Szpital
Jestem na chirurgii dzieci?cej. Tubylcy s? biedni i nie sta? ich na leczenie, p?aci za nich rz?d, znaczna cz??? pieni?dzy pochodzi te? z darowizn od innych pa?stw. Warunki s? tu znacznie gorsze ni? u nas, przede wszystkim jednak nie przestrzega si? higieny. Sale s? obskurne i nieprzyjemne. Wi?kszo?? leków i ?rodków czysto?ci jest sprowadzana z zagranicy, kiedy ju? s? przeterminowane. Maj? nawet jaki? polski p?yn dezynfekuj?cy, dwa lata po terminie przydatno?ci, którego instrukcj? musz? przet?umaczy?. W ci?gu mojego pobytu tylko raz widzia?am tu u?miechni?te dziecko. Wielu ludzi mieszka daleko w górach, dotarcie do specjalisty to dla nich d?uga podró? i du?y wydatek, tym bardziej ?e jest to jedyny szpital dzieci?cy na ca?y Nepal, pó?nocne Indie, Bangladesz i cz??? Pakistanu. Wizyta jest wi?c odwlekana, ropie? urasta do wielko?ci pi??ci, a guz wielko?ci g?owy. Maj? tu mnóstwo wad wrodzonych. Wiele dzieci jest niedo?ywionych i ?atwo chwyta ci??kie infekcje. Gru?lica brzucha jest tu na porz?dku dziennym. Dawki leków s? du?e (jedna tabletka ibuprofenu to 600 mg), brakuje roztworów glukozy, ?eby od?ywia? dzieci do?ylnie. Poradnia przyszpitalna to istny ko?choz. Pacjentowi ?rednio po?wi?ca si? 3 minuty.
Komunikacja
Komunikacja w Katmandu jest ca?kiem przyzwoita. Pojazdy publiczne s? jednak przystosowane do wzrostu tubylców, o czym przekona?am si? na w?asnej g?owie. Maj? tu autobusy, mikrobusy (naprawd? mikro, a wpycha si? tu oko?o 10 osób i nie sposób oddycha?) i moje ulubione tuk tuki (podobne do indyjskich tempo, jeszcze nie mo?na tu siedzie? wyprostowanym, ale da si? oddycha?). Op?ata za przejazd, oboj?tnie, czym si? jedzie, to oko?o 5 rupii za 3 km, p?aci si? kierowcy lub jego pomocnikowi. Przystanki s? raczej umowne, mo?na jednak zatrzyma? taki pojazd wsz?dzie. Kiedy chce si? wysi???, nale?y postuka? w metalowy dach.
Popo?udnie to godziny szczytu, ogromne korki i pe?ne autobusy. Taksówki s? znacznie dro?sze, trzeba kaza? kierowcy w??czy? licznik albo uzgodni? cen? wcze?niej.
Thamel
To raj dla turystów. Ulice pe?ne rikszarzy, powietrze g?ste od spalin, miejscami czu? zapach ?wie?ego pieczywa z "Hot Bread" i kadzide?ek, s?ycha? nostalgiczn?, tybeta?sk? muzyk? ze sklepów muzycznych, maszyny wyszywaj?ce t-shirty, ale najg?o?niejszy s? wiecznie tr?bi?cy kierowcy i natr?tni naci?gacze. Ka?dy zach?ca, ?eby wej?? do jego sklepu, bo u niego "very cip". Jedni uliczni sprzedawcy specjalizuj? si? w drewnianych szachach w okr?g?ych pude?kach, inni w tiger balm, a jeszcze inni w haszu. Restauracje oferuj?ce ka?d? kuchni?, sklepy turystyczne z podrobionymi rzeczami North face, kantory, agencje turystyczne, kafejki internetowe, ksi?garnie i oczywi?cie sklepy z pami?tkami (we?niane swetry, figurki, herbaty, no?e Gurków, thangki, postery z widokiem Himalajów, maski, bi?uteria, ró?ne ?elastwa, które maj? uchodzi? za bardzo cenne, wszystko, co tylko da si? sklei? z papieru ry?owego).