Po powrocie do Trabzonu i uzyskaniu wiz gruzi?skich ruszyli?my ku granicy. (...) Przejazd z Tbilisi do granicy arme?skiej na d?ugo zapadnie mi w pami??. Nie do??, ?e stan drogi by? taki, ?e nasze iveco jecha?o w porywach 40 km/h i tylko dzi?ki kunsztowi Bogdana ani razu nie wpadli?my do ?adnej pó?metrowej dziury, to jeszcze wjechali?my na jak?? samotn? górsk? drog?, a zmierzch si? zbli?a?... Wszystko dlatego, ?e wzi?li?my dziwnego autostopowicza, który mia? nam pokaza? drog?. Zacz?li?my si? obawia?, czy nie wiezie on nas do Azerbejd?anu. (...) Ostatecznie po 4 godzinach drogi dotarli?my do granicy, która wygl?da tak, ?e od razu ka?dy z nas chcia? j? sfotografowa? (odwa?y? si? tylko Piotrek): by? to po prostu szlaban na drodze. Strzeg?o go paru mocno przestraszonych ?o?nierzy w wieku ostatnich klas podstawówki (to chyba tutejsza tradycja, ?e do wojska idzie si? wcze?niej). Ogólnie rzecz bior?c, granic? uda?o si? przekroczy? w miar? szybko, jednak by?o ju? do?? ciemno. Postanowili?my wi?c dojecha? najdalej jak si? da, a potem szuka? noclegu.
Na pocz?tku wymienili?my pieni?dze. Walut? w Armenii jest dram, który, niestety, ma fatalny przelicznik: 1 USD to ok. 540 dram. Po dokonaniu tej operacji ruszyli?my w dalsz? drog?. By?o ju? ca?kiem ciemno, a my nie jechali?my za szybko (drogi...), kiedy zatrzyma?a nas drogówka. Byli?my pe?ni obaw, pami?taj?c Gruzj? (tam policjanci zarabiaj? tylko z haraczy). Zaraz te? podszed? do nas ca?kiem zalany gliniarz i za??da? prezentu... Wtedy w?a?nie Jarek da? przyk?ad swego charakterystycznego poczucia humoru i z najwi?ksz? czci? wr?czy? policjantowi... d?ugopis (sic!) Facet si? strasznie ucieszy? i pu?ci? nas wolno... Wreszcie po kilku godzinach jazdy zatrzymali?my si? przy jakim? zaje?dzie. Gdy wyspalismy si?, chcieli?my co? zje??, ale okaza?o si?, ?e w barze jedzenia nie ma, jest za to bilard. Skoro nie by?o chleba, zadowolili?my si? igrzyskami, i ruszyli?my dalej. Do Erewania.
Wjechali?my do Erewania w po?udnie i oczywi?cie pop?dzili?my na poszukiwanie czego? do jedzenia. W pierwszej restauracji kelner na pytanie "czy jest menu?" odpar?: "ja jestem menu" - mówi? tylko po rosyjsku, jak zreszt? wszyscy tutejsi. W Armenii w ogóle pa?a si? dziwn? mi?o?ci? do Rosjan (w przeciwie?stwie do nacjonalistycznych Gruzinów) i raczej nie powiela wzorców zachodnich. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej ?le, bo na przyk?ad nie ma tu w ogóle przyzwoitej bazy turystycznej. Chc?, by tury?ci przyje?d?ali do ich kraju (jest pi?kny - to fakt), ale albo s? tu hotele za 50 dolarów, albo nie ma ich wcale. Mogliby cho? pod tym wzgl?dem wzi?? przyk?ad z Turków. Jak to jest, ?e w Stambule mo?na znale?? zno?ny hotel za 4 USD, a w Erewaniu je?li uda si? przenocowa? za 10 USD w jakiej? norze, to cz?owiek jest szcz??liwy?!
My mieli?my szcz??cie, bo mieszkali?my u znajomego Jarka - Artura. By?o to ma?e M2, gdzie musieli?my si? zmie?ci? w szesna?cie osób, co niektórym wyra?nie si? nie podoba?o, ale nie mieli?my za bardzo wyboru. Kolejnym problemem by?a woda - tylko 2 godziny na dob?. (...) Artur za? rozweseli? mnie stwierdzeniem, ?e jego osiedle (przy nim polskie to po prostu pere?ki) to "jedna z najlepszych dzielnic Erewania". Mnie si? jednak to miejsce podoba?o - by?o blisko do stacji metra, które dzia?a bardzo sprawnie. Co ciekawe, w tutejszych sklepach wci?? sprzedawane s? niebywale tanie podróbki p?yt. Czasem jednak trzeba za towar zap?aci? inaczej. Przekona? si? o tym Tomek, którego sprzedawca pocz?stowa? kieliszeczkiem. Na jednym si? nie sko?czy?o i pewnie Tomek mia?by problem z powrotem, ale na szcz??cie do sklepu wszed? B?a?ej i sprzedawca zaj?? si? nim... Sam tak?e do?wiadczy?em tej "agresywnej go?cinno?ci" (has?o wzi?te z przewodnika) - tylko ?e ju? przy wyje?dzie. Wydali?my prawie wszystkie pieni?dze, zosta?o nam tylko kilka drobnych dram - akurat na arbuza. Niestety, wzi?li?my za du?ego i w ramach rekompensaty musia?em wychyli? trzy kolejki... Na popitk? dosta?em oran?ad? - równie z??, albo nawet gorsz? od tej wódki. Ale nie narzekam - przynajmniej podró? do granicy gruzi?skiej mi?o mi up?yn??a...