Ca?y czas za oknami poci?gu widzieli?my na drogach wystrojone jak na jarmark, przepi?kne ci??arówki i autobusy, za którymi ci?gn??y si? tumany kurzu. Jedne i drugie zawsze mocno ob?adowane. Na dachach autobusów cz?sto podró?owa?o wielu pasa?erów, siedz?cych zazwyczaj mi?dzy górami worków i innych pakunków. Wi?kszo?? z tych autobusów to stare, rozklekotane wraki, ale niektóre z nich to nowe, klimatyzowane autokary, tak samo jednak wymalowane i obwieszone, jak ca?a reszta. Innym cz?sto spotykanym ?rodkiem transportu w Pakistanie s? pick-up'y, wy?adowane do granic mo?liwo?ci. Na jeden samochód spokojnie wchodz? dwa tuziny ludzi.
Lahore
Wieczorem oko?o 19 dotarli?my w ko?cu do Lahore. Dworzec w Lahore to okaza?y budynek z czerwonej ceg?y. Jest na nim kilkana?cie niezwykle d?ugich peronów i, oczywi?cie, t?umy ludzi. Przed dworcem dopadli nas naganiacze oferuj?cy noclegi. Wi?kszo?? Polaków posz?a do jakiego? znanego im pono? hotelu za 5 dolców. My poszli?my z go?ciem, który oferowa? nocleg za 50 pakista?skich rupii (1 USD). Powiedzia? te?, ?e mieszka?o u niego wielu Polaków i Czechów. Hotelik, Fort Lahore, by? zaledwie 5 minut drogi od dworca. Droga do niego prowadzi?a przez w miar? czysty plac przed dworcem, a potem przez brudne i w?skie uliczki. Szli?my omijaj?c b?oto i graty tarasuj?ce drog?. Gapili si? na nas wszyscy stoj?cy przy ulicy, a ich wzrok wyra?a? nienawi?? do bogatych turystów, których rz?dy przez imperialn? polityk? pozbawiaj? ich ?rodków do godziwego ?ycia.
Wreszcie doszli?my do naszego hotelu. Nad drzwiami wisia? jaki? ma?y, stary i brudny szyld, na którym z trudem odczyta? mo?na by?o nazw? hotelu. Sami nigdy by?my tam nie trafili, nawet gdyby hotel by? w przewodniku. Weszli?my przez stare drzwi do jakiego? budynku, wcale na hotel nie wygl?daj?cego. Na dole by? ciemny, kilkumetrowy korytarz. Na jego ko?cu by?o wej?cie na bardzo w?skie, drewniane, kr?te schody, a na pi?trze znajdowa? si? hotel. Wn?trze pomalowane by?o na jasnozielony kolor. Jedno z pomieszcze? stanowi?o biuro, w którym by?o kilka krzese? i biurko. Pod szyb? tego biurka by?o wiele kartek z Europy, w tym tak?e z Polski, a na kartkach - pozdrowienia dla kierownika hotelu. Kierownikiem i w?a?cicielem by? ten go??, który nas przyprowadzi?. Na miejscu pokaza? nam te? rekomendacje napisane przez Polaków mieszkaj?cych wcze?niej u niego. Na ?cianach wisia?y jakie? mapy i foldery reklamowe Lahore i okolic. W zasadzie hotel sk?ada? si? zaledwie z kilku pokoi, w których sta?o ?ó?ko lub dwa i wiatrak. Ca?e wn?trze by?o oklejone plakatami zabytków Pakistanu, a niektóre drzwi do pokoi w?asnor?cznie zbite z desek. W ma?ym pomieszczeniu ko?o biura wystawiony by? stolik i kilka krzese?, gdzie mo?na by?o usi???. Oprócz kierownika w hotelu pracowa?o jeszcze dwóch pomocników, z których jeden mia? dosy? zb??dzony wzrok.
W ko?cu mogli?my si? wyk?pa?. To jedyne marzenie, jakie ma cz?owiek po sp?dzeniu 30 godzin w poci?gu, do którego co raz wpada?y tumany kurzu, pch?y i inne, a temperatura si?ga?a 50 stopni, natomiast wiatr zza okna parzy?, a nie ch?odzi?. W hotelu by?y dwie ?azienki. Jedna obok biura mia?a nawet glazur? i ?wiat?o. Druga, znajduj?ca si? na dachu, wygl?da?a z zewn?trz jak wychodek. Mia?a drewniane drzwi zas?aniaj?ce cz?owieka od kolan do szyi. U góry by?y po prosu uci?te, a u do?u wygni?e. Nie mia?a ?wiat?a, tylko rur?, z której lecia?a woda i to by?o najwa?niejsze. Kiedy zdecydowa?em si? z niej skorzysta?, nie wiedzia?em jeszcze, jak wygl?da, zdziwi?o mnie troch? tylko, ?e kierownik da? mi na drog? ?wieczk?. Na dachu by? taras, na którym leniwie siedzia?a rodzinka w?a?ciciela. Jeden z siedz?cych tam go?ci zna? angielski i pokaza? mi t? "?azienk?" i da? instrukcj? obs?ugi: jak zamkn?? skutecznie drzwi, odkr?ci? wod? i gdzie postawi? ?wieczk?. Mimo ?e prysznic by? syfiasty to jednak po wyj?ciu czu?em si? jak nowo narodzony.