Pusty, betonowy sambodrome. Tu co roku podczas karnawa?u przemieszczaj? si? szko?y samby, bior?ce udzia? w konkursie na najlepsz?. O tej porze roku (lipiec-sierpie? to w Brazylii zima) miejsce to wygl?da na opuszczone. Ogromne i puste, szare trybuny widoczne s? a? z Corcovado.
Pora?a wielko?ci?. Prawie 1,5 kilometra betonu. Spokój, upa?, s?o?ce i kurz. Tylko czasem spod trybun wypada gumowa pi?ka. To dzieciaki z pobliskich szkó? graj?ce tu w pi?k?. 7-10 lat. Uganiaj? si? za szmaciank? tam i z powrotem, wierz?c, ?e wyrosn? na nast?pców Pelego, Ronaldo czy Rivaldo.
Opieram si? o mur i patrz?, robi?c od czasu do czasu zdj?cia. Te dzieciaki ciesz? si? gr? - tak jak si? cieszy?em, b?d?c w ich wieku. Ale z ich gry emanuje jaka? determinacja. Jako bramki s?u?? im ?uki podpieraj?ce trybuny. Spostrzegaj? mnie i za chwil? pozuj? do zdj?cia jako
PIERWSZA DRU?YNA BRAZYLII - w ?rodku kapitan (ciemnoskóry 7-latek bez koszulki)
opiera nog? na flakowatej pi?ce.
Sambodrome znajduje si? w biednej i zniszczonej dzielnicy. Zmienia si? ona nie do poznania tylko raz w roku. Podczas karnawa?u. Teraz wszystko jest zaniedbane, a wko?o na wzgórzach szczerz? si? favele, dzielnice n?dzy. Tam rodz? si? mistrzowie pi?ki. Rodz? si?. Jeden na milion...
Obchodz? jeszcze raz ca?e miejsce. Odg?osy gry milkn? - ch?opaki wrócili do
szko?y - chyba nie?wiadomie zdaj? sobie spraw?, ?e je?li nie b?d? mistrzami - zostaje im normalne ?ycie - ale musz? co? umie?.