Kierunek Iran
- Zmykamy st?d jak najszybciej - zapada decyzja na porannej naradzie. Nie przeczuwaj?c nawet, ?e nasze losy potocz? si? inaczej, postanawiamy zwiedzi? miasto w drodze powrotnej.
Ze znalezieniem transportu do Teheranu nie ma najmniejszego problemu. Niewielkie biura podró?y znajduj? si? dos?ownie co 100 metrów. Z ka?dego z nich, w licz?c? ponad 2 tys. kilometrów tras?, wyrusza po kilka autobusów dziennie. Oferty przewo?ników ró?ni? si? chyba jedynie cenami.
Krótki spacerek uprzyjemniaj? nawo?ywania z pobliskiego meczetu. Ponad 30-stopniowy upa? sprawia, ?e pot leje si? z nas ciurkiem. Nie mamy poj?cia, jak w takiej temperaturze mo?na pali? papierosy. Turcy robi? to z tak? dok?adno?ci?, jakby tyto? by? najbardziej deficytowym towarem w tym kraju. Na chodnikach l?duj? jedynie nadpalone filtry.
Zagl?damy od biura do biura. W licz?cych kilkana?cie metrów kwadratowych pomieszczeniach czujemy si? jak oczekiwani od dawna go?cie. Pierwsze próby targowania ko?cz? si? sukcesem. Cena wywo?awcza - 30 dolarów od osoby, spada o pi?tk?. O godz. 14.57 cali mokrzy wsiadamy do, zapowiadanego na dwie godziny wcze?niej, autobusu. Wed?ug planu za 40 godzin powinni?my wysi??? w stolicy Islamskiej Republiki Iranu.
Cz??? 2. Oko w oko z Wodzem
Nasz autobus to bomba z opó?nionym zap?onem. Po?ow? baga?nika zajmuj? kanistry z zapasami taniego ira?skiego paliwa. Wyposa?eni w rurki i metalowe lejki kierowcy biegaj? na zewn?trz pojazdu. Gdy tak na to wszystko patrz?, przypomina mi si? wskazówka z jednego z przewodników. Autor radzi, by w razie odwiedzin tutejszych szpitali wzi?? ze sob? w?asny sprz?t do przetaczania krwi.
Uk?ad si? w autobusie wynosi 23:4 - prowadz? Ira?czycy. Z wycieczki do Stambu?u wioz? sprz?t elektroniczny i radioodtwarzacze. Szybko nawi?zujemy pierwsze znajomo?ci. M??czy?ni pokazuj? rodzinne zdj?cia i wznosz?c? si? po lewej stronie, licz?c? 5122 metry o?nie?on? gór? Ararat.
Chomeini wita
Jest 6 lipca. Do granicy docieramy tu? przed godz. 15.00. Kierowca, znan? tylko sobie ?cie?k?, przeciska si? pomi?dzy dziesi?tkami tirów wioz?cych rop? na zachód. Dzi?ki temu szybko znajdujemy si? w przedzielonym na pó? budynku odprawy paszportowej. Cz???, w której czekamy, nale?y do Turcji, od Iranu oddzielaj? nas tylko masywne, metalowe drzwi.
By nie dra?ni? Allacha, zak?adamy d?ugie spodnie. O wiele gorzej ma spotkana Czeszka, która przywdziewa d?ugi p?aszcz i zakrywaj?c? w?osy chust?. W ten sposób upodabnia si? do siedz?cych pod ?cian?, sk?panych w czerni, kobiet.
Odprawa trwa i trwa. Metalowe drzwi otwieraj? si? dopiero po pó?toragodzinnym oczekiwaniu. Przesuwaj?c zegarki do przodu, tracimy kolejne 90 minut. Pierwsz? postaci?, która nas wita, jest Chomeini. W?adczym wzrokiem spogl?da z zawieszonego na przeciwko pot??nego obrazu. Otuchy dodaj? powydrapywane na ?cianach napisy w przeró?nych j?zykach. To ?lad po turystach, którym uda?o si? przemkn?? pod jego czujnym okiem.
Szlaban na pornografi?
Kolejny punkt programu to hala nale??ca do celników. Baga?e s? otwierane i prze?wietlane, co jaki? czas który? z Ira?czyków znika za kotar? pomieszczenia do kontroli osobistej. Go?cie (to my) proszeni s? o przej?cie do osobnej bramki. Celnicy pytaj?, czy wieziemy materia?y pornograficzne. Pod kresk? s? tak?e publikacje o charakterze politycznym i antyislamskim oraz alkohol i wieprzowina.
Zupe?nie czy?ci, po minucie, wychodzimy na zewn?trz budynku, gdzie b?yskawicznie otaczaj? nas przygraniczni biznesmeni. - Change, change money... - konspiracyjny szept nie opuszcza nas ju? do ko?ca wyjazdu. Wymiana waluty na czarnym rynku mo?e sko?czy? si? publicznym biczowaniem. Przezorni szmuglerzy ci?gn? nas pomi?dzy ustawione rz?dem autobusy. Za 100 dolarów dostajemy 850 tys. riali, 60 tys. wi?cej ni? w banku. Trzeba uwa?a?, cinkciarze maj? dziwne przyzwyczajenie - za ka?dym razem brakuje banknotu 10-tysi?cznego.