Nasze ?ycie na Aguarico by?o czyst? rutyn?. Wcze?nie rano (bo upa?!) wyp?ywali?my z przewodnikiem - 12 osób - eksplorowa? rzek? i d?ungl?. Nigdy nie by?o wiadomo, co i gdzie zobaczymy. Amazonia jest ogromna, nieobliczalna i pe?na niespodzianek. Pierwszego dnia, p?yn?c w dó? rzeki, dostrzegli?my rozbryzguj?c? wod? pod drugim brzegiem. Zbli?yli?my si? ostro?nie i byli?my ?wiadkami harców rzecznych delfinów. I to przez jakie? 15 minut! I ju? nigdy potem nie da?y si? zobaczy?. W ten sam sposób ogl?dali?my innego dnia ma?py wyg?upiaj?ce si? na drzewie, potem tak?e wielkie manati, majestatycznie p?ywaj?ce pod wod?... Czasami p?oszyli?my wielkie kajmany, wygrzewaj?ce si? na rzadkich tu piaszczystych pla?ach... Cz?owiek, który dostrzega? wszystko i widzia? wszystko, by? pomocnikiem przewodnika i sternikiem ?odzi - to Indianin Cofan. Mówi? ma?o, widzia? wszystko, a na imi? mia? Seba.
W po?udnie, gdy upa? robi? si? koszmarny, wracali?my do flotelu. Spali?my jak sus?y, ?eby po po?udniu ruszy? znowu. Chodzili?my po selwie, s?uchaj?c wyja?nie? Rene, naszego przewodnika, studenta biologii z Quito. On wiedzia? wszystko i potrafi? opowiada?, a milcz?cy Seba - widzia? wszystko. I uwielbia? bez s?owa stawa? nagle i wskazywa? palcem w milczeniu co?, co zobaczy?. Jakby podkre?laj?c w ten sposób swoj? nad nami, ?lepakami, przewag?. Taki fason. Mówili?my wtedy, ?e "Seba robi pomnik". Widzia? on rzeczy, jakie my widzieli?my z trudem, patrz?c za jego wyci?gni?t? r?k?. Tak by?o jak dojrza? stado ma?p na drzewie, podczas marszu przez selw?. By?a to zreszt? nasza najniebezpieczniejsza przygoda w d?ungli. Seba znieruchomia? wówczas raptem z wyci?gni?t? r?k? i skupili?my si? wokó? niego, ?eby wypatrywa?, co on tam znowu wypatrzy?. By?o to stado ma?p z ma?ymi! Wtedy kolega Holender, ?eby zrobi? zdj?cie, postanowi? przele?? przez pobliski zwalony pie? drzewa. I nie uszed? daleko, gdy zacz?? wrzeszcze? jak op?tany, zdziera? z siebie ubranie, skacz?c i drapi?c si? przy tym jak wariat. Zaatakowa?y go mrówki, które w?drowa?y po tym pniu! Miliony mrówek! Seba nakaza? mu biec za sob? i pogonili obaj do rzeki. Klaus rzuci? si? w b?otnist? wod? i wtedy mu ul?y?o. Po wyj?ciu z wody Seba kaza? mu gry?? jakie? ?odygi i przyk?ada? mu zzute li?cie na piersi i kark. Ale mimo to Holender zacz?? puchn?? w oczach.
"Patrze? bardzo, bardzo, gdzie chodzi..." - odezwa? si? Seba, gdy pó? godziny potem przybijali?my z powrotem do hotelu. Mówi? ma?o, ale gdy ju? mówi?, by?y to z?ote my?li!
Chodzili?my po lesie, p?ywali?my po rzece... oswajali?my si? z d?ungl?. Najpi?kniejsze by?y wyprawy na rzek? Cuyabeno i Zabalo. To s? rzeki du?o mniejsze i du?o w??sze ni? Aguarico. P?yn?li?my wtedy w gór?, dok?d si? da?o, dok?d zwalone drzewa pozwala?y - i po wy??czeniu silnika sp?ywali?my leniwie i powoli z pr?dem, s?uchaj?c odg?osów selwy - ptasich wrzasków, ptasich gwizdów, ptasich kl?ska?... Nas?uchuj?c ma?piego pohukiwania i ma?piego wycia.... S?uchaj?c dziwnych i tajemniczych g?osów d?ungli... A czyhaj?ce na brzegu ptaki podrywa?y si? w ostatniej chwili, zdumione posuwaj?c? si? w milczeniu ?odzi?..... To by?y najpi?kniejsze chwile!