Wracamy
Przy innej okazji odwiedzamy te? Woodstock Club. - Szkoda, ?e nie zajrzeli?cie w sezonie - pomimo ?e min??a ju? godz. 22, w roz?wietlanej b?yskami stroboskopów sali jest zupe?nie pusto. Kilkunastoletni ch?opak siedzi przed wej?ciem i spokojnie skr?ca jointa z marihuany. - Nic nie poradz?. Mo?emy co najwy?ej zapali?.
Chwil? pó?niej zagl?damy do ?rodka. Okr?g?y drewniany budynek, kryty jakimi? ogromnymi li??mi, zamienia si? w statek kosmiczny, wype?niony transowymi d?wi?kami techno i ?wiec?cymi w ultrafiolecie ?cianami. Za kilka miesi?cy, po ustaniu pory deszczowej, zape?ni? go biali XX-wieczni naje?d?cy z Europy i Stanów Zjednoczonych.
Tutejsza m?odzie? woli tradycyjne puby. Chc?c uczci? powodzenie wyprawy, w?druj?c przez ciemne, puste i mokre ulice miasta, poszukujemy jakiej? knajpki. Spotykamy m?od? Niemk?, która zna drog?. Szcz??liwi l?dujemy w Amsterdamie, gdzie od razu dostajemy butelki zimnego piwa.
Miejscowa kapela gra kowery Pearl Jam i Radiohead, d?ugow?osi macho graj? w bilard, barman str?ca maszeruj?cego po ladzie karalucha. Za nieca?? godzin? sko?czy si? 23 lipca - dzie?, w którym po 21 dniach dotarli?my do celu wyprawy. Siedz?c w tajemniczym, o?wietlonym blaskiem ?wiec pomieszczeniu, zaczynamy na spokojnie u?wiadamia? sobie, czego do?wiadczyli?my. Ch?opaki graj? przyjemnego bluesa, jaka? para wstaje, ?eby zata?czy?, a Andrzej wymienia puste butelki, mówi?c co? o tym, ?e dotyka? Tad? Mahal.
Po pó?nocy zaczynamy ca?kowity odwrót. Pierwszy krok w kierunku Polski ko?czy si? w wielkiej, brudnej ka?u?y. Znowu zacz??o pada?...