Jest co? tajemniczego w samym poj?ciu podró?y na Wschód, co?, co cz?owieka tam gna niczym tajemnicza si?a przyci?gania ziemskiego. By? mo?e taka sama, z jak? krzy?owcy w XI w. wyruszali na podbój Ziemi ?wi?tej, by? mo?e podobna do tej, z jak? zakon krzy?acki kolonizowa? ówcze?nie wschodnie po?acie Europy, by? mo?e podobna do tego, co XIX- wieczna literatura popularna-historyczna okre?la?a "t?sknot? za szerokimi, dzikimi polami kresów I Rzeczpospolitej".
Tak wi?c poj?cie "Wschodu" czy "Kresów" dla zachodniego Europejczyka, zw?aszcza dla Polaka, mia?o prawie zawsze dwojakie znaczenie: z jednej strony czego? bliskiego, ciep?ego, swojskiego, z drugiej natomiast strony prawie dzisiaj ju? nieobecnego, zapomnianego, wr?cz dzikiego i zarazem tajemniczego. I pomimo ?e wycieczek na dawne tereny I i II Rzeczpospolitej, zw?aszcza od 13 lat, organizowanych jest wiele przez m.in. tzw. stowarzyszenia kresowe i turystyczne biura podró?y, postanowi?em wybra? si? pewnego wiosennego dnia, bez po?rednika, w w?a?nie tak? podró? "w poszukiwaniu minionego czasu" na Bia?oru?.
Podró? poci?giem
Po wyj?ciu z poci?gu relacji Gdynia-Bia?ystok uda?em si? na peron, gdzie oczekiwa? ju? poci?g z Bia?egostoku do Ku?nicy Bia?ostockiej. Ze zdziwieniem stwierdzi?em, ?e nie ma w nim ?adnych handlarzy, by? mo?e dlatego, ?e by?y to godziny po?udniowe, a sam poci?g nie doje?d?a? do Grodna i podró?ni jad?cy dalej zmuszeni byli czeka? na przesiadk? lub uda? si? pieszo na przej?cie graniczne. Ju? z poci?gu da?o si? zauwa?y?, ?e krajobraz na Bia?ostocczy?nie i Grodzie?szczy?nie jest prawie taki sam i gdyby nie tzw. linia Curzona, czyli nasza obecna wschodnia granica pa?stwa, to nie by?oby prawie ?adnej ró?nicy pomi?dzy dwoma regionami, które kiedy? stanowi?y jedn? ca?o?? w obr?bie dawnego Wielkiego Ksi?stwa Litewskiego, a w okresie II RP wchodzi?y w sk?ad jednego województwa bia?ostockiego.
Tak wi?c spotykamy tu poro?ni?te sosn? piaszczyste, lekko pofa?dowane tereny oraz wyp?owia?e z kolorów drewniane domy i pokryte cz?sto szarym eternitem dachy. To, co jednak odró?nia obecnie obydwa terytoria, to zdecydowanie mniejsza ilo?? zabytkowych domów po stronie polskiej, które wydaj? si? by? bardziej zadbane i s?siaduj?ce jednocze?nie z budownictwem na wskro? nowoczesnym, inaczej ni? te bia?oruskie.
Po krótkiej, pó?godzinnej je?dzie, czas wysiada?. Przede mn? stacja graniczna Ku?nica Bia?ostocka. I od razu nieciekawe wra?enie zrobi? na mnie budynek dworcowy - obskurny i szary. Wewn?trz upstrzony pstrokatymi reklamami i stoiskami z tandetnym towarem. S?owem, pi?kna wizytówka naszego kraju. Na domiar z?ego zacz?? pada? deszcz, a tu nast?pny poci?g do Grodna za trzy godziny, a w rozk?adzie jazdy figuruje ich cztery czy pi?? na dzie?.
Przed dworcem k??bi?y si? grupki ludzi mówi?cych po polsku i bia?orusku o codziennych sprawach. Co chwil? podje?d?a?y samochody z bia?orusk? rejestracj?, jak gdyby na kogo? lub na co? czeka?y. Zastanawiaj?c si? tak, co robi? dalej, zauwa?y?em pewnego cz?owieka, który równie? nie wiedzia?, co robi?, gdy? deszcz nie ustawa?. Zapyta?em go, czy on tak?e do Grodna.
- "Nie, panie, ja do Lidy" - wyczu?em w jego g?osie lekko ?piewny, wschodni akcent.
- "To w takim razie jedziemy razem w tym samym kierunku" - odpowiedzia?em
- "Aha, ale poci?g mamy dopiero za dwie godziny."
- "Pan zapewne wraca do domu?" - zapyta?em.
- "Nie, jad? do rodziny, jestem ze Szczecina" - doda?.
- "Aha, by?y repatriant?" - pomy?la?em.
- "To tam kto? jeszcze mieszka z Pa?skiej rodziny? My?la?em, ?e wszyscy stamt?d wyjechali."
- "O tak, brat z rodzin? ?ony. Jak Pan widzi, nie wszyscy."
Wtem nagle pani z okienka otworzy?a swój kiosk "Ruchu" i po zakupieniu vouchera za 20 z? (taki podatek za wjazd na terytorium Bia?ej Rusi) zaproponowa?em, aby?my podeszli do jednego z bia?oruskich aut i zapytali si?, czy kto? nie podwióz?by nas na granic? lub dalej, je?li to mo?liwe. Bia?orusin, kierowca zapchanego po brzegi materia?ami budowlanymi busa, zgodzi? si? zawie??, lecz tylko mnie, gdy?, jak twierdzi?, bia?oruscy pogranicznicy mog? mie? jakie? "ale" do dwóch Polaków w bia?oruskim busie, a tak jednemu jako? ujdzie. Tak wi?c przysz?o mi podzi?kowa? mojemu niedosz?emu towarzyszowi podró?y za towarzystwo i pojechali?my na granic? polsko-bia?orusk?, co - jak pó?niej mia?o si? okaza? - mia?o swoje nastepstwa. Liczy?em bowiem, ?e jad?c samochodem znajd? si? szybciej w Grodnie, ani?eli czekaj?c na poci?g. I tu si? myli?em. Na granicy by?a tak d?uga kolejka, ?e czekali?my na niej prawie trzy godziny w warunkach niegodnych opisywania. Na dodatek trwa?a w?a?nie przebudowa przej?cia granicznego, dostosowywanego do warunków unijnych. Nawet Bia?orusini przyzwyczajeni do takich kolejek pocz?li co? krzycze? wzajemnie na siebie i kl??. Kilka razy uda?o nam si? dos?ownie wepchn?? w kolejk?, daj?c kilka ?apówek po drodze. Zniecierpliwieni czekaniem Bia?orusini pocz?li robi? ostatnie zakupy (owoce, warzywa). Mój bia?oruski kierowca wyja?ni? mi, ?e jest to ostatnia szansa przed planowan? podwy?k? cen ?ywno?ci na Bia?orusi. A ceny ?ywno?ci tam s? troch? wy?sze od polskich, co w sytuacji, gdy przeci?tny Bia?orusin zarabia w przeliczeniu nieca?e 100 USD miesi?cznie i to je?li ma prac?, stanowi prawdziwy problem.