Po miesi?cu w?ócz?gi po Meksyku dotar?em do najdalej wysuni?tych na po?udnie zak?tków tego pi?knego kraju. W g?owie siedzia?o mi tylko jedno magiczne s?owo: GWATEMALA!
Próbuj? sobie prze?o?y? t? nazw? na polski. "Mala" po hiszpa?sku znaczy - z?a. Z?a Gwate? Któ? to móg? by?? Dobrze, do?? z tym. Pewnie wcale nie jest to hiszpa?ska nazwa, ale co? w j?zyku Majów.
Po paru godzinach doje?d?am do granicy. Dosta?em wiz? i tarjeta de turista (karta turysty, do dzi? nie wiem, po co) za 10 USD. Mimo znacznej wysoko?ci nad poziomem morza, upa? niemi?osierny. Dowlekam si? jako? do odrapanego autobusu i kupuj? bilet u kierowcy za 30 quetzali (oko?o 5 USD). Po konsultacji z grupk? W?ochów doszli?my do wniosku, ?e przep?acili?my dwukrotnie. Gdy si? zreflektowali?my, byli?my ju? w drodze. Warto by?o zobaczy? k?ótni? W?ocha z kierowc? o pieni?dze. W ko?cu nam je oddali.
Krajobrazy za oknem nie pozwala?y mi zwraca? uwagi na niewygody (3 osoby na jednym siedzeniu!). Szczyty górskie do 3000 metrów, wodospady, urwiska i tak niesamowita ziele?, ?e pó?niej nie mog?em spa?. Ju? podczas drogi zadecydowa?em pojecha? do Quetzaltenango (zamiast do Quatro Caminos) razem z W?ochami. W?osi byli niesamowici: bezrobotni, wyjechali z kraju. Czekaj? na lepsze czasy.
Podró? do Quetzaltenango trwa?a ?adnych par? godzin, cho? odleg?o?? nie by?a powalaj?ca (150 km). Gdy dotarli?my na miejsce, razem z Barbar? i Giancarlo wzi??em taxi do hotelu. Jednak hotel (4 USD za noc) nie przypad? im do gustu. Po?egnali?my si?, ja zosta?em. Wypluska?em si? pod "prysznicem", zabi?em wszystkie karaluchy i inne insekty i powlok?em si? do ?ó?ka.
Spa?em z 9 godzin. Zerwa?em si? z ?ó?ka i nie trac?c czasu wyszed?em na autobus do Panajachel. Wcze?niej jednak musia?em wymieni? pieni?dze. Bank by? jeszcze zamkni?ty, a ATM nie dzia?a?o. Znalaz?em wyj?cie z sytuacji. Poszed?em do pierwszego lepszego banku i zapyta?em o mo?liwo?? wymiany pieni?dzy u nich w kasie. Pobieraj? przy tym jak?? wi?ksz? op?at?. Ale w tej sytuacji nie pozostawa?o mi nic innego.
Bez problemu dotar?em na Terminal de la Minerva, czyli dworzec autobusowy. Jecha?em z Francuzem z Montpellier. Gdy ju? dotarli?my na miejsce, byli?my naprawd? zaskoczeni. Dworzec to ogromne klepisko, a na nim oko?o setki autobusów. ?adnego rozk?adu jazdy. Autobus odje?d?a wtedy, gdy pojazd si? zape?ni. Ca?e szcz??cie, szybko odnalaz?em lini? "Morales" prosto do Panajachel. Okaza?o si? równie?, i? mój plecak jest na tyle niewielki, ?e wchodzi na górn? pó?k? autobusu. Nie musia?em ryzykowa? jego utraty podczas transportu na dachu.
Autobus toczy si? powoli. Za oknem widoki nieziemskie, a mo?e w?a?nie jak najbardziej ziemskie? Bo gdzie indziej we wszech?wiecie znajdziesz pi?kniejsze miejsca? Wulkany, d?ungla, doliny, setki ma?ych chatek skleconych ze zwierz?cych odchodów.
Par? s?ów o autobusach w Gwatemali. Otó? s? to ameryka?skie "school-busy", projektowane dla dzieci. Teraz, gdy nie nadaj? si? ju? w ameryka?skich warunkach, m?cz? siedzenia tutejszych. Na jednym fotelu przeznaczonym dla dwóch ma?ych gringos mie?ci si? teraz trzech Indian i jeden Polak (czyli ja). Oczywi?cie, podró?uje si? równie? na dachu. Tak wi?c, gdy w takim autobusie powinno jecha? oko?o 40 dzieciaków, jedzie teraz oko?o setki osób (!). Plus kurczaki, ?winie, psy itp. Dlatego te? autobusy te nazywane s? w?ród plecakowiczów "chicken-bus".