Nie jest ?le. Po paru godzinach jeden z Persów (Ira?czyków) zaczyna ze mn? rozmow?. Po chwili przy??cza si? dwóch nast?pnych. Mi?o sobie gaw?dzimy. Cz?stuj? nas jedzeniem. Kto? podaje herbat?. Kamal zaprasza, by?my odwiedzili go w drodze powrotnej (mieszka w Tabris). Ali daje mi swój adres w Teheranie i mówi, by w razie k?opotów wali? do niego jak w dym. Obiecuje te? pomoc w zakupie biletów do granicy. W mi?ej atmosferze jedziemy dalej.
Oko?o 22.00 wysiada skrzynia biegów. Kierowcy zaczynaj? przy niej grzeba?, a pasa?erowie id? spokojnie kupi? sobie co? do jedzenia. Po posi?ku nawi?zujemy rozmow? z par? Europejczyków. Okazuj? si? Belgami na pó?rocznym urlopie, który zamierzaj? sp?dzi? w Indiach. Mówi?, ?e samolot by?by dla nich o wiele ta?szy, ale oni woleli prze?y? t? podró?. My i oni ?yjemy w dwóch ró?nych ?wiatach... Belgowie ?al? si? tak?e, ?e zostali straszliwie oszukani - im tak?e obiecywano mercedesa. Na dodatek zap?acili za bilety o 20 USD wi?cej ni? my.
Te wiadomo?ci dodaj? nam otuchy. Jednak nie jeste?my jedynymi naiwnymi w tym kraju. Pokrzepieni wracamy do autobusu. Po pó?nocy biegi psuj? si? ponownie i podró? staje si? od tej chwili pasmem bezustannych zgrzytów i szarpni??. Obfituje te? w przymusowe postoje.
24.08.1997
Od szóstej rano ogl?dam fantastyczne krajobrazy. Góry w Turcji s? wspania?e. Bardzo ?a?uj?, ?e nie mam prawdziwego aparatu, którym mo?na by fotografowa? takie rzeczy.
Droga staje si? coraz w??sza. Na jednym z wyj?tkowo w?skich zakr?tów, na którym dodatkowo prowadzony jest jaki? remont, nasz autobus nie mie?ci si? obok ci??arówki. Wisimy nad przepa?ci?. Prawie wszyscy wyskakuj? i pchaj?c staraj? si? wyci?gn?? autobus z tej op?akanej sytuacji. Nie wygl?da to zbyt weso?o, ale w ko?cu wysi?ek zostaje uwie?czony sukcesem. Kierowca nie chce jednak zatrzymywa? si? na stromym podje?dzie, wi?c wszyscy musz? biec a? do szczytu wzgórza (spory kawa?ek).
To, co mówiono mi o piciu tutejszej wody, okazuje si? prawd?. Obaj z Bartkiem ci??ko chorujemy (dla mnie autobus musi trzy razy stawa? - szkoda tylko, ?e w górach nie ma ubikacji).
Na kolejnym postoju znów spotykamy grupk? Ira?czyków. S? bardzo wylewni i rozmowni. Bartek wdaje si? z kilkoma w d?u?sz? pogaw?dk?. Mnie ostrzegaj? przed noszeniem krótkich spodni - nawet te, które mam (za kolana), s? zbyt krótkie. Ira?skie prawo jest pod tym wzgl?dem bezlitosne. Czas do granicy d?u?y si? niemi?osiernie. Znowu trzeba przestawia? zegarki.
W ostatnim miasteczku przed granic? kierowcy zdejmuj? z dachu jakie? ci??kie paczki i zostawiaj? je miejscowym. Zastanawiamy si?, czy b?dzie z tego jaki? przemyt. Wszystko wygl?da do?? zabawnie. W ko?cu - po kilku wojskowych kontrolach - docieramy do granicy.
Po sprawdzeniu nas przez Turków czekamy na kontrol? ira?sk?. Przez kilkana?cie minut jestem sam z Belgami zamkni?ty w jakim? du?ym pomieszczeniu. Wszystkie wyj?cia s? zamkni?te, wi?c pozostaje nam tylko czeka?. W ko?cu do??cza do nas reszta pasa?erów. Po dwóch godzinach jeste?my wreszcie w Iranie (kontrola baga?u by?a bardzo drobiazgowa). Musimy jednak czeka? kolejne dwie godziny, a? nasz autobus zostanie gruntownie sprawdzony. O 4 rano jest po wszystkim.
25.08.1997
Od razu rozk?adamy si? z Bartkiem na pod?odze autobusu i ?pimy a? do 8.00. Okazuje si?, ?e przejechali?my w nocy niewiele ponad kilometr. Zatrzymano nas bowiem na jakim? posterunku i nie wypuszcono do samego rana. W ko?cu jednak jedziemy. Przestaj? liczy? kontrole. Udaje si? nam bli?ej pozna? znaczenie s?owa upa?. Nie mo?emy si? ju? doczeka?, kiedy b?dziemy mogli zje?? arbuza kupionego jeszcze przed granic? - postoje s? bardzo krótkie. Dla zabicia czasu ucz? si? j?zyka u?ywanego w Iranie, czyli farsi (g?ównie przekle?stw).
Jeden z Ira?czyków przekonuje kierowc?, by pu?ci? kaset? Bartka. Do najbli?szego posterunku s?uchamy R.E.M., a Ira?czyk ta?czy (obie te rzeczy s? tu surowo zakazane).
W Tebris opuszcza nas Kamal. Przed wyj?ciem jeszcze raz si? upewnia, ?e zatrzymamy si? u niego w drodze powrotnej. Chwil? potem mamy ze wzgórza wspania?y widok na ca?e miasto. Wed?ug naszych znajomych liczy sobie ono 9-10 mln mieszka?ców - ca?y Wroc?aw mo?na by tu zmie?ci? w jednej dzielnicy. Z góry wszystko wygl?da pi?knie, jednak z bliska przedstawia ?a?osny widok. Podobnie zreszt? jak ca?y Iran. Nie mog? zrozumie?, jak mo?na by?o zmarnotrawi? tak ogromny potencja? tkwi?cy w ziemi pod nami. Belg, który bywa? tu wcze?niej, opowiada nam, jak ten kraj wygl?da? przed rewolucj?. Nie by? to co prawda raj na Ziemi, ale na pewno dobry punkt wyj?cia. Niestety, islami?ci poszli w z?? stron?...