Zej?cie
Szybko zeszli?my na prze??cz i stamt?d now? drog? w dó?, ?agodnymi pocz?tkowo, rozleg?ymi polami ?nie?nymi. Mimo ?e szed?em bez raków, wkrótce Szczepan oderwa? si? ode mnie i pomkn?? w dó?, ale do?? d?ugo go widzia?em. Potem si? przyzna?, ?e z powodu samopoczucia chcia? jak najszybciej zej?? ni?ej. Robi si? bardzo gor?co, s?o?ce jest ostre, bo zbli?a si? po?udnie, wi?c powoli si? rozbieramy. Jest coraz stromiej i w jednym miejscu nawet si? przejecha?em na ty?ku ze trzy metry. Id? wolno i rozgl?dam si? wokó?. Bo te? widoki s? wspania?e, szczególnie na po?o?ony obok skalisty wierzcho?ek Mont Maudit (4465 m n.p.m.)
Po chwili wydeptany szlak niknie za pierwsz? po drodze ska?k? i wyprowadza na niewielki grzbiecik, który a? l?ni od lodu. Tu zak?adam raki i zaczynam schodzi? grzbiecikiem, opadaj?cym do?? stromo w dó?. Na ?atwym ju? terenie widz? siedz?cego Szczepana, zatopionego z kim? w rozmowie, a w perspektywie ska??, na której stoi schronisko les Grands Mulets. Kiedy dochodz? do nich, okazuje si?, ?e tym drugim jest Micha?, polski student, który samotnie zdoby? Blanka i teraz schodzi. Wydaje si? o wiele bardziej od nas do?wiadczony i obiecuje nas przeprowadzi? przez lodowiec. Tymczasem dochodzimy pod schronisko, zostawiamy plecaki i wspinamy si? po ska?ce do wn?trza, na jakie? picie i odpoczynek. Schronisko jest identyczne jak na Gouterze, tyle ?e le?y o wiele ni?ej (3051 m n.p.m.)
Po niespiesznym postoju kontynuujemy schodzenie. Dos?ownie po kilkudziesi?ciu metrach dochodzimy do Lodowca de Bossons, który musimy przej?? w poprzek. Ró?ni? si? on zdecydowanie od poznanego przez nas wcze?niej lodowca Mer de Glace. Przede wszystkim by? zasypany grub? warstw? ?niegu, wi?c nie wida? by?o szczelin, ale za to ?lady prowadzi?y nas jak za r?czk?. Przed nami sz?a 5-osobowa grupa z jedn? bodaj?e kobiet?, co te? by?o jak?? wskazówk?. Zaraz na pocz?tku trzeba by?o przeskoczy? szczelin?, mo?e 2-metrowej szeroko?ci z górnej wargi na doln?. W rakach trzeba skaka? ostro?nie, ?eby nie skr?ci? nogi przy l?dowaniu, ale to ?atwe. Na pytanie, jak to robi? id?cy w przeciwn? stron?, Micha? odpowiedzia?, ?e musi by? jakie? obej?cie. Za chwil? ci przed nami zwolnili, a wi?c znowu jakie? k?opoty. Tym razem trzeba przej?? w?sk? bruzd? mi?dzy dwoma szczelinami i jeszcze przecisn?? si? obok ig?y lodowej, zwanej penitentem (albo pokutnikiem, ze wzgl?du na kszta?t). Ca?y czas z pewnym niepokojem spogl?damy na wznosz?ce si? nad nami zerwy lodowca. Potem jeszcze jedna szczelina do przeskoczenia. A wreszcie Micha? zg?asza potrzeb? tzw. wi?ksz?, z czym ma problem na otwartym lodowcu. W ko?cu jednak niknie w jakiej? szczelinie. W którym? momencie trzeba przej?? szybko pod wisz?cym w górze lodowczykiem. Ja przechodz? pierwszy na ochotnika, potem oni dwaj kolejno. Na zdj?ciu wida?, ?e popo?udnie jest upalne - id? bez kurtki i r?kawiczek. Na ko?cu jest odcinek bez?nie?ny i gubimy si?, ale po chwili wracamy na w?a?ciw? drog?. Jeszcze tylko ?atwe przej?cie przez potok na skraju lodowca i wreszcie mo?na wyda? okrzyk: Ziemia! Ziemia! (po dwóch dniach). Schodzenie o tej porze po upalnym dniu nie by?o rozs?dne. Usprawiedliwia nas to, ?e du?o ludzi sz?o, a obs?uga schroniska nas nie ostrzeg?a (pytali si?, czy idziemy do góry, czy w dó?). Tu? po powrocie przeczytali?my w gazetach, ?e kilka dni pó?niej lodowiec run?? i zasypa? 11 osób, z tego 5 zgin??o. By?y to grupy z przewodnikami!
Przy stacji nieczynnej kolejki na wysoko?ci oko?o 2400 m n.p.m. rozstajemy si?. Micha? si? spieszy, wi?c idzie przodem, a my ju? nie potrzebujemy pomocy. Doszli?my do znakowanego szlaku. Chwil? odpoczywamy. Widzimy du?? grup? Czechów, którzy rozk?adaj? si? na nocleg w opuszczonej stacji po zej?ciu z Blanka. Czechów w Alpach spotyka si? cz?sto, co jest dziwne jak na naród nie posiadaj?cy wysokich gór (najwy?szy ich szczyt to ?nie?ka, 1602 m).
Szczepan rusza przodem, ja jestem zm?czony i id? bardzo powoli. Spotykamy si? dopiero przy szosie dojazdowej do tunelu Mont Blanc. Tunel jest nadal zamkni?ty po po?arze w 1999 roku, kiedy to sp?on??o w nim 40 samochodów. Na szosie dojazdowej, serpentynami wznosz?cej si? do tunelu, szalej? rolkowcy, m.in. widzimy tatusia eskortuj?cego nastolatk?, któr? wywióz? samochodem na gór?. Schodzimy do Chamonix razem, przecinaj?c zakosy szosy. Do przystanku kolejki docieramy po odje?dzie ostatniego poci?gu, jako ?e jest ju? wieczór. Nie ma równie? ?adnego autobusu, wi?c dzi? nie dotrzemy do samochodu. Idziemy w stron? La Tapi przez centrum, pytaj?c po drodze bez skutku o nocleg. Niestety, La Tapia jest zamkni?ta - nie ma nikogo. W?a?cicielki nie ma równie? w domu. W pobliskim schronisku te? nie ma miejsc, ale nie wiadomo czemu s? bardzo ucieszeni, ?e jeste?my z Polski, i szukaj? nam noclegu telefonicznie (jest ju? ciemno, dochodzi dziesi?ta). Mo?e te? nasz zmarnowany wygl?d wzi?? ich za serce. Robi na nich wra?enie wiadomo??, ?e zeszli?my z Blanka w jeden dzie? (to jednak 3800 m ró?nicy wzniesie?). Znajduj? nam nocleg jeszcze dalej - jakie? 15 minut drogi pieszo. Wreszcie oko?o 11 wieczorem k?adziemy si? spa? i usypiamy twardo.