Kiedy si? ju? wszyscy wyk?pali?my, wpisali?my si? do ksi?gi meldunkowej i zap?acili?my za nocleg. Potem siedli?my przy stoliku, aby wypi? gor?cy kubek i herbat?. Wymieniano nam te? wiatrak i w pewnym momencie Magda stwierdzi?a, ?e zgin??y jej pieni?dze - 300 USD. By?a pewna, ?e zosta?y skradzione, wiedzia?a, gdzie je wrzuci?a i wysz?a tylko na chwil?. W tym czasie kr?cili si? pracownicy. Przeszuka?a plecak - nie by?o ich nigdzie. Pracownicy udawali, ?e nic nie widz?... Dla niej strata ta oznacza?a powrót do kraju tu? sprzed indyjskiej granicy. By?a spanikowana. Zrobili?my afer?. Kierownik nie wierzy?, ale wezwa? pracowników na rozmow? i po jakim? czasie przyszli, wypytali nas jeszcze raz o szczegó?y ca?ej sprawy. Szef powiedzia?, ?e jak pieni?dze by?y w plecaku, to na pewno nadal tam s?, a wszystko jest wynikiem naszego zm?czenia. Zaproponowa?, ?e jeszcze raz przeszukamy, tym razem z nim, plecak Magdy, a gdyby pieni?dze si? nie znalaz?y, to nawet b?dzie gotów odda? je z w?asnej kieszeni. Przeszukania mia? dokona? jeden z jego pracowników. Kiedy ju? si? do tego zabiera?, zauwa?yli?my w jego r?ce kawa?ek folii. By? to woreczek, w którym Magda trzyma?a pieni?dze. Z?apa?a go za r?k? i kradzie? wysz?a na jaw. W?a?ciciel zacz?? wrzeszcze? na niego w swoim j?zyku i o?wiadczy?, ?e od jutra wylatuje z roboty, a nas przeprosi?. Od tego momentu mieli?my si? na baczno?ci i wzmo?yli?my czujno??. Obserwowali?my ka?dego, kto kr?ci? si? w naszym pobli?u, a z pieni?dzmi i dokumentami nie rozstawali?my si? nawet na krok.
Po jedzeniu i ca?ej aferze mogli?my po?o?y? si? spa?. Oczywi?cie, drzwi zamkn?li?my dok?adnie na rygiel. Po raz pierwszy od wyjazdu z Esfahanu trzy dni temu mogli?my spa? na ?ó?kach. Wprawdzie by?o bardzo gor?co, ale obrotowy wiatrak co chwil? ?askota? nas ch?odnym strumieniem, pomagaj?c zasn??.
W stron? indyjskiej granicy
Nast?pnego dnia rano opu?cili?my hotel. W?a?ciciel jeszcze raz nas przeprasza? i zapewnia?, ?e noga z?odzieja wi?cej w jego hotelu nie postanie. Poszli?my na plac przed dworcem, sk?d odje?d?aj? minibusy do granicy (bus nr 12, kosztowa? 10 rupii). Szybko z?apali?my busa nissan, w którym z ty?u s? trzy rz?dy siedze? i jeszcze jeden wzd?u?, zaczynaj?cy si? zaraz za odsuwanymi drzwiami. W ?rodku jest bardzo ciasno. Do ?rodka wchodzi kupa ludzi, a ci, którzy nie wejd?, stoj? w drzwiach, trzymaj?c si? uchwytu przy dachu. Z ty?u siedzi ch?opak sprzedaj?cy bilety i daj?cy kierowcy sygna? do zatrzymania si? i ruszania. Wysiadanie i wsiadanie odbywa si? zazwyczaj jedynie przy zwolnieniu samochodu, a nie przy jego ca?kowitym zatrzymaniu, chyba ?e wsiada lub wysiada kilka osób na raz. Dojazd do granicy trwa? ponad godzin?. Przejazd przez Pakistan kosztowa? nas po 15 USD.
W ko?cu, po 12 dniach dotarli?my do indyjskiej granicy. Granica jest bardzo d?uga i znajduje si? przy niej wiele budynków. Jest tam ?adnie, czysto i zielono. To tylko przej?cie piesze i dziennie korzysta z niego kilka lub kilkana?cie osób. Przez granic? przepuszczane s? te? towary, a w?a?ciwie przenosz? je tragarze, z których ka?dy ma na ramieniu tabliczk? z numerem. Jest przy tym troch? roboty, bo ca?a granica ma chyba z kilometr.