Siverek pachnie suszonym krowim nawozem. Le?? tu tego ca?e kopce. Pouk?adane jedno na drugim, wielko?ci ko?a samachodowego. W tym wszystkim...
antena GSM. One tu chyba robi? za drzewa.
I znów to samo. Droga niczym od linijki. Góra-dó?-góra-dó?. Pod wiatr lub wiatrowi na przeciw. Zawsze zd??amy ku sobie z przeciwnych kierunków.
?o??dek k?uje jakby mniej. Po lewej ska?y, po prawej ska?y; itp. itd....
Nie ma, nie ma wody na pustyni, a ja wielb??d nie chc? dalej i?? i... ostatnie 10 km do promu robi? stopem. Facet jedzie prawie 100 km dalej, do Katha, jest wi?c si? nad czym zastanowi?. Ostatecznie wypowiedzia? si? za mnie ?o??dek... Mog?em jeszcze wysi??? przy podje?dzie na Nemrut, ale gdzie tu na tych kamieniach rozbi? namiot? Pojecha?em dalej...
No i siedz? w?a?nie najedzony (w zasadzie na?arty), umyty i napojony 13 ju? dzi? herbat? (wiem dok?adnie, bo liczy?em), w meczecie na stacji benzynowej.
Dzi? ?pi? na materacu!!! Do dypozycji mam malutk? ?azienk? i kuchni?!!!
W?a?ciciel stacji sam mnie zaczepi?. Powiedzia?em, ?e na hotel nie mam kasy i musz? gdziej rozbi? "czadyr". A on mi na to pokazuje meczet i "don't worry - no money".
A zatem kamienne g?owy na Nemrucie musz? "przegra?" w konfrontacji z napotkan? tu na ka?dym niemal kroku go?cinno?ci?. Sorry, panie Zeus! Mo?e innym razem.
18/09/2003 Adiyaman
9:30 [37/587]
Od wczorajszego wieczora ?o??dek ucich? i oby mu ju? tak zosta?o. Chmury zakotwiczy?y w górach, wi?c wygl?da na kolejny dzie? bez cienia. Usta wyschni?te i pop?kane do krwi. To takie smutne, kiedy u?miech boli.
Co jest gorszego, ci??szego od podjazdu? ...Podjazd z wiatrem w oczy. Wiatr, wiatr, wiatr... i ci?gle, i tylko w oczy.
11:46 [53/603]
15 km podjazdu; 15 km pod gór? i co najgorsze - pod wiatr. Czasem tak silny, ?e nie dawa?em rady prowadzi? roweru. Czy to koniec?
B?d? teraz zje?d?a????
13:46 [63/613]
Zje?d?a?? Ha ha ha! W gór? ch?opie, w gór?! Bez lito?ci i bez si?y. Coraz cz??ciej podchodz?, a nie podje?d?am.
14:10 [65/615]
Coraz cz??ciej robi? przerwy...
16:17, gdzie? w przepi?knych górach, nad ?licznym strumykiem [72/622]
53 km podjazdu, z czego ostatnie 20 kilka nie da?em rady i wrzuci?em rower na ci??arówk?. 800 metrów ró?nicy wzniesie?!
Góry wygl?daj? wspaniale, ogromnie i ja?owo. Siedz? ju? dwie godziny nad tym strumykiem i ju? nigdzie si? dzisiaj nie ruszam.... Czasem to mój najwi?kszy problem - odpu?ci?. "Nic nie robi?." Widz? te wywalczone, wytargane i
wym?czone 72 km na liczniku i... co? mi nie pasuje. Tylko tyle? Sam nie wiem, czemu tak jest... Niby jestem w górach; niby te 72 km zaj??y mi 6,5 godz. walki; niby to wszystko wiem, ale i tak co? mi "ka?e" jecha? dalej. Do przodu i do przodu - dalej i dalej. Niczego nie goni?, a tym bardziej przed niczym nie uciekam. Wi?c o co mi chodzi?
Mo?e po prostu brakuje mi kogo?, kto jad?c ze mn? by?by takim niby wyznacznikiem. Je?eli on/a pada na pysk, to i ja mam prawo. A zamiast tego wci?? sobie to prawo odbieram. Wci?? wymachuj? przed sob? p?acht? z napisam "Nie marnuj czasu; ju? w nast?pn? sobot? na 6 do pracy!"