Przystrojone kobiety i dzieci zacz??y, niczym muchy tse tse, klei? si? do samochodu. Wysiad?em. W tym momencie do dzie?a przyst?pi? stra?nik. Zacz?? negocjacje. Za samochód musz? zap?aci? 30 birów wodzowi wioski (8,5 bira =1 USD), a za ka?de zrobione zdj?cie 2 biry osobie, któr? sfotografuje. A wi?c karabin maszynowy i pieni?dze, dwa symbole dwudziestego wieku. Tylko po co im pieni?dze, przecie? tu nie ma ?adnego sklepu, oni nie potrafi? czyta? ani liczy?. Nawet nie bardzo rozumiej?, czym jest pieni?dz, nie do ko?ca znaj? jego warto??. - Jak to po co? - dziwi si? stra?nik - ?eby kupi? bro?. A po co im w takim razie bro??
- Jak to po co? Mursi s? bardzo agresywnym i wojowniczym plemieniem. Tocz? wiele walk z s?siednimi plemionami.
Kobiety ustawi?y si? w rz?dzie, za nimi dzieci, obok kilku wymalowanych m??czyzn trzyma?o dumnie karabiny. - A teraz mo?esz wybra? kogo chcesz i robi? zdj?cia. Tylko pami?taj, 2 biry za zdj?cia, nie próbuj oszukiwa?, bo mo?e by? bardzo nieprzyjemnie - ostrzeg? stra?nik. Zdegustowany i pocz?tkowo niech?tny fotografowaniu w tym miejscu wskaza?em palcem - niczym na targu - kilka kobiet. Chc?c nie chc?c, musia?em zrobi? zdj?cia. W przeciwnym razie Mursi zablokuj? samochód i nie pozwol? opu?ci? wioski.
Wizyta rozpocz??a si?. Zrobi?em kilka zdj??. Trzem kobietom. Ka?da ??da 2 biry. Poniewa? sko?czy?y mi si? drobne banknoty, proponuj? im 10. Daj? jednej z nich, pokazuj?c - bo nikt nie zna tu jeszcze s?owa w ?adnym obcym j?zyku - aby si? podzieli?y. Ale nie. Nie chc?. Nigdy nie widzia?y banknotu 10-birowego. Chc? 2 biry dla ka?dej z nich. Na szcz??cie przytomny i do?wiadczony stra?nik ma wiele banknotów jednobirowych.
Wchodz? do wioski. Za mn? dwie?cie dzikich osób, coraz brutalniejszych i coraz bardziej niecierpliwych: dlaczego jeszcze nie zrobi?em im zdj?cia, czas ucieka, a oni jeszcze nic nie zarobili - tak pewnie my?l?. Zaczyna by? niebezpiecznie. Ci?gn? mnie za r?ce. Dotykaj?, poszturchuj?. Kieszenie moich spodni, te boczne i te na kolanach, s? pe?ne szperaj?cych r?k. Ale nic tam nie ma. To rodzi coraz wi?ksz? frustracj? i agresj?. Zaczynaj? mnie pcha?, krzycze?, piszcze?. Staram si? nie reagowa?. Kilka kobiecych r?k o m?skim u?cisku ?apie mnie za r?ce, kolejne za nogi. Kurczowo trzymam aparat, kto? chce mi go wyrwa?. Kolejnym celem s? w?osy. Jedna r?ka wyrywa mi w?os, za moment kilkana?cie r?k kieruje si? w moj? stron?. Stra?nik prosi tylko, ?ebym si? nie zatrzymywa?. Musz? szybko, pewnym krokiem i?? do przodu, zrobi? szerokie ko?o i wraca? do samochodu. Ju? najwy?szy czas. Kobiety - bo to one s? najbardziej agresywne - zdaj? sobie chyba spraw?, ?e chc? ju? st?d wyjecha?. To je dopinguje, dodaje animuszu. Wrzeszcz?, drapi?, rozpoczynaj?c szale?czy taniec wokó? mnie, a do tego strasznie ?mierdz? sfermentowanym mas?em, którym smaruj? cia?a. Ostatnie metry, rozpycham si?, kierowca otwiera samochód i szcz??liwy zatrzaskuj? za sob? drzwi. Klamra od sanda?ów, kilka guzików i z pewno?ci? kilkadziesi?t w?osów - to bilans strat. Samochód rusza, a Mursi biegn? jeszcze przez kilkaset metrów w tumanach kurzu za oddalaj?cym si? szybko pojazdem. Po kilku kilometrach mo?na wreszcie zatrzyma? si?, och?on??, wysi??? na moment i próbowa? wyci?ga? pierwsze wnioski z tego, co si? przed momentem wydarzy?o.