Ko?o po?udnia ruszyli?my do Trabzonu, by wbi? sobie wizy gruzi?skie. Droga do tego miasta by?a wspania?a - widoki cudowne, wokó? 400-500 metrowe przepa?ci. Wreszcie wieczorem dotarli?my do Trabzonu. Zatrzymali?my si? 10 min od centrum, tani, a przy tym bardzo elegancki hotel znale?li?my w samym centrum - tak dobrze to ja nie spa?em przez ca?y wyjazd. Wszystko by?oby normalne, gdyby to by? zwyk?y hotel... Tymczasem to by?... burdel! Szybko si? zorientowali?my, gdy tylko zauwa?yli?my "personel" jedz?cy kolacj?. ?eby jednak nie by?o w?tpliwo?ci - absolutnie nam to nie przeszkadza?o - w pokojach by?o cicho i spokojnie, a burdel-mama by?a dla nas tak mi?a i sympatyczne, ?e mo?na by j? do rany przy?o?y?... tylko wkurzali nas ochroniarze, przy których nasi bramkarze dyskotekowi to prawdziwi intelektuali?ci. (...) Najciekawsze w tym wszystkim jest to, ?e w drodze powrotnej z wyprawy ponownie zatrzymali?my si? w Trabzonie. Jednog?o?nie ustalili?my, ?e znów chcemy do tego burdelu; niestety, tym razem za?piewali za wysok? cen?. Musieli?my pój?? gdzie indziej, dzi?ki czemu zorientowali?my si?, ?e wszystkie hotele w centrum hotelami nie s?... Reasumuj?c: troch? pomieszkali?my jak Toulouse-Lautrec i tylko jedna rzecz mnie w tym wszystkim dziwi - dlaczego portrety Ataturka wisz? nawet w takich instytucjach i czy te? s? w pokojach "us?ugowych"?
Nast?pnego dnia rano z wielk? ch?ci? ruszyli?my do Ani. To dawna stolica ?redniowiecznego pa?stwa ormia?skich Bagratydów. Le??ce nad rzek? Arpa-czaj miasto nazywane by?o kiedy? miejscem "tysi?ca i jednego ko?cio?a". Niestety, liczne trz?sienia ziemi spowodowa?y, ?e osta?o si? ich tylko 13. Ani le?y przy samej granicy z Armeni? (b?d?c zabytkiem rdzennie ormia?skim - to te? kolejny przyk?ad zaborczo?ci Turcji), wi?c by tam pojecha?, trzeba uzyska? odpowiedni? zgod? (czytaj: ?apówka) w urz?dzie. To nam si? uda?o za?atwi?. Dojechali?my do punktu sprzeda?y biletów (ok. pó? godziny od Ani), gdzie tak?e uda?o nam si? uzyska? wej?ciówki (nawet ISIC by? respektowany!) Na tym jednak nasze szcz??cie si? sko?czy?o - ju? pod murami miasta zatrzyma? nas jaki? ?o?nierz i stwierdzi?, ?e akurat trwaj? manewry i nie mo?emy si? tam dosta?. Zawrócili?my wi?c i poszli?my si? wyk?óca? o zwrot pieni?dzy w kasie. Wtedy sprzedawca si? wkurzy?, wykona? par? telefonów i stwierdzi?, ?e tym razem nas puszcz?. Nie bardzo chcieli?my mu wierzy?, ale ostatecznie dali?my mu szans?. Okaza?o si?, ?e jego wp?ywy by?y du?e - manewry oczywi?cie odwo?ano, a nas wpuszczono... Mora? z tego taki, ?e Turcja jest coraz bardziej zachodnia, skoro pieni?dz ma wi?ksze znaczenie ni? armia.
W Ani jednak nie mogli?my si? porusza? swobodnie. Jako potencjalni szpiedzy ormia?scy dostali?my absolutny zakaz fotografowania, a za nasz? grup? ci?gle chodzi?y dwójki ?o?nierzy, za? kolejny sta? na najwy?szym punkcie w okolicy (wie?a jednego z ko?cio?ów) i obserwowa? nas przez lornetk?. Istna paranoja! W ko?cu nam jednak odpu?cili (przy ostatnim ko?ciele...), wi?c od razu rzucili?my si? do robienia zdj??. Pobyt w Ani wspominamy jednak bardzo mi?o - my?l?, ?e niektórzy ?o?nierze te?, a wszystko z powodu Mirki, która ma cudowny dar zjednywania sobie ludzi. Dzi?ki niej mogli?my sobie porobi? mnóstwo fajnych zdj?? z tymi so?datami (oczywi?cie, przed bramami miasta), co im tak?e si? podoba?o, bo pewnie nie s? przyzwyczajeni do takiego zainteresowania. Tak wi?c wycieczka do Ani koniec ko?ców by?a udana.