Dziennik z podró?y do Indii
Marcina Czapiewskiego i Bartosza Boberskiego,
trwaj?cej od 19.08 do 29.09.1997 r.
Wersja Marcina Czapiewskiego
Dziennik ten jest zapisem przebiegu naszej podró?y do Indii. Pisa?em go, by ocali? od zapomnienia wszystkie ciekawe i zabawne wydarzenia, jakich podczas wyprawy nie brakowa?o. Zawar?em w nim kilka praktycznych wskazówek i informacji u?ytecznych dla kogo?, kto chcia?by uda? si? w nasze ?lady, ale na pewno nie jest to ?aden rodzaj przewodnika. Stara?em si? po prostu zachowa? w ten sposób swe wspomnienia.
19.08.1997
Nareszcie wyje?d?amy. Po spotkaniu na dworcu we Wroc?awiu okazuje si? jednak, ?e poci?g, którym mieli?my jecha?, nie kursuje. Bartek zapomnia? legitymacji... Mimo wszystko dobry nastrój nas nie opuszcza. A? do Warszawy. W ambasadzie ira?skiej okazuje si? bowiem, ?e wizy, na które czekamy od ponad 5 tygodni, podro?a?y o prawie 100 procent i ju? na samym pocz?tku tracimy dodatkowe 110 z? ka?dy. To nam rozbija wszystkie plany, ale najgorsze dopiero przed nami. Nie wiemy, czy wizy wbij? nam tego samego dnia, czy te? mo?e b?dziemy musieli czeka? do jutra. Dla odpr??enia idziemy do kina na Jasia Fasol?. Potem na dworzec, ?eby w informacji jeszcze raz sprawdzi?, ?e ca?y misternie skonstruowany plan przejazdu jest nadal aktualny. Telefon do ambasady - mo?emy odebra? wizy!
Szcz??liwi jedziemy do Krakowa. St?d po pó?nocy ma odjecha? nasz poci?g do Rumunii. Cztery godziny, jakie nam zostaj?, wykorzystujemy na kupienie potrzebnych biletów i spotkanie z moj? od dawna niewidzian? znajom?.
Po pó?nocy odbieramy plecaki z przechowalni i stajemy na peronie. Jeste?my gotowi do rozpocz?cia podró?y. Ale poci?g nie przyje?d?a. Opryskliwa dy?urna ruchu "?askawie" informuje, ?e poci?g nie kursuje. W informacji i w kasach dowiadujemy si? sprzecznych rzeczy. Po godzinnej bieganinie udaje si? nam w ko?cu ustali?, ?e jedyne wyj?cie to poci?g o 22.55 dnia nast?pnego. Pytania o to, jak to mo?liwe, ?e sprzedano nam bilety na nieistniej?cy poci?g, pozostaj? bez odpowiedzi. Polska kolej - nic doda?, nic uj??.
Gabi (moja znajoma) przygarnia nas do siebie. Bez niej by?oby z nami krucho, je?li zwa?y?, ?e zosta?o nam razem 5 z?. Bartek i tak ju? musia? sprzeda? marki, a przecie? nie zd??yli?my nawet przekroczy? granicy...
20.08.1997
?pimy do 12.00. W mi?ciutkim ?ó?eczku. Potem obfite ?niadanko. W sumie nie jest tak ?le. Dzie? zapowiada si? ciekawie. Mo?e to jednodniowe opó?nienie wyjdzie nam na dobre? Teraz idziemy do centrum.
Dzie? min?? nam bardzo przyjemnie, ale w zasadzie nie ma o czym pisa?. Wieczorem przez chwil? prze?ywali?my katusze niepewno?ci, jednak tym razem PKP postanowi?y podstawi? poci?g.
21.08.1997
Poranek na S?owacji. Dzi?ki uprzejmo?ci naszych kolei mamy mo?liwo?? sp?dzenia w Kosicach kilku porannych godzin. Pe?en podziw budzi w nas paru m??czyzn, którzy ju? o 5.30 popijaj? na ?aweczce przed dworcem. Bartek zauwa?a, ?e kultura picia jest zdecydowanie inna ni? u nas - faktycznie, maj? kieliszek i popijaj? wod? z kubeczka.
Po siódmej ?apiemy poci?g do Satu Mare w Rumunii. Teraz stoimy na granicy s?owacko-ukrai?skiej i zastanawiamy si?, dlaczego B.K. kaza? nam uwa?a? na ukrai?skich celników. No nic, zaraz si? przekonamy... Nic si? nie sta?o. Zainteresowanie celnika wzbudzi? tylko egzemplarz "Polityki", który przejrza? bardzo uwa?nie. Na pierwszej stacji wszyscy podró?ni wysiedli, a my w komfortowych warunkach dotarli?my do kolejnej granicy. Tu dowiedzieli?my si?, o co chodzi?o z tymi celnikami. Szczególnie interesowa?y ich lekarstwa. Po godzinnym postoju poci?g powoli przejecha? obok ?egnaj?cego nas wspania?ego, socrealistycznego ?uku triumfalnego z napisem "Ukraina".
Rumunia. S?u?by graniczne za?atwiaj? wszystkie formalno?ci szybko i sprawnie, czym nas bardzo mile zaskakuj?. Pr?dko si? okazuje, ?e jest to tylko pierwsza z wielu niespodzianek, jakie ten kraj ma dla nas w zanadrzu. Nast?pn? gotuj? nam bowiem kolejarze, zaledwie 20 minut po celnikach. Przez kilkana?cie minut co? nam d?ugo i zawile t?umacz?, cz?sto u?ywaj?c przy tym s?owa "loc". Po kwadransie staje si? zrozumia?e, ?e chc? pieni?dzy, ale dalej nie wiadomo za co. Nie pomagaj? nawet fantastyczne rysunki stworzone przez jednego z konduktorów na moim bilecie. W ko?cu zirytowani rzucaj? nam paszporty i bilety i wychodz?.
Nasze rozwa?ania nad ich dziwnym zachowaniem brutalnie przerywa Bartek, który od niechcenia wyjrza? przez okno i zauwa?y?, ?e poci?g stoi w Satu Mare. To nasza stacja! Przyjechali?my o dobre 1,5 godziny za wcze?nie.