Na celowniku
Wódz jest wsz?dzie. Spogl?da znad lad sklepowych i z bocznych ?cian budynków. Gdyby w Iranie by?y bilboardy, pewnie 80 procent zarezerwowano by dla niego. Wspó?pasa?erowie nareszcie s? u siebie, u?miechaj? si?, machaj? r?kami, cz?stuj? nas przypominaj?cym placki chlebem.
Radosny gwar przerywaj? odbywaj?ce si? ?rednio co pó? godziny kontrole policyjne. Faktycznie nie ma si? z czego si? ?mia?. W trakcie gdy dwóch mundurowych przeszukuje autobus, ich partnerzy na zewn?trz celuj? do nas z dzia?ek rozstawionych po obu stronach drogi.
Nast?pnego ranka budzimy si? jakby na innej planecie. Otacza nas spalona, ?ó?ta ziemia. Puste podwórka w mijanych co jaki? czas wioskach oddzielaj? od pustyni wysokie, kamienne mury. Nagle na horyzoncie wy?ania si? miasto sk?adaj?ce si? z dziesi?tek czteropi?trowych bloków. Ogromne d?wigi wznosz? kolejne betonowe konstrukcje. Pozbawiony zieleni kompleks otacza ci?gn?ca si? kilometrami siatka. Idealne miejsce na koloni? karn?.
Nie patrzcie na kobiety
Podstawowym wyposa?eniem ka?dego pojazdu jest klakson. Najbardziej niesamowitymi szczyc? si? kierowcy autobusów. Ka?dy ma do dyspozycji przynajmniej dwa sygna?y, jeden krótki i drugi, który przez kilka sekund wygrywa g?o?n? melodyjk?. Nasz taksówkarz nie chce by? gorszy, wciska kierownic? co najmniej na 5 sekund, czynno?? powtarza ?rednio 4 razy na minut?. Jakby tego by?o ma?o, co chwila wystawia g?ow? przez okno i krzyczy na faluj?c? rzek? zmotoryzowanych.
Pó?godzinna przeja?d?ka po Teheranie kosztuje nas 4 dolary. Za hotel wspólnie p?acimy dych?. W zamian dostajemy 4 ?ó?ka, kabin? prysznicow? i dzia?aj?c? (co jaki? czas) klimatyzacj?.
Na górze mieszka 63-letni Kanadyjczyk, który przyjecha? na kilka tygodni dogl?dn?? interesów firmy. Po krótkiej rozmowie okazuje si?, ?e jeste?my niemal w centrum. Informacje potwierdza elektryk znad Morza Kaspijskiego. Opowiada o kontraktach w Niemczech i pokazuje poparzon? przed kilkoma laty r?k?. - Tylko nie rozmawiajcie z tutejszymi kobietami - radzi na koniec. - Najlepiej w ogóle nie próbujcie d?u?ej si? im przygl?da?. Zazwyczaj oznacza to du?e k?opoty.
Autobus na pó?
Przej?cie przez jezdni? to nieustanna walka ze ?mierci?. Na skrzy?owaniach migaj? ?wiat?a - czerwone dla zmotoryzowanych i ?ó?te dla pieszych. Niestety, tym razem nale?ymy do tej drugiej grupy. Po chwili obserwacji zaznajamiamy si? z podstawow? zasad? - grunt to si? nie zatrzymywa?. Udaje si?, po drugiej stronie ulicy zaczynamy wierzy? w cuda.
Upa?, upa? i jeszcze raz upa?. Ratuje nas substytut coca-coli o nazwie zam-zam. ?wier?litrowa butelka w przeliczeniu kosztuje 25 gr, imitacj? ameryka?skiego produktu pijemy litrami. Z wi?ksz? niepewno?ci? si?gamy po mieni?ce si? wszelkimi kolorami p?yny, rozlewane z przezroczystych zbiorników. Zielony jest z melona, ale pochodzenia przezroczystego, wype?nionego przypominaj?cymi wyd?ubane oczy ziarenkami, nie udaje nam si? ustali?.
Na ulicach dominuj? czarnow?osi m??czy?ni. Krocz? z dumnie uniesionymi g?owami. Nieliczne, okryte od stóp do g?ów kobiety, przemykaj? chy?kiem, patrz?c w ziemi?. Sporadycznie mo?na spotka? pani?, która zamiast tradycyjnego, czarnego czadoru, paraduje w jasnym p?aszczu i zwyk?ej chustce. W przeje?d?aj?cych co jaki? czas autobusach wyra?nie wida? panuj?cy podzia? p?ci. Przód zarezerwowany jest dla m??czyzn, kobiety sadowi? si? na tyle pojazdu.
Otaczaj?cy nas t?um porusza si? w jednym kierunku. Celem jest najwi?kszy w Iranie bazar, po?o?ony przy alei Panzdah-e-Khordad. Szybko wsi?kamy w w?skie, otoczone starymi budynkami uliczki. Mo?na tu kupi? wszystko. Wystawy wype?nione s? z?otem i bajecznie kolorowymi dywanami. Kto? proponuje nam antyczn? waz?, za chwil? dostajemy ofert? zakupu najnowszego walkmana Sony. Oszo?omieni t?umem i ci?g?ymi nawo?ywaniami, szybko tracimy orientacj? w terenie. Z licz?cych setki metrów zakamarków wyprowadzaj? nas przygodnie poznani znajomi.
Gdzie s? W?osi?
- Lechistan, Hitler, bum, bum!!! - krzyczy w?a?ciciel tureckiej restauracji, symuluj?c ruchem d?oni nalot niemieckich bombowców. Jest ju? wieczór, ulice pustoszej?, a my mamy ochot? na porz?dny posi?ek. M??czyzna nie rozumiej?cy ani s?owa po angielsku, w ko?cu przynosi specjalno?? zak?adu. Na zestaw sk?ada si? baranina, g?sty kefir zrobiony z mleka koziego (na to przynajmniej wskazuj? pobekiwania Turka) i sch?odzony, kwa?ny kumys. Uczta ko?czy si? testowaniem stoj?cych obok niewielkiego baseniku fajek wodnych (tylko tyto?!).
Pi?ty dzie? wyprawy ko?czy spotkanie z m?odym Uzbekiem. Nie ma dla nas pocieszaj?cych informacji. Na wie??, ?e kolejnym przystankiem na naszej trasie jest po?o?ony niedaleko granicy z Pakistanem Zahedan, stwierdza tylko: - Koniec ?wiata. Niedawno wyjecha?o w tamt? stron? pi?ciu W?ochów. Do dzisiaj nie ma o nich ?adnych informacji. Przepadli bez ?ladu...