Rodzina królewska
Jej zdj?cie mo?na znale?? w ka?dym domu czy sklepie. To prawdziwa ?wi?to?? dla Nepalczyków. Pozostaj? wzorem wszystkich cnót. Na spotkania z królem przychodzi?y prawdziwe t?umy. Nikt tu nie uwierzy?, ?e morderc? móg?by by? nast?pca tronu. Wszyscy s? przekonani, ?e by? to spisek królewskiego brata, jednak boj? si? otwarcie o tym mówi?.
Katmandu noc?
Tury?ci przesiaduj? w pubach. Dyskoteki s? mniej ucz?szczane, ale jak kto? lubi, to wyzwolone Nepalki oferuj? tu swoje us?ugi. Ulice s? opustosza?e, ale bezpieczne. Kursuj? jedynie taksówki za cen? dwa razy wi?ksz? nawet dla tubylców. W ramach oszcz?dno?ci mo?na wraca? do domu pieszo, trzeba uwa?a? jednak na grupy psów. Rz?dz? one na ulicach noc? w?ród gór ?mieci, które ludzie wyrzucaj? prosto na chodniki. Nad ranem wszystko jest ju? posprz?tane. Warto zabiera? latark?, bo o?wietlenie jest tylko na g?ównych ulicach.
Tubylcy
Zawsze maj? du?o czasu i nigdzie si? nie spiesz?. Nawet zwyk?a wizyta w sklepie mo?e zabra? godzin?, bo sprzedawca jest mi?y, robi herbat?, chce opowiedzie? co? o swoim ?yciu i pos?ucha? o moim; mówi: "wiesz, po raz pierwszy zobaczy?em swoj? ?on? w dniu ?lubu".
Tutejsi mieszka?cy chc? by? pomocni do tego stopnia, ?e zapytani o drog? zawsze j? wska??, jednak cz?sto nie maj? poj?cia, o co pytam. Nepalczycy ?atwo nawi?zuj? rozmow? na ulicy, s? przyja?ni, otwarci, ciekawi turystów. M??czyznom obce s? jakiekolwiek d?entelme?skie gesty. Nikt nie u?ywa s?ów jak dzi?kuj?, przepraszam, a chc?c powiedzie? "tak", wykonuje si? charakterystyczny skr?t g?owy. Dzieci na ulicach ci?gn? turystów za r?ce i prosz? o rupi?, czekolad? albo school pen. Sadhus to ludzie, którzy obrali drog? modlitwy, ascezy i duchowych poszukiwa?. Nie obcinaj? w?osów ani brody, ?yj? w celibacie. Wszystko co maj?, to niewielki tobo?ek. ?yj? dzi?ki datkom, które dostaj? od wszystkich chc?cych poprawi? swoj? karm?.
Pokhara
Pozwolenie na trekking mo?na wykupi? na Thamelu w podziemiach Himalayan Bank. Zanim tu docieram, zwiedzam spor? cz??? miasta, gdy? ka?dy wskazuje mi inn? drog?.
Nast?pnego dnia wsiadam w turystyczny autobus do Pokhary. Jedzie nim grupa bajecznie przystojnych Izraelitów. Nasze baga?e podró?uj? na dachu. Zatrzymujemy si? jedynie przy drogich, turystycznych restauracjach, gdzie kierowca dostaje swoj? prowizj?. To, co dzieje si? po dotarciu do Pokhary, przechodzi wszelkie moje oczekiwania. Gromada nagabywaczy rzuca si? na nas jak s?py. Przekrzykuj? si?, wydzieraj? z r?ki plecak i pakuj? do swoich taksówek. Nawet mój krzyk nie pomaga, ale ostatecznie wyk?ócam si? o hotel za rozs?dne 150 Rs z darmowym dojazdem.