Przez wyjazdem poszli?my jeszcze na zakupy. Kupili?my wod?, która kosztowa?a po pó? dolara (za 1 USD mo?na kupi? 5 coli 0,25 l). Przy okazji mogli?my obserwowa? ?ycie miasta. Na jednej z ulic zabito w?a?nie os?a, oprawiono go i powieszono na haku, tak aby zwabi? potencjalnych kupców. Po chwili obsiad?y go miliony much. Od tego w?a?nie momentu nie jedli?my ju? w Pakistanie mi?sa. W jednym sklepie tylko zobaczyli?my pomidory, które bardzo chcieli?my mie? na d?ug? drog?, ale sprzedawca wygoni? nas i nic nie kupili?my. Natomiast wsz?dzie mo?na by?o za niewielk? cen? naby? dorodne arbuzy.
Przed odjazdem naszego poci?gu peron by? pe?en ludzi. Gdy znale?li?my nasz wagon i przedzia?, okaza?o si?, ?e mamy jecha? z jakim? nie mówi?cym po angielsku grubaskiem. Na pocz?tek u?miechn?? si? do nas sympatycznie, ale z powodu trudno?ci j?zykowych podczas podró?y w?a?ciwie nie rozmawiali?my. Sam poci?g by? okropny. Mia? wprawdzie przedzia?y, ale by? stary i zdezelowany. Drzwi do ka?dego przedzia?u zamyka?y si? od ?rodka. W ka?dym by?y dwa ma?e i zakratowane okienka, cztery du?e miejsca do le?enia i zamykany kibel. Nasz nie by? do ko?ca zamykany, przynajmniej od zewn?trz i drzwi od kibla musieli?my przywi?zywa? sznurkiem, bo kibel by? brudny i ?mierdz?cy. Niestety, nie by?a to dziura w pod?odze typu azjatyckiego, a normalna europejska muszla. W kiblu znajdowa?o si? jeszcze lustro, ale tak stare i brudne, ?e ci??ko by?o w nim cokolwiek zobaczy?, oraz ma?y zlew i kran, z którego pocz?tkowo lecia?a bardzo ciep?a woda. Smród z poci?gu cz?sto miesza? si? ze smrodem slumsów, ci?gn?cych si? wzd?u? torów. W przedziale mieli?my te? dwa wentylatory, które pocz?tkowo dawa?y odrobin? ch?odu. Wszystko by?o bardzo mocno zakurzone, wi?c przetarli?my troch? siedzenia, ale po kilku godzinach jazdy przez pustyni? wszystko ponownie pokryte by?o kilkumilimetrow? warstw? kurzu.
Pakistan przez okno poci?gu
Zaopatrzeni w jedzenie i picie wyje?d?ali?my z Quetty w 28-godzinn? podró?. Gdy tylko poci?g oddali? si? od miasta, co raz oplata?y go tumany kurzu pustyni, wdzieraj?ce si? do ?rodka przez ma?e, nie oszklone okienka. Zamiast szyb mia?y krat? (trzy pr?ty) oraz zamykane ?aluzje. Tumany piasku i kurzu by?y tak g?ste, ?e momentami zas?ania?y widok.
Dooko?a rozpo?ciera?a si? pustynia, jednak po obu stronach na horyzoncie wida? by?o ci?gn?ce si? pasma gór. Z rzadka pojawia?y si? tylko ma?e osiedla ludzkie. Widok nie zmienia? si? przez jakie? trzy godziny. Potem góry przybli?y?y si? i przez nast?pne kilka godzin poci?g przeprawia? si? kr?tymi górskimi szlakami pakista?skich kolei. W tym czasie w przedziale by?o okrutnie gor?co i sucho. Woda, któr? ze sob? zabrali?my, by?a gor?ca i nawet na chwil? nie dawa?a och?ody ani te? nie gasi?a pragnienia. Pili?my j?, bo wiedzieli?my, ?e tak trzeba. Pocz?tkowo siedzia?em na górnej le?ance. By?o tam bardzo duszno, gdy? nie dociera? wiatr wpadaj?cy przez okna, a wiatraki zawieszone u sufitu ledwo da?o si? wyczu?. Pustynny wiatr, oczywi?cie, nie dawa? ?adnej och?ody; po prostu pozwala? przetrwa?. Jedyn? przyjemno?ci?, na jak? mog?em sobie pozwoli?, by?o ustawienie twarzy bezpo?rednio przed wiatrakiem, no ale to tylko dopóki wspó?towarzysze podró?y nie ochrzanili mnie, ?e zabieram wiatr.