Agadir
Nasza wyprawa zacz??a si? od podró?y przez ca?e Niemcy, a? do Stuttgartu. Stamt?d mieli?my wykupione bilety lotnicze do Agadiru, czyli turystycznej stolicy Maroka. Po nieca?ych czterech godzinach lotu byli?my na miejscu. Kontrola paszportowa troch? nas zaskoczy?a, gdy? zostali?my szczegó?owo przepytani, w którym hotelu b?dziemy mieszka?. Poniewa? korzystali?my z przewodnika "Lonely Planet" i dopiero na miejscu mieli?my szuka? noclegu, ?adnej nazwy poda? nie potrafi?em. Musia?em wyci?gn?? przewodnik i wskaza? jeden z nich. Jego nazwa zosta?a skrz?tnie zanotowana przez stra?nika. Nie wiem tylko, po co... W ka?dym razie w ten oto sposób znale?li?my si? w Maroku. Na lotnisku wymienili?my gotówk? i wyruszyli?my szuka? transportu do miasta.
Lotnisko w Agadirze jest tak naprawd? w ?rodku niczego, oko?o 30 km od miasta. Wi?kszo?? turystów przyje?d?a na zorganizowane wczasy i na nich czekaj? ju? autokary. Reszta musi sobie radzi? sama, a z transportem publicznym nie jest najlepiej. Przed lotniskiem czeka mnóstwo taksówek, które bardzo ch?tnie zawioz? ci?, gdzie chcesz. Tylko cena jest ma?o zach?caj?ca i wynosi oko?o 150 dh (czyli 15 USD). Znacznie ta?szy jest autobus, który je?dzi co 40 minut. Jego przystanek znajduje si? jednak przy g?ównej drodze - pod budynek dworca lotniczego nie podje?d?a. Trzeba si? przespacerowa? te kilkaset metrów, odganiaj?c si? od nachalnych taksówkarzy (najlepsza metoda to chyba ich w ogóle ignorowa?).
Policjanci, którzy znajduj? si? na lotnisku, powinni wiedzie?, o której godzinie b?dzie najbli?szy autobus (przynajmniej ten, którego my pytali?my, wiedzia?...) Na przystanku wywo?ali?my pewne poruszenie (przystanek mo?na pozna? po tym, ?e stoi tam kilku miejscowych; o ?adnej budce czy chocia?by znaku, s?upku - nie ma mowy; o rozk?adzie jazdy chyba nie musz? pisa?, bo go nie ma...)
Po?owa stoj?cych przy drodze ludzi chcia?a zorganizowa? nam transport do miasta po bardzo atrakcyjnej cenie. T?umaczyli, ?e to Maroko, a nie Europa i ?adnego autobusu nie ma, cho? w?a?ciwie to jest, tylko nie wiadomo, kiedy przyjedzie. Na nasz argument, ?e wed?ug policjanta z lotniska za 10 minut planowo przyjedzie autobus, odpowied? tak?e by?a: policjant ma racj?, ale dzisiaj autobus si? popsu? i jednak nie przyjedzie. Oczywi?cie, przyjecha?. Nawet si? nie spó?ni?. A cena wynosi?a 3 dh od osoby (0,3 USD). No có?, takie s? kraje arabskie. Ludzie s? przyja?ni, ale gdy w gr? wchodz? pieni?dze, to za wszelk? cen? b?d? chcieli ci? okantowa?. Autobus ten jecha? do miasteczka Inezgane - kilka km od Agadiru (uwaga: do centrum Agadiru nie doje?d?a!), gdzie znajduje si? g?ówny dworzec autobusowy. Stamt?d wyruszaj? wszystkie autobusy dalekobie?ne. Tam te? z?apali?my nocny CTM do Fezu - 200 dh (20 USD) od osoby.
Fez
Po ca?onocnej podró?y, o 8 rano znale?li?my si? na przedmie?ciach Fezu, w jego nowej cz??ci. Tam za?adowali?my si? w petit taxi (za 1USD) i dojechali?my do bramy mediny, czyli starówki. Wybrali?my hotel Cascade, znajduj?cy si? zaraz na prawo za najs?ynniejsz? bram? Bab Bou Jeloud. Nie by? to najlepszy hotel, ale pierwszy i w miar? rozs?dny. To, ?e pierwszy by?o dosy? istotne, bo pada? deszcz i by?o ch?odno. A my w podró?y od 2 dni... W ka?dym razie prze?kn?li?my cen? 50 dh za noc za osob? (5 USD) i pokój przypominaj?cy cel?.
Gdy tylko deszcz przesta? pada?, wyszli?my zwiedza? medin?. Jest to labirynt w?skich uliczek, gdzie wszelki transport odbywa si? na osio?kach, motorkach, ewentualnie na plecach. Swoj? drog? osio?ki to bardzo po?yteczne stworzenia. Potrafi? przewie?? ca?kiem spor? ilo?? skrzynek coca-coli oraz w?a?ciciela-poganiacza, któremu nie chce si? i?? na w?asnych nogach. Ponadto mo?na go wsz?dzie zaparkowa? (niekoniecznie przywi?zuj?c) i b?dzie sta?, a? przyjdzie po niego w?a?ciciel.
Uliczki Fezu to jeden wielki suk (targ), przez to s? bardzo t?oczne i gwarne. Niestety, meczetów zwiedza? nie mo?na, gdy? wst?p maj? tam tylko muzu?manie. Musi wystarczy? medresa (szko?a koraniczna) Bu Inanija. Podobno jest jedn? z najpi?kniejszych. Podobno, bo by?a zamkni?ta z powodu renowacji. To, co uda?o si? nam zobaczy? w Fezie, to garbarnie. Cz??? miasta s?ynie z garbarni skór. S?ynie i ?mierdzi. Bo garbarnie to podwórko pe?ne kadzi z p?ynami o ró?nym kolorze i konsystencji. Za to smród jest generalnie jednakowy... Ale na pewno warto to zobaczy?. Dzielnic? garbarni ?atwo znale??, gdy? znajduje si? nad rzek? (je?eli to co? o wygl?dzie i zapachu ?cieku mo?na nazwa? rzek?), a naganiacze w przypadku jakichkolwiek trudno?ci zaprowadz? was do "tanneries" (powszechnie funkcjonuje angielska nazwa). Uda?o nam si? tak?e zobaczy? szko?? sk?adaj?c? si? z jednego tylko pomieszczenia. Dzieci z najni?szej chyba klasy uczy?y si? tam liczb. Zrobili?my fajne zdj?cia, za które trzeba by?o jednak zap?aci?.