Miasto ze wzgl?du na pod?o?e posiada niewiele wie?owców. Za French Quarter rozci?ga si? dzielnica bankowa, od której rozpoczyna si? St. Charles Avenue, bulwar z reprezentacyjnymi domami, ko?cio?ami i hotelami. Reprezentowane s? wszystkie najwa?niejsze ko?cio?y: widzia?am trzy ró?ne synagogi i par? baptystycznych, metodystycznych i katolickich. W ?rodku ulicy jest pas zieleni, po którym je?dzi antyczny drewniany tramwaj z lat 20. Tramwaj jest du?? atrakcj? turystyczn? - s?dz?c po okrzykach zachwytu Amerykanów.
I na tym ko?czy si? ju? miasto dla turystów. Dalej s? dzielnice biedne, w które nie nale?y si? zapuszcza?, dzielnice ?redniozamo?ne ze sztampowymi domkami szeregowymi i wolnostoj?cymi oraz ci?gn?ca si? kilometrami niska zabudowa przemys?owa. Wiele budynków jest w bardzo z?ym stanie. Ruiny, opuszczone baraki obok ca?kiem przyzwoitych - tyle, ?e brzydkich.
Mississippi jest ogromna i g??boka - p?ywaj? po niej statki morskie. Nad brzegami - wbrew moim oczekiwaniom, karmionym "Chat? Wuja Toma"- nie wida? by?o pól bawe?nianych, tylko zak?ady chemiczne, rafinerie, cukrownie. Do Zatoki Meksyka?skiej jest tylko 80 kilometrów.
Jako przyk?adni tury?ci pop?yn?li?my statkiem, udaj?cym parowiec. Ogromne ko?o nap?dowe parowca kr?ci si? elektrycznie. Muzyka dixi, któr? rz?poli? muzyk na statku, ucich?a na szcz??cie po wyp?yni?ciu z portu. P?yn?li?my godzin? w dó? rzeki, mijaj?c kontenerowce i statki wojskowe z helikopterami na pok?adzie.
Nast?pnego dnia p?ywali?my te?, ale z kolei ma?ym stateczkiem wycieczkowym (to za du?o powiedziane - "stateczek", w rzeczywisto?ci by?a to ?ajba) po moczarach, zwanych swamps. W niektórych miejscach moczarów rosn? k?py drzew i krzaków, obwieszone "brodami" spanish moos - porostami, ?yj?cymi z tymi drzewami w symbiozie. Drogi wodne nazywaj? si? bayous i s? ca?e pokryte rz?s?. Ma si? wra?enie, ?e zaraz spod tej rz?sy wyskoczy aligator i porwie kogo? z ?ajby.
Czyta?am par? krymina?ów, których akcja rozgrywa si? w tych swamps, np. "The Neon Rain" Jamesa Lee Burke'a. Oprócz ?cigania przest?pców po moczarach zachwyca si? on tam regionaln? potraw?: gumbo. Gumbo to g?sta zupa z okry, jarzyn, kawa?ków kury, krewetek, ryb. Próbowa?am - smakuje do?? ohydnie. Natomiast reszta luizja?skiego jedzenia jest bardzo dobra: ?wie?e ryby morskie i rzeczne, krewetki, du?o jarzyn. Krewetki, ma??e i mniej apetyczne z wygl?du stwory morskie s? zwykle frytowane w panadzie z lekkiego ciasta.
Swamps zamieszkane s? przez potomków francuskich osadników, zwanych cayuns. Wcze?niej zajmowali si? oni przemytem i polowaniem, teraz turystami.
Wszyscy tury?ci czekali na mro??ce krew w ?y?ach spotkanie z aligatorami. Etam, takie aligatory! Chudzinki, o d?ugo?ci metra, wylegiwa?y si? pod drzewami. Przewodnik wo?a? do nich po imieniu, rzuca? im ró?owe cukierki marshmellows, one leniwie w?azi?y do wody, podp?ywa?y do cukierków i je po?yka?y...
Aby zobaczy?, jak ?yli biali plantatorzy z "Chaty Wuja Toma", pojechali?my na wycieczk? wzd?u? Mississippi. Dawne domy plantatorów s? wystawione na sprzeda?, ale mo?na je kupi? jedynie pod warunkiem zachowania ich charakteru i inwestowania w nie. S? w z?ym stanie, odpowiednio do upadku rolnictwa na tym terenie. Jeden z tych domów przekszta?cono w muzeum dzi?ki fundacji jego ostatniej w?a?cicielki. Jest to po mieszcza?sku urz?dzona willa w stylu biedermeier, nic nadzwyczajnego. Natomiast park wart by? zobaczenia. D?uga aleja d?bowa - d?by Virginia o szarej korze i pot??nych, powykr?canych konarach, a wokó? zielone trawniki. Aleja ma ponad dwie?cie lat. Poprzedni plantator splajtowa?, jego dom zamieni? si? w ruin? i zosta? rozebrany. Obecny dom zosta? "dobudowany" do alei.
Ale najciekawsza na tej wycieczce by?a jazda autokarem. Przez te podmok?e, zupe?nie p?askie tereny prowadz? autostrady, umieszczone na palach. Wygl?da to jak niskie mosty, ci?gn?ce si? sto, dwie?cie kilometrów. Swamps, widziane wcze?niej z ?ódki, widzieli?my teraz z okien samochodu. Obok autostrady ci?gn? si? linie wysokiego napi?cia, ich s?upy te? stoj? w wodzie. Ca?a okolica jest przemys?owa. Przemys? ten potrzebuje jednak niewielu robotników. Wida? wi?c tylko zak?ady i bardzo niewiele osiedli.