Na temat szczelno?ci tej granicy zdania s? podzielone. Wed?ug relacji polskiego ?o?nierza, który by? ochroniarzem w ira?skiej ambasadzie w Warszawie, a wcze?niej pracowa? w jakich? si?ach w Iranie, granica ta to widziane przez nas p?ot czy zasieki z drutu kolczastego, obok nich droga, po jednej stronie drogi wysoki na kilka metrów nasyp, a po drugiej g??boki na kilka metrów dó?. Po tej drodze co 30 minut przeje?d?a jeep uzbrojony w ci??ki karabin maszynowy i strzela bez ostrze?enia do wszystkiego, co si? rusza. Poza tym co jaki? czas przelatuje uzbrojony helikopter i mysz si? przez granic? nie przeci?nie. Zgodnie z inn? wersj?, us?yszan? gdzie? w Iranie, a mo?e w Pakistanie, owszem, s? zasieki, ale ca?kiem niedaleko drogi przeje?d?aj? ci??arówki przemytników. Przemytnicy s? pono? uzbrojeni po z?by, maj? swoje w?asne uk?ady i nikt ich nie zaczepia, bo w pa?stwie policyjnym nie wiadomo, komu mo?na si? narazi? i znikn?? na wieki.
Do granicy dotarli?my ko?o po?udnia. Taksówkarz wysadzi? nas przy wje?dzie na teren przej?cia. Zabrak?o nam riali na zap?acenie za przejazd, wi?c dali?my mu dwa dolary. Chyba by? niezbyt bystry, bo poszed? zapyta? celnika, czy b?dzie mia? potem co z tym zrobi?! Wróci? zadowolony, bo dowiedzia? si?, ?e to nawet troch? wi?cej, ni? mu si? nale?a?o, pomacha? nam i pojecha?. Celnicy, czy raczej stra? graniczna, wskazali nam ma?y autobus, który dowióz? nas z posterunku do budynku oddalonego o jakie? 600-700 metrów, gdzie odbywa?a si? odprawa. Tutaj czeka?o nas kilka formalno?ci, nie przeszukiwano nas te? za bardzo. Tubylców, oczywi?cie, celnicy trzepali dok?adnie. Po wyj?ciu z budynku ira?skiego przeszli?my do cz??ci pakista?skiej. Tam stali?my w kolejce z godzin?. Weszli?my w ko?cu do bardzo skromnego biura, a raczej murowanej komórki. Tam oficer spisa? tylko nasze dane i nie móg? zrozumie?, dlaczego tak wielu Polaków je?dzi do Pakistanu. Oprócz mieszka?ców rejonu to najwi?cej Polaków w ostatnim czasie przekroczy?o t? granic? - przeje?d?ali t?dy co kilka dni. Baga?y nam nie sprawdzali, bo i co mieliby?my wwozi? tu z Iranu.
Po odprawie wyszli?my i od razu dopadli nas handlarze walut?. By?o ich kilkunastu i ka?dy mia? w ?apie kup? szmalu. Samych studolarówek mieli po kilkadziesi?t ka?dy. Kurs wymiany oferowali raczej dobry - w Pakistanie kurs pozabankowy nie ro?ni si? zbyt wiele od oficjalnego; jakie? 1-2 rupie ró?nicy na dolarze (1USD= 52 rupie pakista?skie).
Przed nami Pakistan
Naszym oczom ukaza? si? Taftan w ca?ej okaza?o?ci. Trzeba powiedzie?, ?e ira?sko-pakista?ska granica to jak wschodnia granica cywilizacji. Wyjechali?my z bogatego i ?adnego kraju niemal?e do dzikusów. Na granicy sko?czy?a si? asfaltowa droga, murowane domy i normalne sklepy. Taftan to siedlisko domków ulepionych z gliny, rozwalaj?cych si? sklepików i restauracyjek. Wsz?dzie brud i nie?ad. Wszyscy sklepikarze pokrzykiwali, aby co? u nich kupi?. Wszyscy dooko?a gapili si? na nas, jakby nigdy takich jak my nie widzieli. Jak si? potem okaza?o, by?o tak przez ca?y ten kraj. Ró?nica mi?dzy Iranem a Pakistanem by?a powalaj?ca. Teraz ju? nie dziwi?o mnie, gdy Ira?czycy mówili, ?e si? Pakista?czyków boj?. Co ciekawe, przed wieloma pakista?skimi lepiankami sta?y nowiutkie terenowe toyoty. Prawdopodobnie nale?a?y one do przemytników dzia?aj?cych na tym terenie. Sam widok by? do?? kontrastowy.
Wi?kszo?? tubylców ubrana by?a w turbany i d?ugie, szare szaty. Inni ubrani byli w dominuj?cy w Pakistanie strój, czyli lu?ne spodnie, d?ug? do kolan koszul? zapinan? na kilka guzików przy szyi oraz pi?knie zazwyczaj haftowan? czapeczk?. Strój z turbanem przydaje si? szczególnie na pustyni; chroni przed ostrym s?o?cem, a podczas silnego wiatru przed gor?cym piaskiem wpadaj?cym do oczu.