Po ca?ym dniu zacz?li?my robi? si? g?odni, a przed Cheroniecem by?a jaka? grecka knajpa, wi?c nie by?o w?tpliwo?ci, ?e zjemy tam. Potrawy jednak nie mia?y zbyt wiele wspólnego z Grecj?... Wsz?dzie bliny, pielmieni... Zdecydowali?my si? wszyscy na ?arkoje pod?arkoje z baraniny... Po chwili na naszym stole pojawi?y si? cztery urny z wystaj?cymi z nich ko??mi, na których wisia?y strz?py jakiego? dziwnego mi?sa, ogólnie widok by? taki, ?e Szopena a? mdli?o... Mosad i ja byli?my w miar? odporni, to znaczy po ka?dej ?y?ce obiecywali?my sobie, ?e nast?pna b?dzie ostatni?, ale w ko?cu zjedli?my ca?? urn? tego specja?u i ruszyli?my z powrotem na sewastopolski dworzec.
Pierwszy raz na komisariacie...
Gdy ju? wiedzieli?my, o której odje?d?a elektriczka do Bakczysaraju, poszli?my do przechowalni po nasze plecaki. Ledwo wyszli?my przed dworzec, wyrós? przed nami milicjant, który chcia? zobaczy? nasze paszporty. Wtedy okaza?o si?, ?e po?owa ludzi kr?c?cych si? przed dworcem to tajniacy. Okr??yli nas go?cie w dresach, którzy byli milicjantami-tajniakami, i zacz??y si? problemy z "registrancj?". Wkrótce byli?my na dworcowym komisariacie, gdzie milicjanci po pierwsze chcieli zobaczy? nasze "natowskie no?e". Ja tradycyjnie wyjmuj?c mój scyzoryk, wyci?gn??em od razu korkoci?g, Mosad pokaza? ma?y nó? do chleba, Szopen natomiast - scyzoryk-male?stwo, z ostrzem d?ugim mo?e na dwa centymetry... Milicjanci zacz?li si? ?mia?. Poza tym by?o nie do ?miechu, bo ca?y czas mówili, ?e b?dzie "sztraf" - 50 dolarów. W ko?cu ich szef stwierdzi? jednak, ?e dru?ba narodów i tak dalej, zapytali jeszcze, dla jakiego wywiadu pracujemy i pozwoli? nam i??. Jego podw?adni nie mogli si? z tym jednak pogodzi?, j?cz?c: "A sztraf...?"
Czekaj?c na nasz? elektriczk?, spotkali?my jeszcze dwójk? Polaków, którzy mieli podobne przej?cia z milicj?. Na jakim? dworcu chcia?a ich zatrzyma? milicja, oni uciekli do poci?gu, ale kiedy wysiadali w Kierczu, czeka? na nich ju? kordon milicji... A ?e byli studentami geologii i pojechali na Krym zbiera? próbki ska?, kiedy milicjanci kazali im pokaza? "natowskie no?e", jeden wyci?gn?? z plecaka tasak, drugi siekier?...
Bakczysaraj i znów na milicji
Min?wszy ko?o Inkermanu wykute w ska?ach miasta, wygl?daj?ce troch? jak Kapadocja, dotarli?my przed pó?noc? do Bakczysaraju. Chcieli?my przej?? na drugi koniec Bakczysaraju, w okolice twierdzy Czufut-Kalie, i tam nocowa?, ale stwierdzili?my, ?e lepiej potargowa? si? z taksówkarzem, którego przed chwil? zbyli?my. Szybko si? dogadali?my i za dolara przejechali?my 10 km dziel?ce nas od drugiego skraju miasteczka. ?ada, któr? jechali?my, mia?a stosunkowo ma?y baga?nik, wi?c kierowca po prostu rzuci? plecaki na kup?, zostawi? otwarty baga?nik i p?dzi? z nami po nierównej drodze. Par? razy byli?my pewni, ?e plecaki wyskoczy?y z baga?nika gdzie? po drodze, wi?c nasze zdziwienie nie mia?o granic, kiedy okaza?o si?, ?e nadal tkwi? w baga?niku. Po?egnali?my si? z taksówkarzem i ruszyli?my w gór?, mijaj?c Uspienskij Monastyr, na polan? pod twierdz? Czufut-Kalie, gdzie zawsze nocuje na dziko troch? ludzi.
By?o ju? troch? po pó?nocy, kiedy znale?li?my polan?, byli?my tak padni?ci, ?e nie chcia?o nam si? po ciemku szuka? miejsca na nocleg. Roz?o?yli?my wi?c karimaty niedaleko namiotu jakich? Ukrai?ców i zasn?li?my kamiennym snem. Troch? przed czwart? obudzi? mnie Mosad i wyrwany z g??bokiego snu dopiero po chwili skontaktowa?em, ?e kto? ukrad? jego plecak. Spali?my pod go?ym niebem i mieli?my plecaki pod g?owami, on zsun?? si? troch? w dó? i plecak zosta? luzem... Z?odzieje wzi?li te? wszystko, co le?a?o wokó? nas - przede wszystkim buty, nawet stare, dobite i potwornie ?mierdz?ce buty Szopena... Tylko mi nie ukradziono butów, bo schowa?em je do plecaka. Zrobi?o si? potwornie zimno, na?o?y?em wi?c na siebie sweter, i do rana le?a?em nie ?pi?c, boj?c si?, ?e z?odzieje mog? wróci?... W ko?cu zasn??em, kiedy by?o ju? zupe?nie jasno, z r?k? zapl?tan? w paski od plecaka, tak ?e z?odziej ?api?c si? za mój plecak, musia?by go wzi?? ze mn?.
Mosadowi nie zosta?o w sumie nic - tylko ?piwór, karimata i dres, w którym spa?... Rano po?yczy? wi?c ode mnie sanda?y i zszed? na dó?, do Bakczysaraju, zg?osi? kradzie? na milicji. S?o?ce mocno ju? grza?o, wi?c po drodze wst?pi? na targ i kupi? koszulk? Hugo Boss, a tak?e spodenki Nike, z których nast?pnego dnia odpad?a naszywka, w po dwóch dniach p?k?y na szwie... Milicjant natomiast odpowiedzia? filozoficznie: "Najdziom ili niet"...
W tym czasie ja nawi?za?em znajomo?? z Ukrai?cami, obok których nocowali?my. Pokaza?em im troch? krajów, w których by?em. Nie mogli wyj?? z podziwu, bo dla nich wycieczka do Petersburga by?a najdalsz? podró?? w ?yciu. Opowiedzia?em im troch? o Polsce i pokaza?em na mapie, jak mog? sobie zaplanowa? wycieczk? po Polsce, ?eby zobaczy? to, co najciekawsze. Oni natomiast zaprosili do siebie, do Doniecka, i obiecali, ?e jak przyjad?, zabior? mnie do Artiomowska, gdzie robi si? podobno ?wietne szampany, które id? na eksport do Europy Zachodniej ("U nas tych eksportowych si? nie pije. Do tych, które id? na nasz rynek, dolewa si? jeszcze 30 gramów wódki, bo co to za alkohol, taki s?aby"), i do Mariopola nad Morzem Azowskim, w którym jak w Zatoce Puckiej, idzie si? kilometr od brzegu i dalej si? stoi w wodzie tylko po kostki.