Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Dziennik z podró?y do Indii
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

W ostatniej chwili udaje nam si? wyskoczy? z poci?gu. Zadowoleni z siebie ruszamy do centrum, by wype?ni? kilkugodzinn? przerw?. W hotelu wymieniamy pieni?dze, potem drobne zakupy i odpoczynek w parku. Na godzin? przed odjazdem poci?gu jeste?my z powrotem na dworcu, by kupi? bilety. I tu czeka ju? kolejna niespodzianka. Nie wiadomo, jakim sposobem w Rumunii obowi?zuje czas o godzin? pó?niejszy ni? w ca?ej Europie, w zwi?zku z czym do odjazdu naszego poci?gu pozosta?y minuty... W kasie oczywi?cie kolejka, a my po rumu?sku nie potrafimy powiedzie? nawet "dzie? dobry".

Cudem udaje si? nam jednak zd??y?. Sporo czasu zajmuje nam ustalenie, gdzie siedzimy (wszystkie miejsca s? numerowane mimo tragicznego stanu poci?gów). Na korytarzu nawi?zuj? pierwsz? znajomo??. M?ody cz?owiek uj?ty celem naszej podró?y i tym, sk?d pochodzimy, zaprasza nas do swego przedzia?u na wódeczk?. Zm?czenie i upa? nie sprzyjaj? jednak imprezom, wi?c delikatnie (by nie urazi? naszego nowego znajomego) odmawiam. Przez ca?e 14 godzin podró?y usi?ujemy przespa? si? cho? chwil?, ale nie jest to ?atwe przy wszechobecnym smrodzie i braku miejsca.

Nad ranem docieramy do Bukaresztu. Na dworcu widzimy przepi?kny obrazek. Wózek akumulatorowy prowadzony przez kobiet? w "moro". Dooko?a idzie czterech uzbrojonych ?o?nierzy. Wszyscy pilnuj? ma?ej, br?zowej teczki, która spokojnie le?y sobie na platformie wózka. Eskorta gwa?townie reaguje, gdy chcemy wyprzedzi? z prawej strony... Miasto sprawia przygn?biaj?ce wra?enie. Dopiero tu wida?, jak wiele brakuje jeszcze Rumunii do normalno?ci. D?ugo pomy?l?, nim nast?pnym razem powiem z?e s?owo na polskie warunki. Szybko znajdujemy autobus do Stambu?u - na szcz??cie turecki. Czas do odjazdu wype?nia nam przygotowanie ?niadania na po?amanej ?awce w zapuszczonym parku (i pomy?le?, ?e to stolica...).

Autobus spó?nia si? o 40 minut, a organizator próbuje udobrucha? czekaj?cych zimnymi napojami. Nie mamy nic przeciwko. Klimatyzowane wn?trze pozwala nam dotrwa? bez wi?kszych problemów do bu?garskiej granicy. Teraz czekamy na paszporty, a wszyscy naoko?o pal? papierosy - zaraz przestan? cokolwiek widzie? (wentylacja nie dzia?a, bo celnik kaza? zgasi? silnik). Temperatura ro?nie...

Czekamy nieca?? godzin?. Rumuni ka?? mi i Bartkowi wysi??? z autobusu. Chc? dodatkowych dokumentów. Dobrze, ?e zabra?em dowód osobisty. Bartek próbuje pokaza? legitymacj? ISIC, ale to wzbudza tylko ?miech celnika. Pomaga dopiero legitymacja studencka z kilkoma piecz?tkami - to budzi respekt...

Przez ca?? Bu?gari? przeje?d?amy bez ?adnych problemów. Warto wspomnie? tylko o tym, ?e na jednym z postojów zostawiam na ?awce portfel ze wszystkimi dokumentami. Na szcz??cie pewien Turek wykazuje nadzwyczajn? uczciwo?? i przybiega szuka? mnie w autobusie. Od razu zaczynam mie? o Turkach dobre mniemanie. Troch? gorzej jest na granicy, gdzie musimy biega? od okienka do okienka, by poza?atwia? kilka formalno?ci. Tracimy 1,5 godziny. Po ostatnim postoju rozk?adamy si? wygodnie i zasypiamy. Kierowca puszcza na ca?y regulator jak?? tureck? muzyk?. Bez discmana by?oby to nie do wytrzymania.

23.08.1997

Stambu?. O 6.00 rano ka?? nam wysiada? z autobusu. Nie mamy poj?cia, gdzie jeste?my. Bartek by? tu przed dwoma laty, wi?c wie, gdzie mo?emy tanio przenocowa?. Trzeba tylko znale?? B??kitny Meczet. Bartek prowadzi - problem polega na tym, ?e ka?dy meczet, który zobaczy, jest dla niego "B??kitny"...

W ko?cu jednak docieramy na miejsce. Po krótkim czasie znajdujemy wolne ?ó?ka. Nareszcie mo?emy wzi?? prysznic. Co za ulga. ?wie?e ubranie. Czuj? si? jak nowo narodzony. ?pimy dwie godziny i jedziemy na terminal autobusowy szuka? transportu do Teheranu. Docieramy na miejsce ko?o po?udnia. Jaki? cz?owiek mówi, ?e tu nic nie znajdziemy. Radzi nam, gdzie jecha?. Postanawiamy jednak jeszcze troch? poszuka?. Trafiamy do ira?skiego biura podró?y. Jedyny autobus odjecha? przed 10 minutami, ale ma jeszcze jeden przystanek w centrum. Kupujemy bilety, a biuro pokrywa w zamian po?ow? kosztów taksówki.

W centrum taksówkarz pokazuje co? r?k? i oznajmia, ?e jeste?my na miejscu. Okazuje si? jednak, ?e to jaka? pomy?ka. Dopiero po pó? godzinie trafiamy na miejsce. Do odjazdu zosta?o 10 minut, a my nie jedli?my nawet ?niadania. W po?piechu co? kupujemy, ale bez targowania wydajemy fortun?.

W wyznaczonym miejscu dalej nie ma naszego autobusu. Jest za to Turek, który wskazuj?c r?k? na zaparkowan? nieopodal kup? z?omu z dum? mówi: "your bus". W odpowiedzi na pytanie o klimatyzacj? tylko znacz?co si? u?miecha. Nikt nie rozumie s?owa po angielsku, wi?c nie próbujemy nawet t?umaczy?, co nam pokazywano i obiecywano w biurze. Postanawiamy zaryzykowa? i wsiadamy. Pewne jest jedno - g?o?niki s? tu o wiele mocniejsze...


Do początku

Poprzednia strona
 1 2 3 4 5 6 7 8 9... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Vashisht - wioska niedaleko Manali Ladakh Autostrada do nieba, czyli Manali-Leh Highway   Pozostałe...

Tekst: Marcin Czapiewski
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 1998-08-10