Dariusz Skrzypiec
Spotkali?my go w konsulacie w Erzurum. Dzieli? z nami trudny los petenta, z t? jednak ró?nic?, ?e on odbiera? wizy, a my sk?adali?my wnioski. Zreszt? traktowany by? tak samo; co pó? godziny wzywano go do okienka. Du?o z nim rozmawiali?my; mówi? biegle po angielsku, po polsku ani s?owa. Jest Niemcem z bogat? przesz?o?ci? i jeszcze bogatsz? (jestem tego pewny), cho? nieznan? przysz?o?ci?.
Urodzi? si? w Chorzowie, z Polski wyjecha? ponad 20 lat temu. Prawie rok mieszka? w Stanach, a aktualnie jest w podró?y swojego ?ycia. Ze swoj? dziewczyn? Kitty sprzedali ca?y swój dobytek i wyjechali z Niemiec ponad pi?? miesi?cy temu. Na motorach oczywi?cie. Zwiedzili W?gry, Rumuni?, Bu?gari?, a od prawie 3 miesi?cy podró?uj? po Turcji. A dalej? Miesi?c w Iranie, Indie, Nepal, kraje Dalekiego Wschodu. Docelowo, za dwa, trzy lata chc? dojecha? do Australii.
Mieszkali?my w tym samym hotelu co oni. Dali nam namiary na ciekawe miejsca w Turcji Wschodniej, po?yczyli?my od nich przewodniki do skserowania - "Lonely Planet" po Turcji i Iranie.
Przy okazji Darek da? nam do skserowania swój dowód osobisty. Na pro?b? matki musia? kopi? wys?a? do Niemiec. Rafa? wzi?? go do r?ki i na g?os przeczyta?: "Dariusz Miros?aw Skrzypiec". Oni si? tylko u?miechn?li, ?e tak poprawnie przeczyta? nazwisko.
* * *
Niespodziewanie spotkali?my ich jeszcze raz dwa tygodnie pó?niej w mie?cie Bam w po?udniowym Iranie. Od dwóch dni mieli by? ju? Pakistanie.
W drodze z Bam do Zahedanu Darek zatrzyma? motor na skraju drogi i przeszed? na drug? stron?, ?eby zrobi? fotk?. Na jego oczach ci??arówka z pr?dko?ci? 100 km/h staranowa?a jego BMW. Kierowca chcia? mu tylko pomacha?, a motoru nie zauwa?y?.
Co prawda ubezpieczenie zwróci im pieni?dze, ale i tak realizacja dalszych planów wisi na w?osku. Kitty chce wraca? do Niemiec.
Niestety, nie wiem, czy kontynuowali podró? i gdzie s? dzisiaj.
Czekanie, czyli "Real Turkey"
Erzurum - nie widz? w nim nic ciekawego. Zapach Azji miesza si? tutaj z nowoczesno?ci? Europy w niezbyt ciekawy sposób. W?ród straganów, sklepów z przyprawami stoj? banki z marmurowymi schodami, supermarkety i stacje benzynowe BP. Wszystko jako? tak bez g?owy i nie pasuj?ce do siebie.
Ma?o kto mówi po angielsku, dzieciaki chc? pieni?dze za ka?d? "dobr? rad?", jedynie starsi mieszka?cy staraj? si? pomóc. Po d?ugich poszukiwaniach znale?li?my informacj? turystyczn?. S?ab? angielszczyzn? poinformowano nas, jak mo?na wyrwa? si? st?d na tydzie?.
Uff. Ju? w?tpi?em. Na duchu podtrzymywa? mnie tylko cytat z LP mówi?cy, ?e podró?uj?cy po wschodniej Anatolii najprawdopodobniej zobacz? to, o czym tury?ci z wybrze?a nie maj? poj?cie, ?e to w?a?nie tutaj jest "Real Turkey".
Za rad? pana "informatora" od razu na drugi dzie? rano pojechali?my w góry do miasteczka Yousefeli. Przywita?a nas tabliczka: Yousefeli, nufus: 6400 (Yousefeli, 6400 mieszka?ców). Zacz??o mi si? podoba? - ludzie bardzo przyja?ni, a sama wioska bardzo malowniczo po?o?ona w?ród skalistych gór, nad brzegiem rw?cej rzeki (rafting!!) W LP porównywana jest do tradycyjnych wiosek alpejskich.