?egnamy wszystkich i bardzo ostrym, wyka?czaj?cym podej?ciem wchodzimy na gra? Pietrosula. Przed samym Pietrosem spotykamy pas?ce si? konie, na szczycie ukrai?sk? wycieczk?. Nie idziemy oczywi?cie sami, muchy wytrwale nam towarzysz?. Jeste?my pod Howyrl?. Od godziny kwitn?. Kubek zupy i dwie ?y?ki czekolady zrobi?y ze mnie "m?odego Boga". Marcin ma kryzys. Wlecze si? noga za nog?. A ja biegam jakby to by? pierwszy dzie?, a nie ju? szósty. Bez dnia przerwy. Jeste?my ju? na tyle zm?czeni, ?e chyba odpu?cimy sobie Popa Ivana. Najzwyczajniej w ?wiecie nam si? nie chce.
Na prze??czy za Howyrl? rozbijamy namiot, tu? przy ?róde?ku. Wchodzi?o si? ci??ko, ale przyjemnie. Widok w stron? Popa Ivana by? wystarczaj?c? nagrod?. Marcin jakby od?ywa?. Na szczycie spotkali?my grup? Polaków z ?odzi. 11 osób (znów)!!! Dla mnie to jak obóz karny, nigdy bym si? nie zdecydowa?. 4 osoby to ju? t?ok. Jak tu wszystkich pogodzi?? Jak tu ?y? przez dwa tygodnie bezkonfliktowo? Dla mnie - katorga. Na kolacj? kuchnia wietnamska. Czekamy na zachód s?o?ca, nasz ostatni. Ju? postanowili?my, ?e jutro schodzimy w dó?.
Tu jest tak pusto. Czuj? t? pustk? bardziej ni? na prze??czy mi?dzy Bratkowsk? a Czarn? Klew?. Nikogo tu nie ma. Niczego tu nie ma. Tylko my i ten monument za ?cian? namiotu. Pustka. Jeszcze nigdy nie biwakowa?em na 1800 metrach. Jest ju? ch?odno, ale na nasze szcz??cie bezwietrznie. Dooko?a nas sterty polskich ?mieci: pasztety z indyka, pude?ko po ...Ramie! To smutne, ?e te kilka drobiazgów by?o za ci??kie dla jakich? "prawdziwych turystów".
Wychodzimy wcze?nie rano, ale i tak s?o?ce jest nie do zniesienia. Marcin jest w coraz gorszej formie. Do jeziorka Niesamowitego docieramy w dwie (!) godziny. Muchy znów nie daj? nam spokoju. Nad jeziorkiem spotykamy grup? Ukrai?ców ...k?pi?cych si? w jego lodowatych wodach.
Idziemy trawersem do Turbazu za plecami Howyrli. Jest bardzo w?sko i stromo. Gdy docieramy na miejsce, dogaduj? si? z kierowc? wywrotki, który zabiera nas a? za Worocht?.
Drugi kontakt
Znów siedzimy w autobusie (w rzeczywisto?ci - stoimy), jedziemy tak jak kilku innych pasa?erów - bez biletów. Autobus toczy si? powoli w kierunku Ivano-Frankivska co chwil? omijaj?c ka?u?e smo?y. Fizyka uczy nas, ?e gor?ce powietrze unosi si? do góry, w takim razie st?d unios?o si? ca?e. To, co wdychamy, to ?ar maj?cy niewiele wspólnego z poczciwym powietrzem. Jest ci??ko, tym bardziej ?e jak zwykle wszystkie okna s? pozamykane, "bo wieje". Koszmar. Stoimy w Delatyniu ju? od prawie godziny. Nikt nic nie wie, ale i nikt o nic nie pyta. Bo po co? I tak wcze?niej czy pó?niej wszystko si? wyja?ni. Wyja?nia si? po przyje?dzie nast?pnego autobusu. Musimy si? przesi???, bo w naszym zabrak?o paliwa. Zatem przesiadamy si? do kolejnego pieca, jeszcze bardziej zat?oczonego, jeszcze bardziej rozgrzanego i jedziemy dalej. Kierowca wskazuje nas jako tych "bezbiletowych" i jedziemy dalej. Z Ivano-Frankivska via Stryj jedziemy do Skotarskoje, niewielkiej wsi w okolicach Volovca. Stamt?d pochodzi moja rodzina. Sp?dzamy tam jeden dzie?, wywo?uj?c niema?? sensacj?.
Próbujemy wsi??? na stacji Skotarskoje. Jednak poci?g pospieszny jest niczym wi?zienie - konduktor jest wszechw?adnym panem. Bez niego i jego klucza nie ma szans ani wej??, ani wyj??. Niby nie mamy biletów, niby nam nie wolno, ale mamy w r?kach po dwie grywny. Przechodz? z naszych r?k do nie naszych kieszeni i jedziemy. Do pierwszej stacji. W Volovcu przesiadamy si? do poci?gu osobowego, który szybko zape?nia si? wie?niakami. Zape?nia si? upa?em i wszechobecnym zapachem brudu. Okna s? pozamykane, niektóre na zawsze, niektóre tylko teraz, "bo wieje". Przez te stare, um?czone brudem okna ledwo co wida?. A jest na co popatrze?: na "cyrkwy", na w?wozy, na ca?y ten malowniczy zak?tek. Ruszamy do Stryja. Wraz z nami rusza karawana kr???ca z jednego ko?ca poci?gu do drugiego. Karawana z dobrami cywilizacji plastiku - mo?na kupi? wiadra, grabie, skarpetki i, oczywi?cie, papierosy. S? te? "rzeczy zwyczajne": ?liwki, jab?ka - na sztuki, woreczki lub kartony. Wszystko odbywa si? w atmosferze morderczego upa?u i "kurzego" jazgotu, w wi?kszo?ci u?miechów b?yszcz? z?ote z?by. Gdy przez poci?g przechodzi konduktor, szybko okazuje si?, dlaczego koleje ukrai?skie s? kolejami niedochodowymi - nie jest to niemo?liwe bez sprzedawania biletów. Zbyt du?o pieni?dzy l?duje w kieszeni obs?ugi.