Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Po?udniow? drog? do Indii
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku


Cz??? 1. Przystanek Turcja

Pospieszny do Wroc?awia jest przynajmniej o dwa wagony za krótki. Cudem udaje si? nam wrzuci? cz??? baga?u do jednego z przedzia?ów, sami zostajemy w zat?oczonym korytarzu. Kiedy za oknem pojawiaj? si? pierwsze zabudowania Krakowa, kto? ?artem wspomina o ostatniej mo?liwo?ci powrotu. Milcz?c odrzucamy proponowany wariant. Tym samym podpisujemy na siebie nieodwracalny wyrok - przed nami licz?ca 10 tys. km droga do Indii.

Kiedy na pocz?tku maja wymagane dokumenty znalaz?y si? w ambasadzie indyjskiej w Warszawie, ?aden z naszej czwórki do ko?ca nie wierzy? w powodzenie przedsi?wzi?cia. Otuchy doda? fakt, i? dzie? pó?niej kolorowe wizy, zezwalaj?ce na pó?roczny pobyt w krainie ?wi?tych krów, znalaz?y si? w naszych paszportach. Równie przychylnie potraktowali nas przedstawiciele Pakistanu. Zebrali po 220 z? i kazali cierpliwie czeka? oko?o 2 tygodni. Po wyznaczonym terminie odebrali?my piecz?tki umo?liwiaj?ce dwukrotn?, 7-dniow? wizyt? w ich kraju.

Problemy zacz??y si? w ambasadzie Iranu. Za?atwianie formalno?ci, które mia?o potrwa? 3 tygodnie, przed?u?y?o si? niemal dwukrotnie. W tym czasie cena wizy podskoczy?a z 205 na 240 z?. - Niestety, nie mo?emy od razu zezwoli? na przejazd w obie strony - ch?odnym g?osem oznajmi? na koniec przedstawiciel ambasady. - O wiz? powrotn? prosz? si? stara? na terenie Pakistanu.

Có?, dobre i to. Pe?ni optymizmu skompletowali?my podr?czne apteczki (po?ow? miejsca zaj??y leki przeciw biegunce, wzorowe posuni?cie!) i zaopatrzyli?my si? w bilety do Stambu?u.

Przyjacielscy handlarze

Sobota, 3 lipca, jest s?oneczna i ciep?a. Mo?na by nawet powiedzie?, ?e jest gor?co, termometr wskazuje 27 st. Celsjusza. Klimatyzowany mercedes relacji Warszawa-Stambu? przyje?d?a do Katowic z godzinnym opó?nieniem.

Ledwie wchodzimy do ?rodka, a pod naszymi siedzeniami l?duj? reklamówki pe?ne koszulek z naprasowankami "Versaci". - Panowie, przewie?cie mi to przez granic? - sk?ada propozycj? pot??nych rozmiarów m??czyzna. - Jest dok?adnie po 50 sztuk, nikt si? nie przyczepi.

- Pomó?cie Mi?kowi, to porz?dny facet. I jeszcze to gdzie? wepchnijcie - zanim zd??yli?my cokolwiek powiedzie?, na pó?ki nad naszymi g?owami trafi?y komplety jaskrawych lakierów do paznokci. Facet, jak gdyby nigdy nic, wróci? na swoje miejsce i odpali? czerwonego marlboro. Czynno?? t? powtarza? przynajmniej 3 razy na godzin?. Do ko?ca podró?y nie odezwa? si? ani s?owem.

100 lat!

Tureccy kierowcy zmieniaj? si? co jaki? czas, poza d?u?szym postojem na pierwszej granicy, praktycznie si? nie zatrzymujemy. - Czesi to szczury, zawsze najd?u?ej trzymaj?. Gdzie indziej wystarczy pó? litra albo karton papierosów i po k?opocie - narzeka pani Miecia, weteranka tej trasy. Za oknem budapescy stra?acy próbuj? ugasi? p?on?cy magazyn.

Senn? cisz? przerwa? nagle tubalny g?os jednego z kierowców. - Ko?cz? dzisiaj 42 lata, pasowa?oby to jako? uczci? - oznajmi? uroczy?cie, po czym otworzy? butelk? szampana. Misiek, który zd??y? ju? opró?ni? ?wiarteczk?, intonuje "100 lat". Chwil? pó?niej pod?piewuje ca?y autobus.

?mierdzi padlin?

W?gry, Rumunia, Bu?garia - drugi dzie? podró?y przebiega bez wi?kszych przygód. Mijamy coraz bardziej zaniedbane miasta i ogromne pola s?oneczników, na przedniej szybie przybywa martwych insektów. Wieczorem po raz pierwszy przestawiamy zegarki. Jest godzina 21.28, godzin? pó?niej ni? w Polsce. Jeszcze tylko kontrola graniczna i jeste?my w Turcji.

Wiz? bez problemów mo?na otrzyma? na granicy. Jest wa?na miesi?c, kosztuje 10 dolarów. Przyozdobiwszy kolejne strony w paszportach, wyci?gamy baga?e z autobusu. Punkt kontroli celnej przypomina bazar na rzeszowskim Podpromiu. Mundurowy przechadza si? pomi?dzy drewnianymi stolikami i zerka do pootwieranych plecaków, zupe?nie nie zwraca uwagi na unosz?cy si? w promieniu kilkunastu metrów ostry zapach padliny.

Nocleg w cenie

Kilkana?cie minut po godz. 1.00 ponownie ka?? nam wysiada?. Wyci?gamy baga?e, jeszcze nie do ko?ca zdaj?c sobie spraw? z tego, ?e w?a?nie znale?li?my si? u celu pierwszego etapu podró?y. Stambu? ?pi, my znajdujemy si? w niewiele lepszym stanie.

Opami?tanie przychodzi, kiedy nagle autokar odje?d?a, a ostatni ze wspó?pasa?erów znika za drzwiami znajduj?cego si? obok hotelu. Koszulka "Versaci" musi tu by? w cenie, jedna noc kosztuje naszych handlarzy 12 dolarów. Zgodnie stwierdzamy, ?e nie sta? nas na takie luksusy. 15 minut pó?niej, w nast?pnej uliczce, pó?przytomni k?adziemy si? do ?ó?ek, o 4 dolary ta?szych. Za oknem s?ycha? wokalistk? Kayah i chóralne ?piewy - to nasi rodacy ?wi?tuj? udan? podró?.

 1 2 3 4 5 6 7 8 9... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Vashisht - wioska niedaleko Manali Ladakh Autostrada do nieba, czyli Manali-Leh Highway   Pozostałe...

Opracowanie: Grzegorz Król
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 2000-07-30