Podró? mija identycznie jak poprzednia, tyle ?e trwa nieco d?u?ej.
11.09.1997
Udajpur jest wspania?y! Znajdujemy doskona?y, tani hotel (3 USD za pokój) - Pahadi Hotel z ?adnym widokiem na jezioro. Po krótkim odpoczynku za?atwiam sprawy w banku i w ko?cu wysy?am kartki pocztowe (dla pewno?ci ka?? je na moich oczach ostemplowa?, bo w Indiach zdarza si? czasem, ?e kto? poodkleja na poczcie znaczki). Potem ?pimy jeszcze troch? i pozwalamy si? zawie?? do Monsoon Palace. To cudowne miejsce. Chyba najpi?kniejsze w Indiach. Ze zrujnowanego pa?acu, po?o?onego na szczycie najwy?szej w okolicy góry, roztacza si? zapieraj?cy dech w piersiach widok. Nie sposób tego opisa? s?owami, ale na pewno warto tu by?. Sp?dzamy na szczycie kilka godzin a? do zmroku - najch?tniej zosta?bym tu na zawsze. Po prostu siedzimy sobie na tarasie i praktycznie si? nie odzywamy (wszelkie s?owa wobec otaczaj?cego nas pi?kna by?yby chyba bez sensu). Nie wiem, dlaczego tego miejsca nie ma w przewodniku. To jest naprawd? co?! Jak zostan? poet?, b?d? musia? spróbowa? to opisa?.
Wracamy do hotelu i wieczór sp?dzamy w towarzystwie pewnego Japo?czyka i jego hinduskiego przyjaciela. Jednak Japo?czycy to strasznie zabawny naród - szkoda, ?e tak bardzo wykrzywiony psychicznie.
12.09.1997
Wysypiamy si? do 11.00 (w ko?cu), a potem jemy pó?toragodzinne ?niadanie na tarasie. Dla takich chwil naprawd? warto ?y?. Wspania?y widok, nie najgorsze jedzenie i idealna pogoda.
Czego chcie? wi?cej? (no, mo?e znalaz?oby si? jeszcze kilka rzeczy, ale i tak jest cudownie). Szkoda tylko, ?e Bartek nie podziela moich pogl?dów - nie czuje si? najlepiej i przez to ?ycie nie jest dla niego a? tak pi?kne. Rozwa?a za to przez pewien czas ofert? Hindusa, który chce od niego kupi? walkmana. Targuj? si? do?? ostro i o ma?y w?os dosz?oby do transakcji, ale w Bartku odezwa? si? g?os sumienia - walkman nale?y bowiem do jego brata...
Oko?o 14.00 dojrzewamy do zwiedzania. Po mie?cie obwozi nas znajomy rykszarz. Obieca? pokaza? nam najciekawsze miejsca. Zaczynamy od City Palace (najwi?kszy pa?ac Rad?astanu). Wszystko jest bardzo ?adne, ale po wyj?ciu z pa?acu nie mamy ju? si?y na nic innego. Mimo to odwiedzamy kolejne miejsca. Udajpur to miasto jak z bajki. A? p?ka w szwach od wspania?ych ogrodów i parków. Bardzo malownicze s? te? trzy jeziorka, które kolejni w?adcy kazali wykopa? swoim poddanym (50 tys. ch?opów pracowa?o przy tym przez dwa lata). Udaje nam si? zobaczy? naprawd? sporo (p?ywamy nawet ?ódk? po jeziorze), ale nie ma sensu si? o tym rozpisywa? - wszystko jest w przewodnikach.
Tak nam up?ywa czas a? do wieczora, kiedy to wracamy do hotelu na kolacj?. W trakcie jedzenia Bartek roztacza przede mn? ró?ne czarne wizje. Zastanawia si?, jakie skutki mo?e wywo?a? fakt, i? zdecydowa?em si? spróbowa? normalnego jedzenia. Twierdzi, ?e powrót mojej choroby to tylko kwestia czasu. Od samego s?uchania czuj? si? nieco gorzej.
Po kolacji zaczynamy omawia? ró?ne warianty drogi powrotnej. Z czasem jest nie najlepiej i je?li nie znajdziemy taniego samolotu z Bombaju do Teheranu albo do Pakistanu, to zaczn? si? schody (szkoda nam bowiem traci? dwóch tygodni na powrót). Strasznie nas te? kusi wylegiwanie si? na pla?ach Goa, które mo?e omin?? nas dos?ownie o w?os. Postanawiamy jednak nie martwi? si? na zapas i ruszamy w dalsz? drog?.
W strugach deszczu pakujemy si? do autobusu do Ahmadabadu. Biuro podró?y jest prywatne, wi?c nie ominie nas "przyjemno??" obejrzenia indyjskiego filmu (jest zestaw wideo). Piek?o zaczyna si? ju? o 22.30. Skacz?cy obraz i trzeszcz?cy d?wi?k obs?uga stara si? zrekompensowa? podkr?ceniem poziomu g?o?no?ci do maksimum. Ze wszystkich si? staramy si? zrozumie? akcj?, ale nie jest to ?atwe, je?li zwa?y?, i? film jest w j?zyku hindi... Na dodatek co 5-7 minut przerywaj? go zapowiedzi innych filmów i reklamy. Poszczególne sceny s? ze sob? BARDZO lu?no powi?zane. Smaczku dodaj? obowi?zkowe przerwy co 10 minut, w czasie których dwójka g?ównych bohaterów ?piewa piosenki (za ka?dym razem jedn?), nie maj?ce najmniejszego zwi?zku z akcj?! Bartek po nieca?ej godzinie daje za wygran? i zasypia (co nie jest ?atwe przy tym poziomie nat??enia ha?asu). Ja si? nie poddaj?. W ko?cu zaczynam rozpoznawa? bohaterów. Udaje mi si? te? zrozumie? akcj?, której zwroty s? czasami tak zaskakuj?ce i absurdalne, ?e a? trudno mi uwierzy? w?asnym oczom. Wszystko przebija jednak fina?owa scena walki wr?cz, no i oczywi?cie zako?czenie, przy którym happy endy rodem z Hollywood wygl?daj? jak wysoce prawdopodobne sytuacje zaczerpni?te z prawdziwego ?ycia. Dzi?ki wszystkim przerywnikom film trwa do 3.30. Udaje mi si? jeszcze z?apa? 2,5 godziny snu.