Drugiego dnia wybrali?my si? na ca?odzienn? wycieczk? do parku narodowego. Zdobyli?my najwy?szy szczyt w Tajlandii, Doi Inthanon - wy?szy ni? nasze Rysy, bo wznosz?cy si? na 2560 m n.p.m. Jest to ostatni szczyt w pasmie Himalajów. "Zdobyli?my" to brzmi dumnie, bo tak naprawd? to wjechali?my tam samochodem. Tak zreszt? jak wszyscy. Na szczycie s? dwie stupy - wie?e-?wi?tynie wybudowane w latach 80. na cze?? króla. Wjazd by? bardzo malowniczy - przez tropikalny las, w którym wszystko wydaje si? rosn?? w oczach. A tak naprawd? w oczach rosn? tylko bambusy, bo nawet 17 cm na dob?. Widok z góry, gdy przesun??y si? chmury, te? by? fantastyczny. Tajowie, którzy zwiedzali okolic? razem z nami, przybyli w zimowym odzieniu, my - w krótkich r?kawach i szortach i by?o nam tak w sam raz.
W drodze powrotnej zatrzymali?my si? w wiosce, która obj?ta jest szczególn? opiek? królewsk?. Do niedawna ludzie mieszkaj?cy tutaj, na stokach, ?yli z opium. Teraz dzi?ki pomocy rodziny królewskiej przestawili si? na upraw? warzyw i kwiatów. I chyba lepiej im si? wiedzie, bo przecie? na opium zarabiaj? przede wszystkim po?rednicy, a nie producenci.
Wkrótce zatrzymali?my si? w kolejnej wiosce, gdzie po prostu trwa?o normalne ?ycie - dzieci biega?y bez majtek i gin??y gdzie? w d?ungli, kto? naprawia? dach z suszonych li?ci, a kto? inny my? grzyby (przypominaj?ce nasze muchomory). Troch? si? tam nieswojo czuli?my, jak intruzi, i postanowili?my, ?e na wycieczki do wiosek ?adnych plemion nie pojedziemy. W zamian wybrali?my si? nad dwa wodospady. Jeden z nich znany jest szerszej publiczno?ci, bo kr?cono tam reklam? papierosów Camel.
Po powrocie do hotelu okaza?o si?, ?e gekonów przyby?o. A w?ród nich jeden wielki - nie wiem, czy mutant, czy po prostu ob?arciuch. Najwi?kszy gekon, jakiego kiedykolwiek widzia?am. Andy zakl?? (czego nie czyni przy byle okazji), a mnie zapar?o dech w piersiach. Tu?ów gekona by? wielko?ci porz?dnej kie?basy wiejskiej! Do tego nogi, du?a g?owa i czarne ?lepia. Nie powiem, ?e si? ich nie boj?. Wr?cz przeciwnie. Mia?am tylko w?tpliwo?ci, czy ten olbrzym wisz?cy mi nad g?ow? d?ugo si? tak utrzyma. Ale on nic sobie z nas nie robi?, tylko polowa? na jakie? muszki.
Trzeciego dnia mieli?my do wyboru zwiedzanie tzw. wiosek z wyst?pami s?oni, farmy w??y, motyli i storczyków, itp. Chcieli?my zobaczy? s?onie, ale pokaz typu: s?onie graj?ce w kosza nie interesowa? nas. S?yszeli?my, ?e istnieje co? takiego, jak Centrum Rehabilitacji dla s?oni, ale w Chiang Mai nikt nic o tym nie wiedzia?. Szcz??cie si? jednak do nas u?miechn??o, bo spotkali?my kierowc?, który okaza? si? by? najbardziej zorientowanym ze wszystkich poznanych ludzi na pó?nocy Tajlandii. Okaza?o si?, ?e 70 km od Chiang Mai znajduje si? bardzo szczególne miejsce, gdzie s?onie przygotowywane s? do powrotu do ?ycia w d?ungli. Zdecydowali?my si? bez wahania.