12 listopada, Dzie? 12.
Jeste?my w raju: opalamy si?, k?piemy w oceanie, oprócz naszej czwórki na pla?y nie ma nikogo. I tak ca?y dzie? ;)
13 listopada. Dzie? 13.
Dzie? zaczynamy od dyskusji, bo z jednej strony goni? nas terminy, z drugiej strony chcia?oby si? jeszcze tak pole?e?, pop?ywa?, poopala? troch? wi?cej. Postanawiamy jednak jecha? dalej. Kiedy Tomek i Marta robi? zdj?cia na pla?y, Sylwia i Grzegorz pakuj? rzeczy i ruszaj? w stron? wyjazdu z pla?y.
Napotykaj?c po drodze na jedn? malutk? przeszkod? w postaci ... zakopania si? w piachu. Piasek okaza? si? przy ko?cu pla?y zdradliwie mokry, na szcz??cie po kilkudziesi?ciu minutach pracy samotnych dwóch rybaków udaje nam si? ruszy? dalej. Powy?ej spotykamy si? z reszt? i po krótkim po?egnaniu z Plage Blanche ruszamy w stron? cywilizacji. Na po?egnanie spotyka nas nie lada niespodzianka, bo natrafiamy na dzikie stado jednogarbnych wielb??dów, które ze swoim specyficznym wyrazem twarzy chodz? sobie i skubi? jakie? korzonki w okolicy. Taki widok to wielka frajda.
Tankujemy auto i robimy zakupy w Goulimine, a ?e jest ju? pó?ne popo?udnie, od razu ruszamy dalej, drog? P30 na wschód. Ju? sporo po zmroku doje?d?amy do miejscowo?ci Akka, w której wed?ug Pascala powinien znajdowa? si? jeden hostel. Hostel owszem, znajdujemy, ale leniwy w?a?ciciel nie kwapi si? nas przyj??, mówi wi?c, ?e wszystkie pokoje s? zaj?te. Jest ju? pó?no, a do najbli?szej miejscowo?ci daleko, tak wi?c proponujemy ?e wynajmiemy od niego taras. Szybko ustalamy warunki cenowe i pakujemy manatki na taras wychodz?cy na tras?, vis a vis meczetu.
Jeszcze tylko kolacja, wizyta w kawiarence internetowej i idziemy spa?. Przynajmniej do ?witu, kiedy to nie zostajemy bardzo brutalnie zbudzeni przez pie?ni wzywaj?ce na pierwsz? modlitw?, które wykrzykiwane s? z g?o?ników minaretu znajduj?cego si? kilka metrów od naszej
14 listopada, Dzie? 14.
Troch? niewyspani jemy ?niadanie na naszym tarasie i ruszamy w drog?. Postanawiamy wybra? gorsz? drog?, ?eby zobaczy? wi?cej lokalnego ?ycia w oazach. Droga jest kiepska, jedziemy wi?c powoli, zatrzymuj?c si? dodatkowo na krótkie sesje zdj?ciowe. Widoki s? fantastyczne. Anty Atlas okazuje si? dos?ownym przeciwie?stwem Atlasu: jest sucho, pe?no piasku i skali?cie. Barwy ska? to ca?a gama odcieni czerwieni, br?zu i rudego. Szkoda, ?e nie mamy podstaw geologicznych, ?eby okre?li? te fascynuj?ce formacje skalne.
W po?udnie odbijamy jeszcze bardziej z trasy i po kilkunastu kilometrach znajdujemy si? w male?kiej oazie. Rozdzielamy si?, ?azimy po wiosce i okolicach, obserwuj?c powolne ?ycie prostych ludzi, z których nikt nie zna francuskiego. Szybko jednak odnajduj? wspólny j?zyk z biegaj?cymi po wiosce dzieciakami, które ci?gaj? mnie za r?ce, u?miechaj? si?, domagaj? si? zdj?? i cukierków. Po oswojeniu przez dzieciaki, zostaj? oswojona przez kobiety ze wsi, które cz?stuj? mnie jedzeniem i piciem.
Kiedy wszyscy we czwórk? spotykamy si? po 2 godzinach, kobiety gotuj? ju? dla mnie ?wie?? henn?, któr? kilka minut pó?niej robi? mi prawdziwy, berberyjski makija?: ca?e d?onie od wewn?trz i wokó? paznokci pokryte s? gor?cymi zio?ami, które po wyschni?ciu sp?ukuje si? wod?. Efekt jest powalaj?cy: d?onie s? ca?e pomara?czowe i wygl?daj? wyj?tkowo. Dzieciaki bawi? si? z nami jeszcze jaki? czas, ci?gle ?piewaj?c piosenki po arabsku, biegaj?c, pokazuj?c nam tak intryguj?ce rzeczy jak królik czy kura. Wszystko to wype?nione jest u?miechami, pozytywnymi wibracjami mimo braku ??czno?ci j?zykowej. Ci??ko jest nam si? z nimi ?egna?; dzieciaki dostaj? cukierki i baloniki, jeszcze kilka fotek i ruszamy dalej.
Pozosta?a cz??? Anty Atlasu jest nadal pi?kna, jedziemy w kierunku zachodnim. Po drodze odpryskuj?cy spod kó? autobusu kamyk uszkadza nam przedni? szyb? w aucie, ale na szcz??cie mamy tylko kolejnego paj?czka, szyba si? trzyma. Kiedy doje?d?amy ju? do przeszkody w postaci nie oznakowanych, nie o?wietlonych w ?aden sposób wozów z osio?kami, pieszych i motocyklistów. Znów jedziemy uwa?nie, cho? najwyra?niej do?? szybko, skoro zatrzymuje nas policja. Po krótkiej rozmowie, problem na szcz??cie udaje si? rozwi?za?.
Agadir omijamy obwodnic? i jedziemy dalej na pó?noc. Nocleg znajdujemy w hostelu przy pla?y Imessouane. Zm?czeni tras? i pe?ni pozytywnych emocji z bezimiennej oazy górskiej, szybko zamykamy ten dzie?.
15 listopada. Dzie? 15.
?niadanie jemy w milej atmosferze, do?? wcze?nie, ale poniewa? trzeba zaj?? si? technicznymi aspektami naszego wyjazdu, opuszczamy hostel dopiero w po?udnie. Trasa na pó?noc nie zaskakuje niczym nowym - jest tak samo pi?kna jak pozosta?e cz??ci kraju. Tym razem mijamy gaje oliwne, z ch?opcami sprzedaj?cymi ró?ne rodzaje oliwy w s?oikach i butelkach plastikowych na poboczu drogi.
Do As - Sawiry (fr. Essaouira) doje?d?amy oko?o 16 i robimy pierwsze rozeznanie, szukaj?c noclegu. Miasto od pocz?tku nam si? podoba: wsz?dzie czu? urok nadmorskiego kurortu, nie zepsutego jeszcze kiczem turystycznym. XVIII- wieczna Medyna to bia?e budynki z b??kitnymi okiennicami, które tworz? bardzo oryginalny klimat. Jak w ka?dym mie?cie, jakie do tej pory zwiedzili?my, jest tutaj mnóstwo sklepików z reprezentacyjnym towarem Maroka: dywanami, wszelkiego rodzaju szalami, materia?ami r?cznie tkanymi, bi?uteri?, no i oczywi?cie torebkami. Szybko znajdujemy nocleg w pokoju prywatnego budynku, oczywi?cie na tarasie tego? budynku.
Z rzeczami ulokowanymi w pokoju, zwiedzamy miasto: w?óczymy si? po sklepikach, w w?skich uliczkach zawartych w murach Medyny. Ju? standardowo gubimy si? wzajemnie w t?umie, ale szybko odkrywamy z Grzegorzem sposób odnajdywania reszty ekipy: wystarczy zapyta? sprzedawców czy nie widzieli wysokiego blondyna z aparatem, oni wtedy zapytaj? czy z brod?; my przytakniemy, a oni w 9 na 10 przypadków powiedz? ?e owszem, widzieli i poka?? któr?dy poszed?. Tym sposobem odnajdujemy si? po jakim? czasie i znów we czwórk? idziemy co? przek?si?.
Jemy kolacj? przy g?ównym placu miejskim Place Moulay Hassan, tu? przy porcie. Podobnie jak w Marrakeszu, tutaj te? panuje spora konkurencja na rynku restauratorów. Znów walcz? o nas kelnerzy wieczornych budek z jedzeniem, prezentuj?c ryby i owoce morza, które ch?tnie nam usma?? za najlepsz? cen?. Po kolacji kolejny spacer - tym razem po pla?y. As-Sawira dysponuje bardzo fajn? pla??, ale jako ?e jest to miasto windsurfingowców, s? tam spore wiatry, co nie ka?demu mo?e si? podoba?. Po spacerze wieczór sp?dzamy w swoim towarzystwie, podziwiaj?c z tarasu wyj?tkowe i zdecydowanie niepowtarzalne niebo nad Maroko.