30.11.2001 pi?tek
Rano. Wizyta u krawca. Skraca Paw?owi spodnie (300 CFA) i wyka?cza krzywym ?ciegiem. Na poczcie wysy?amy listy.
Po?udnie. Odbieramy wizy do Kamerunu (bez wi?kszych k?opotów). Sukces w banku. Zostajemy obs?u?eni jako ostatni przed przerw? (13-14, a bank czynny do 15.00). Ok. 14 jemy wreszcie bardzo dobre ?niadanie.
Popo?udnie. Nieudane poszukiwania kina: dwa niestety ju? nie dzia?aj?, a trzecie zostaje nam odradzone jako niebezpieczne. Ogl?damy na s?siaduj?cym z hotelem boisku bardzo dobry mecz pi?ki no?nej (jeden z zawodników ma tylko jeden but, kilku nie ma ich wcale, a kilku gra w plastikowych sanda?ach - obuwiu niezwykle tu popularnym w?ród m?odzie?y.
Wieczorem jemy pyszn? kolacj? w maquis.
01.12.2001
Dzi? wyjazd do Ghany. Po drodze tradycyjnie kilka postojów, sprawdzanie dokumentów, w ko?cu docieramy do granicy. Tu od razu oblega nas t?um handlarzy walut?, taksówkarzy, etc. Granic? przekraczamy spokojnie (ok. 30 minut), dostajemy wiz? na 60 dni (...)
Ro?linno?? jest ju? troch? inna (mniej wi?cej od Aboisso) - mniej du?ych drzew, za to bujniejsze ma?e, brak plantacji ananasów (st?d te? cena ok. 4000 cedis, czyli jakie? 2,5 z?, gdy taki sam ananas w Cote d'Ivoire kosztowa? ok. 1 z?). W granicznym Elubo cinkciarze oferuj? gorszy kurs ni? oficjalny kantor (Forex). Mimo to nie mo?emy wymieni? 200 USD. 200 USD to 1420000 cedis, a najwi?kszy nomina? to 5000 cedis. W biurze Forex nie ma po prostu tylu pieni?dzy. Pan urz?dnik najpierw odmawia, w ko?cu ?apie dolary i wybiega na pó? godziny z biura. Wraca ze stert? banknotów. Liczenie zajmuje ok. 20 minut (...) - mam wypchany portfel i dwie kieszenie spodni. Ze smutkiem ?egnamy si? z naganiaczami, którzy sp?dzili z nami ponad godzin?.
Jeszcze ma?y problem z op?at? za baga? (nawet panie kasjerki twierdz?, ?e takowa istnieje, cho? to nieprawda).
Ruszamy na pla??. Po Cote d'Ivoire to lekki zawód. ?ysa pla?a oraz mnóstwo bia?ych. Warto w takim razie wspomnie? Gode Plage: by?a to niedu?a zatoka z czy?ciutk? pla?? i wielk? ilo?ci? palm, w?ród których ukrytych by?o kilka bardzo skromnych glinianych domków dla turystów (tj. nas oraz Niemców). Obok by?y naprawd? ma?e wioski (kilka domów), nie by?o elektryczno?ci i ha?asu, ?adnych naci?gaczy ani bia?ych. Za to pla?a roi?a si? od wsz?dobylskich krabów.
Tak czy siak, Busua ma jednak relaksuj?cy charakter - troch? jak kurorcik, w którym nic ci si? nie chce robi? poza piciem piwa i jedzeniem lokalnych przysmaków (naprawd? wy?mienite ro?ki z mi?sem lub ryb?). Pla?a troch? brudna, fale ma?e, mo?na wi?c normalnie p?ywa?!!! (na Gode Plage wci?? trzeba by?o walczy? o przetrwanie - fale ok. 4 m). Poza tym du?o ha?a?liwych Amerykanów wypoczywaj?cych po pracy w weekend. Reszt? dnia sp?dzamy jak wczasowicze.
02.12.01
Ca?y dzie? sp?dzamy jak wczasowicze. Jedyny problem to przewodnicy, sprzedawcy muszli, soków, torebek z worków po m?ce oraz ch?opcy z dru?yny Manchester United Busua, którzy zbieraj? pieni?dze na now? pi?k? (poznany przez nas Anglik, który od kilku lat cz?sto tu bywa, mówi, ?e to ju? tradycja). Nicnieróbstwo ma jednak przyjemne strony...
Dzisiaj sko?cz? si? wreszcie trzydniowe uroczysto?ci pogrzebowe: wielki sound system + DJ na ?rodku g?ównej drogi w wiosce, z bardzo ha?a?liw? muzyk?, w rytm której ta?cz? tabuny dzieci i m?odzie?y.