Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Dziennik z podró?y do Indii
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Idziemy do afga?skiej restauracji. Jemy ...(?).... - jest doskona?e. Wszystko w takich ilo?ciach, ?e nie sposób tego pomie?ci? w ?o??dku. Staramy si? co prawda ze wszystkich si?, ale nic nam z tego nie wychodzi. W drodze powrotnej przygl?damy si? jeszcze miastu, które w nocy robi o wiele lepsze wra?enie. Ludzie s? tu tak niesamowicie ?ywi, ruchliwi i ha?a?liwi, ?e od razu wida?, gdzie jeste?my. Azja.

30.08.1997

Wreszcie mo?emy si? porz?dnie wyspa?. Budz? si? jako drugi i wykorzystuj? poranek na uzupe?nienie dziennika. Ca?y czas obserwuje mnie kuzyn Mira (naszego Kanadyjczyka). W Polsce pomy?la?bym o nim, ?e jest peda?em, ale tu panuje zupe?nie inna kultura. Wsz?dzie na ulicach wida? obejmuj?cych si? m??czyzn. W pa?stwach islamskich nie wolno si? afiszowa? z uczuciami do kobiet. W ogóle stosunki m?sko-damskie to tutaj do?? dra?liwy temat. M??czy?ni sp?dzaj? wi?kszo?? czasu w swoim w?asnym gronie i staraj? si? okazywa? sobie nawzajem sympati?, jak? si? darz?. Dlatego te? widok dwóch osobników tej samej p?ci id?cych po ulicy za r?k? jest tu na porz?dku dziennym i wcale nie oznacza dewiacji (o takich przyjacielskich gestach przeczyta? mo?na zreszt? w ka?dym przewodniku). Kuzyn Mira przesiada si? bli?ej mnie i zaczyna mi zagl?da? przez rami? do mojego dziennika. Jego przyjacielskie gesty zaczynaj? mnie niepokoi?... Chcia?em pisa? dalej, ale sytuacja zacz??a si? komplikowa?. Przyjacielskie gesty przyjacielskimi gestami, przewodniki przewodnikami, kultura kultur?, a dla mnie ten cz?owiek by? PEDA?EM. Musia?em obudzi? Bartka i reszt? towarzystwa, bo kuzyn Mira najbezczelniej w ?wiecie dobiera? si? do mnie! Przed wypraw? zastanawiali?my si? nad czyhaj?cymi na nas niebezpiecze?stwami - co? takiego nie przysz?o jednak ?adnemu z nas do g?owy.

Poci?g (6 USD + 1 USD za ?ó?ko) odje?d?a o 11.00. Mamy by? na miejscu o 15.00 dnia nast?pnego (jest jeszcze jeden o 5.30 - na miejscu po 21). Wagony wygl?daj? koszmarnie. S? tak brudne, ?e kolej rumu?ska to przy nich najwi?kszy luksus. Poci?g bardzo cz?sto staje. Czasem na pó? godziny, a czasem na godzin? albo i d?u?ej. Nie by?oby to takie z?e, gdyby nie pogoda. Nie dosy?, ?e temperatura jest potwornie wysoka, to na dodatek wilgotno?? powietrza bije wszelkie rekordy (pustynia sko?czy?a si? ju? jaki? czas temu). Efekt tej mieszanki jest taki, ?e pot na cz?owieku nie wysycha. Tak mo?na czu? si? tylko w saunie (ale po saunie mo?na si? wyk?pa? i wchodzi si? tam nago...).

Spotykamy dwóch fotografów z Polski. Ca?kiem mili i do?wiadczeni ludzie. Udzielaj? nam paru wskazówek. Sami chc? uciec w góry przed t? pogod?. Ten etap podró?y jest chyba najgorszy. Co prawda nie jest d?ugi (w porównaniu z tym, co przeszli?my), ale pogoda i panuj?ce w poci?gu warunki po prostu zabijaj?. Na dodatek przez ca?y czas kr??? po wagonach sprzedawcy wszelkich mo?liwych drobiazgów. Okropnie si? wydzieraj?, ale przyzna? trzeba, ?e jeden ich rodzaj jest ogromnie po?yteczny. To ci, którzy roznosz? zimne napoje - w wiadrach, zalane wod? i ob?o?one lodem. Bez nich na pewno nie dotarliby?my do Lahore. Wypijamy dziennie ponad 6 litrów p?ynów na g?ow?.

31.08.1997

Po kolejnym dniu m?ki, brudni jak nigdy dot?d, docieramy do Lahore. Opó?nienie wynosi tylko 2 godziny, czyli praktycznie tyle, co nic. Jest 17.00. Granica jest ju? zamkni?ta, ale my i tak marzymy tylko o prysznicu. Fotografowie nie wytrzymuj? d?u?ej i wysiadaj? z nami. Postanowili odpu?ci? sobie pó?nocny Pakistan i pojecha? prosto do Kaszmiru (nic dziwnego - nikt normalny nie wytrzyma?by ani minuty d?u?ej w tym poci?gu). Znajdujemy sobie pokój dla 4 osób w hotelu "Metropol" za 2,5 USD od osoby. Po odpoczynku idziemy z Bartkiem ogl?da? miasto. Po ciemku nie sprawia ono tak z?ego wra?enia, jak w ci?gu dnia. Jemy obiad w wygl?daj?cej w miar? przyzwoicie knajpce i kr?cimy si? troch? po centrum.

Ignoruj?c wszelki przestrogi, pijemy kilka szklanek najlepszego napoju na ?wiecie - ?wie?o wyci?ni?tego soku z mango zmiksowanego z kawa?eczkami lodu. W tym zaduchu smakuje to wr?cz niewyobra?alnie wspaniale. Nie odmawiamy te? sobie soku z granatów. Na chwil? musimy wróci? do hotelu, bo Bartek wbi? sobie gwó?d? w nog?. Po odka?eniu rany decydujemy si? jeszcze na krótki skok do telefonu (który przeradza si? w wielk? wypraw? w poszukiwaniu kogo?, kto wymieni nam pieni?dze) i kolejny sok z mango. Potem nadchodzi czas na uczciwie zapracowany odpoczynek. ?pi? pod wentylatorem.

1.09.1997

To wielki dzie?. Fotografowie wyje?d?aj? bardzo wcze?nie - my wolimy troch? pospa?. O 10.00 mia? by? autobus do granicy, ale go nie ma. Staramy si? wsi??? do jednego z mikrobusów "komunikacji miejskiej" (linia 12), jednak okazuje si? to niemo?liwe. Dopiero po godzinie pakujemy si? do jakiego? wi?kszego autobusu bez szyb. Zawozi on nas tylko na obrze?a Lahore (4x6 rupii). Tu przesiadamy si? do niesamowicie zdezelowanej toyoty. Jest tak zapchana, ?e jedziemy na zewn?trz, trzymaj?c si? dachu. Wreszcie granica. Formalno?ci trwaj? 1,5 godziny. W jednym z biur musimy nawet czeka?, by urz?dnik sko?czy? swoj? drzemk?. Zostaje nam zarekwirowana "Polityka" - wzbudza?a zainteresowanie na ka?dej niemal granicy.


Do początku

Poprzednia strona
 ...2 3 4 5 6 7 8 9 10... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Vashisht - wioska niedaleko Manali Ladakh Autostrada do nieba, czyli Manali-Leh Highway   Pozostałe...

Tekst: Marcin Czapiewski
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 1998-08-10