oczywi?cie, ka?dy ma czarn?, plastikow? torb?. Pytam si? s?siada z Mo?dawi, co w nich jest. Odpowiada, ?e nie wie, co mnie ju? nie dziwi. Tak oto byli?my ?wiadkami wyrafinowanego i paradoksalnie legalnego przemytu. Swoj? drog?, zastanawiam si?, dlaczego rodacy na co? takiego wcze?niej nie wpadli.
Przy ostatniej formalno?ci okazuje si?, ?e na wykupionej na granicy wizie (10 USD) nie mamy piecz?tki policji tureckiej. Musieli?my wi?c biegiem wraca? do oddalonej o kilkaset metrów budki. Wreszcie, wy?miani serdecznie przez tureckich ?o?nierzy, wsiadamy do autobusu i odje?d?amy w kierunku Stambu?u.
DZIE? 4
Stambu?
W Stambule jeste?my ju? o 3 w nocy, ale autobus stoi do rana, tak wi?c jeszcze troch? ?pimy. W ko?cu oko?o 6 udajemy si? w kierunku dzielnicy Sultanahmed. Daleko i?? nie musieli?my, gdy? autobus zaparkowa? przy hotelu w dzielnicy Lalei, niedaleko od Starego Miasta. Po drodze zaczepia nas facet, który chyba w?a?nie si? obudzi? po nocy sp?dzonej na ?awce. Zaproponowa? nam pokój w hotelu. Gdy zapyta?em o cen?, cz?owiek z rozmys?em popatrzy? w niebo i rzuci? - 3 miliony lirów tureckich (20 USD) za dwie osoby. Zarzeka? si? jednoczenie, ?e nic ta?szego nie znajdziemy. Nie trudno by?o si? domy?le?, ?e to naci?gacz ?yj?cy z po?rednictwa i g?upoty niektórych turystów. Powiedzia?em na odczepne, ?e si? zastanowi?, i poszli?my dalej.
Tak wygl?da?o nasze pierwsze spotkanie z naci?gaczem. Bardzo du?o ludzi w Turcji ?yje z "po?rednictwa". Zaci?gaj? ci? do sklepów, hoteli, restauracji, biur przewozowych. Wciskaj? owoce lub namawiaj? na okazyjny zakup dywanu. S? sk?onni obni?a? ceny, gdy widz?, ?e nie jeste? zainteresowany. Od ka?dej transakcji maj? prowizj?, albo cz??ciej - wszystko, co uda im si? uzyska? ponad cen? w?a?ciwego sprzedawcy idzie do ich kieszeni. Niektórzy s? bardzo przebiegli, inni nadrabiaj? bezczelno?ci? i natarczywo?ci?. Na dworcach autobusowych, bazarach, przed restauracjami... s? wsz?dzie. Trzeba nauczy? si? radzi? sobie z nimi i przede wszystkim - nie wkurza? si?. Chyba nikt nie lubi, jak si? go nieustannie zaczepia i wciska kit. Z pocz?tku jest to bardzo irytuj?ce, ale ju? po kilku dniach cz?owiek si? przyzwyczaja do tego swoistego folkloru. Z czasem mo?na sobie nawet pogaw?dzi? z takim natr?tem na ró?ne ciekawe tematy.
Kilka sposobów na pozbycie si? naci?gaczy i upierdliwych sprzedawców:
- "Ja by? z Polski. Ja nie mówi? po angielski" - nie zawsze skutkuje; w okolicach Krytego Bazaru grasuje wielu Turków, którzy mówi? po polsku. Najcz??ciej s? to sprzedawcy badziewiastych kurtek skórzanych, po które zreszt? do niedawna Polacy sami ci?gn?li ca?ymi tabunami.
- "Jestem biednym studentem z Polski i nie mam pieni?dzy" - do niektórych i to nie trafia, proponuj? nawet zakup na kredyt.
- "na Rumuna" - sam tego nie wypróbowywa?em, ale rodacy, których spotkali?my w Kapadocji, radzili, by na pytanie "Where are you from?", które zazwyczaj otwiera wymuszon? rozmow?, odpowiada? "Romania". Turcy wtedy jako? szybko si? zniech?caj?.
- "Saol, szef!" (fonetycznie) - czyli "Dzi?ki, szefie". Tego nauczy? mnie pewien zaprzyja?niony Turek. Czasami dzia?a.
Generalnie nale?y sprawia? wra?enie, ?e wie si?, czego si? chce, nawet je?li tak nie jest.
Poniewa? pora by?a jeszcze wczesna, a my i tak nie mieli?my ani lira, postanowili?my przeczeka? na hipodromie do otwarcia kantorów i biura informacji turystycznej. W tym momencie podszed? do nas Amerykanin, który jak si? okaza?o ju? od lat mieszka? w Turcji ucz?c j?zyka, i zaproponowa? nocleg w swoim pensjonacie Seagull Pension. Na pytanie o cen? pokoju poprosi?, ?eby?my sami j? rzucili. Sk?ama?em, ?e tak w?a?ciwie to ju? mamy na oku nocleg w schronisku m?odzie?owym za 12 USD. By?a to najni?sza cena w Stambule wed?ug naszego przewodnika. Ceny z tego przewodnika rozmija?y si? jednak cz?sto z rzeczywisto?ci?. Za t? w?a?nie cen? zaoferowa? nam nocleg w pokoju z ?azienk? w odleg?o?ci 5 minut piechot? od B??kitnego Meczetu. Oczywi?cie, zgodzili?my si?, cho? pewnie mo?na by?oby przenocowa? i za 9-10 USD, bo pensjonat ?wieci? pustkami. Pó?niej dopiero u?wiadomili?my sobie, ?e jak dobrze si? rozejrze?, to i za 7 USD za 2 osoby da?oby si? przenocowa? (w innym pensjonacie, np. w okolicach dworca Sirkeci).