10 listopada, Dzie? 10.
Dzie? zaczynamy rano, ale z Marrakeszu nie wyje?d?amy a? do po?udnia, bo na parkingu okazuje si?, ?e w hostelu zosta? notatnik, cenne ?ród?o informacji i wspomnie?. Droga do hostelu mimo wcze?niejszych dwóch dni w?óczenia si? po Medynie okazuje si? zbyt skomplikowana, ?eby bez gubienia si? w labiryntach szybko odnale?? drog?. Wyje?d?amy w ko?cu za granice miasta i kierujemy si? na malowniczy szlak
Do?? wcze?nie przekonujemy si?, ?e trasa nie sprzyja szybkiemu przemieszczaniu si?. Spowodowane jest to kilkoma czynnikami: po pierwsze droga w górach to p?telka serpentyn, niedopuszczalnie w?skich, niewyobra?alnie niebezpiecznych, na których klakson to jedyny skuteczny ?rodek do ywaniaremonialnie prosz?c o prezent czy dirhama. Po trzecie, znajduj?c si? w tak malowniczych miejscach, gdzie ziele? kaktusów przeplata si? z be?em piasku, wype?niaj?c ogromn? przestrze? wysokich gór opl?tanych serpentynami dróg cieniutkich jak ni?, nie sposób nie zatrzymywa? si? na zrobienie zdj??, na zach?y?ni?cie si? widokiem, na powzdychanie, ?e tu tak magicznie, ?e tu tak cudownie, ?e tu tak pi?knie... Góry Atlas s? niesamowicie malownicze, a tutejsze widoki to wr?cz gotowe pocztówki.
Po po?udniu zatrzymujemy si? w jednej z wiosek na obiad. Zamawiamy wegetaria?sk? tagin, narodow? potraw? Maroka. Tagin to nie tyle sk?adniki, co sposób przyrz?dzenia dania; mi?so z warzywami (w wersji wegetaria?skiej tylko te ostatnie) dusi si? z przyprawami na g??bokim, glinianym talerzu, przykrytym sto?kowat?, wysok? pokrywk?. Efekt jest przepyszny! Tagin podawane jest z lokalnym chlebem, i cale danie jest bardzo syc?ce.
Z trasy zje?d?amy dzi? tak naprawd? raz, odbijaj?c kilka kilometrów, aby dojecha? do meczetu Tin Mal. Jest to odrestaurowany, sporych rozmiarów meczet z XII wieku. Umieszczony na takim odludziu, w tak trudnych do zdobycia terenach daje wyobra?enie jak wielkie by?y mo?liwo?ci ludzi motywowanych ch?ci? podboju Czerwonego Miasta. W ?rodku meczetu panuje niesamowita cisza i spokój, nie zak?ócane ?adnymi odg?osami z zewn?trz. A ciekawostk? s? rezyduj?ce na rudych filarach dwie zaspane sowy.
Po kolejnych kilkudziesi?ciu minutach jazdy zatrzymujemy si? przy samotnie stoj?cym budynku, który niepozorny z zewn?trz okazuje si? by? kawiarenk?. Tutaj dowiadujemy si? jak ludzie w górach funkcjonuj? bez elektryczno?ci, zaspokajaj?c si? bateriami pozwalaj?cymi na do?adowanie najbardziej niezb?dnych rzeczy: telefonu komórkowego, czy ma?ego odbiornika TV.
W dalsz? drog? ruszamy z dwójk? nowych pasa?erów; lokaln? nauczycielk? i jej rocznym synkiem, którzy na weekend jad? do miasta, do m??a i ojca. Ca?a rozmowa jest niezwykle interesuj?ca : dowiadujemy si?, dlaczego kobiety maroka?skie tak bardzo nie lubi? by? fotografowane, o tym jak ?yje si? w takich male?kich osadach górskich, o tym ?e dym gdzie? daleko w dolinie to sygna? od pasterza dla jego rodziny oznaczaj?cy ko?cz?cy si? pokarm i pro?b? o dostaw?; a nawet o nurtuj?cych ch?opców kwestiach mo?liwo?ci posiadania 4 ?on. W mie?cie Teroduannt, ju? po zmroku rozstajemy si? z naszymi pasa?erami i w skupienia, by nie potr?ci? ?adnego pobocznego osio?ka, które zazwyczaj nagle, kilka metrów przed samochodem wynurzaj? si? z ciemno?ci, jedziemy a? do Sidi Ifni.
Noc jest niesamowicie wietrzna co znacznie utrudnia nam rozbicie namiotu na campingu przy pla?y. Kiedy wreszcie uporali?my si? ze sprz?tem, jest ju? pó?noc. Tak wi?c fundujemy siebie nocny spacer pla?? i zm?czeni wra?eniami estetycznymi dostarczonymi przez góry Atlas, ju? sporo po pó?nocy, k?adziemy si? spa?.
11 listopada, Dzie? 11.
Poranek jest ciep?y, cho? nie upalny. B?d?c jednak na pustej pla?y, nie sposób nie skorzysta? z okazji i za?y? porannej k?pieli w zimnym oceanie. Po k?pieli i spacerze powoli ruszamy do najbli?szej restauracji na kaw?.
Jest ju? koniec sezonu, dodatkowo sobota, ca?e miasteczko wydaje si? by? bardzo senne, ludzie snuj? si? leniwie ulicami. Taki sam klimat znajdujemy w restauracji hotelu zmawiaj?c z Amidou - w?a?cicielem miejsca. Amidou jest bardzo go?cinny i rozmowny, do tego stopnia, ze oferuje nam nawet prac?! Gdyby kto? z nas chcia? sp?dzi? zim? w Maroku, to on oferuje prac? w kuchni w zamian za utrzymanie i dobre kieszonkowe.
Mimo, i? oferta kusi, idziemy na miasto poogl?da? wygl?daj?ce niczym zbudowane z klocków kwadratowe domki, robimy zakupy i kiedy ju? jest po po?udniu ruszamy w drog?. Postanawiamy skorzysta? z rady Amidou i kierujemy si? na Gulimine, z którego mamy dojecha? do pla?y z marze?. Gulimine to przyjemne miasteczko, które nazywane jest bram? na Sahar?. Tankujemy tutaj auto, dokupujemy troch? pieczywa i ruszamy dalej na po?udniowy zachód.
W po?owie drogi miedzy Gulimine a Plage Blanche, droga przecina prawie wyschni?te o tej porze roku koryto rzeki. Wody jest ma?o, a w po??czeniu z piachem i ska?ami widok jest ?wietny. Z innych intryguj?cych zjawisk napotkanych na po?udniu Maroka to znaki drogowe ostrzegaj?ce przed... wielb??dami! Poza tym krajobraz jest po raz kolejny inny: tym razem widzimy ogromn?, ale zupe?nie p?ask? przestrze?. Po horyzont wida? tylko such?, zupe?nie p?ask? gleb?, z pojedynczymi objawami ?ycia w postaci krzaczków czy 3-5 budynkowej osady, wyst?puj?cymi co kilkana?cie kilometrów.
Oko?o 16tej doje?d?amy wreszcie do celu: ?eby dosta? si? na Plage Blanche musimy pokona? jeszcze do?? wyzywaj?cy dla auta zjazd w dó? z p?askowy?u prosto na piaski pla?y. I tutaj dostajemy zupe?nej g?upawki: na przestrzeni ponad 20 kilometrów ci?gnie si? piaszczysta, szeroka na jaki? kilometr pla?a, na której nie ma ?ywej duszy! Je?dzimy autem piszcz?c ze szcz??cia (to damska cz??? teamu) i rozpryskuj?c wod? oceanu. Potem szybko rozbijamy namiot pod ?ciana p?askowy?u, zupe?nie zapominamy o potrzebie nazbierania chrustu i wracamy nad sam? wod?, ?eby k?pa? si? przy zachodz?cym s?o?cu. Jest niesamowicie spokojnie, cicho i przede wszystkim niewyobra?alnie pusto.
Noc sp?dzamy przy ?arze nie do ko?ca udanego ogniska, gapi?c si? w co?, co pono? nazywa si? niebem, ale z powodu zatrwa?aj?co wielkiej ilo?ci gwiazd (tych spadaj?cych oczywi?cie te?) trudno porównywa? to do tego, co do tej pory by?o niebem. Jest wietrznie, ale ciep?o, romantycznie, bajkowo i dos?ownie: niebia?sko!