Ze starówki udajemy si? do jedynego kina w Agadezie. Niestety, kino
jest
nieczynne od czasów rebelii: najpierw wojna, pó?niej ?mier? w?a?ciciela.
Teraz kino zapewnia rozrywk? dzieciom, które zbieraj? rozwiewane przez wiatr
fragmenty ta?m filmowych.
Na targu wielb??dów panuje sjesta; ludzie oraz zwierz?ta czekaj? w
cieniu, a?
upa? nieco zel?y. Tylko kozy niespokojne, bo nadchodzi ?wi?to Tabaski. Ich
ceny
posz?y w gór?, a wszystkie zostan? zar?ni?te za kilka dni.
Po odpoczynku w
hotelu ponawiamy prób? wej?cia na minaret. Tym razem unikamy
naganiaczy i idziemy prosto do pa?acu su?tana, aby zdoby? zgod?. Po drodze
spotykamy m??czyzn?, który prowadzi nas
prosto do ponurego stra?nika meczetu. Po drodze orientujemy si?, ?e ów
m??czyzna to w?a?nie su?tan.
Widok z minaretu niezbyt imponuj?cy, ale sama droga na gór? bardzo
przyjemna
- kr?te schody zw??aj?ce si? ku górze, osi?gaj?ce na samym szczycie
szeroko??
uniemo?liwiaj?c? wyj?cie na taras osobom oty?ym.
17.02.2002
Podró? do Zinder zaczyna si? nie?le: w naszej toyocie o godzinie 8.30
siedzi ju? pi?ciu pasa?erów, co razem z nami daje dziewi?? osób. Brakuje
tylko trzech. O jedenastej ruszamy. Bardzo dobra pora na opuszczenie
Agadezu, bo w?a?nie
rozpocz??a si? burza piaskowa, w zwi?zku z czym na drodze utworzy?y si?
wydmy, które trzeba omija?.
Po oko?o 90 kilometrach ko?czy si? asfalt i jedziemy po pustyni.
Podró? d?uga i m?cz?ca, ale na szcz??cie ciekawa: w samochodzie jedzie z
nami
kilku Tuaregów z mieczami, które nie bardzo im si? mieszcz?, oraz ?o?nierz z
narzeczon?. W amorach troch? im przeszkadza AK47, który co chwila upada lub
gro?nie
patrzy okiem lufy w nasz? stron?.
Po drodze postój na modlitw? w Tanout (najlepszy muezzin na
?wiecie), gdzie
oblega nas t?umek panów z plemienia Fulani Bororo. Obywatele urodziwi jak
kobiety, podaj? r?ce jak kobiety, u?miechaj? si? uwodzicielsko oraz obejmuj?
w sposób pe?en nieskr?powanej przyja?ni. S? te? bardzo dzielni: wszyscy
nosz? miecze.
Po jedenastu godzinach podró?y l?dujemy w Zinder w niezbyt ciekawym
Hotel Malem Kal Ka Dam.
18.02.2002
Trudna noc. W pokoju obok a? do pi?tej rano ha?asuj? s?siedzi, na przemian
kochaj?c si? i konwersuj?c dono?nie. Znowu burdel.
Rano jako? nie mo?emy si? w sobie zebra?, w ko?cu robi si? po?udnie.
W Instytucie Francuskim dostajemy bilety na jutrzejszy koncert (otwarcie RFI
w Zinder) oraz ogl?damy beznadziejny film francuski "Kiss of the Dragon"
Jedyny plus to odkrycie zespo?u Les
Hirondelles, dzia?aj?cego przy instytucie.