Ten swoisty obóz dla s?oni zosta? otwarty 4 lata temu, po tym, jak rz?d wprowadzi? zakaz wycinania drzew w d?ungli. S?onie, które drwale wykorzystywali do transportu drewna, sta?y si? bezrobotne. Zamiast wi?c zarabia? dla w?a?cicieli, zacz??y przynosi? straty, bo wy?ywienie takiego zwierz?cia jest do?? kosztowne. Wiele z nich poza tym by?o chorych i uzale?nionych od amfetaminy, która wyd?u?a?a godziny pracy w niesko?czono??. Obecnie w centrum jest ponad 60 s?oni w ró?nym wieku i ró?nej kondycji. Maj? zapewnion? opiek? lekarsk? i trenerów, którzy przygotowuj? je do samodzielnego ?ycia w d?ungli. S? i takie, które ze wzgl?du na stan zdrowia nigdy do lasu nie wróc?. Rok temu np. za?o?ono w o?rodku protez? s?onicy, która straci?a nog? do kolana po tym, gdy nadepn??a na min? na granicy z Kambod??. Obecnie jest tam 39-letnia s?onica, która straci?a tr?b?. Opiekun wyprowadza j? do lasu, gdzie jest wysoka trawa, aby mog?a sama je??. My mieli?my równie? okazj? zobaczy? k?piel s?oni w jeziorze. I z pewno?ci? d?ugo i mile b?dziemy to wspomina?. Potem by? pokaz, ale nie gry w koszykówk? czy ta?ca s?oni, lecz tego, jak cz?owiek wykorzystuje s?onie do pracy w lesie. By?o to bardzo kszta?c?ce. A na koniec karmienie s?oni, któremu nie by?o ko?ca.
Gdy czas by?o wraca?, Kai, nasz "oblatany" kierowca, zaproponowa? wypad na pobliski rynek zwany Tung Guien. Na pytanie, co mo?na tam kupi?, odpowiedzia?: "Jedzenie". Odpowied? na pytanie, co jedz? Tajowie, zna?am. Nasz kierowca tylko to potwierdzi?: "Wszystko". Po drodze u?wiadomi? nas, ?e nasze europejskie twarze mog? tam wzbudzi? zainteresowanie, gdy? cudzoziemcy na ten rynek nie zagl?daj?. Bo i po co?! Jedzenia tam, owszem, w bród, ale raczej nie na nasze gusta. Na lokalne zakupy byli?my wi?c przygotowani. Jednak to, co zobaczyli?my, przesz?o nasze naj?mielsze oczekiwania.
Jeszcze nie weszli?my na rynek, a ju? dobiegaj? nas piskliwe g?osy sprzedaj?cych. W powietrzu unosi si? dym jak na wielkim grillowaniu. Pierwsze stragany wygl?daj? bardzo niewinnie. Dominuj? owoce i warzywa. Niektóre z nich bardzo zwyczajne, jak jab?ka, pomara?cze, ananasy, banany, czy mango. Ale s? i bardziej egzotyczne: longan (zwany te? "okiem smoka"), persimony, mangustyny i wiele innych. No i oczywi?cie ?mierdz?cy durian, który wed?ug Tajów jest królem owoców. Potem kilka rz?dów straganów z ry?em. Dalej chrupki - nie ziemniaczane czy kukurydziane, lecz ze ?wi?skiej skory... Za nimi te? wyroby ?wi?skie, ale jeszcze nieprzetworzone. ?wiartki ?wini u?o?one jedna na drugiej. Na przemian - dzika ?winia z czarnymi w?osami i taka ró?owiutka, domowa. Wszystko to tak ?wie?e, ?e jeszcze krew kapie. Dlatego pod sto?ami stoj? wiadra, bo t? krew z pewno?ci? da si? do czego? wykorzysta?. Na stole obok ?wini dziecko z patykiem i zawi?zan? na jego ko?cu plastikow? siatk? odgania muchy z "przysz?ych schabowych". Wybór, je?li chodzi o ssaki, jest niewielki. Poza ?winiami znajdujemy co?, co wygl?da na krzy?ówk? kreta i nutrii czy szczura. Szczury, cho? dzi? nie do kupienia na rynku, s? przez Tajów jedzone. Nie s? to jednak szczury kanalizacyjne, lecz ich krewniacy z pól ry?owych.