Pierwszy kontakt
Z Ukrain? pierwszy raz zetkn??em si? dziesi?? lat temu, jad?c poci?giem z Ustrzyk Dolnych do Przemy?la. By? pami?tny rok 1989, a ja mia?em 15 lat i sp?dza?em pierwsze wakacje poza domem. Przywita?a mnie zasiekami z drutu kolczastego, czerwonoarmistami przy ka?dych drzwiach wagonu i widokiem "n?dzy i rozpaczy". Moim szeroko otwartym oczom ukaza? si? ?wiat kryj?cy si? pod magicznym wówczas dla mnie s?owem "komuna".
Dok?adnie 10 lat pó?niej znów znalaz?em si? na granicy z Ukrain?. Dzi? ju? bardziej ?wiadom wielu wydarze? i przygotowany do w?drówki wzd?u? by?ej granicy polsko-czechos?owackiej. W Medyce przywita?y nas szcz?tki zasieków wygl?daj?cych tak samo jak te sprzed 10 lat i te zupe?nie nowe, pod??czone chyba do pr?du (chyba ?e zwisaj?ce z nich kable elektryczne by?y tylko ozdob?). ..."I oto ludzie zamiast budowa? sobie domy i szpitale (...) latami zaj?ci byli drutowaniem...".
Amerykanów spotkali?my jeszcze na dworcu w Przemy?lu. W czwórk? (plus dwójka ma?ych dzieci) wybierali si? do Samboru via Lwów. I tu zagadka - jak po "ameryka?sku" jest Przemy?l? Ni mniej, ni wi?cej, tylko ... "PRYZEMYZL"!
Z Samboru pochodzili ich ?ydowscy przodkowie, którzy emigrowali w czasach znanych nam ze "Skrzypka na dachu". Nie mówili ani s?owa po ukrai?sku i znali tylko kilka zwrotów po polsku. Na granicy, we Lwowie, wci?? twierdzili, ze ratujemy im ?ycie. Za to wszystko (czyli wielkie Nic) zaproponowali nam nocleg w "swoim" hotelu. W ten oto sposób sp?dzili?my noc w hotelu ... ?or?! Tak oto zadzia?a?o prawo karmy: dostajesz, co dajesz. Nie pierwszy ju? raz w moich tu?aczkach, oby nie ostatni.
Po drodze do hotelu w jednej z naszych taksówek zabrak?o paliwa. Dla naszych Amerykanów widok taksówkarza tankuj?cego na ?rodku ulicy z awaryjnego kanistra by? widokiem niezapomnianym (i oczywi?cie uwiecznionym). Ulokowali?my si? w hotelu i poszli?my zwiedza? miasto. ?wi?te miasto Lwów.
O samym mie?cie napisano wiele i to przez ludzi wiedz?cych o nim sto razy wi?cej ni? ja. Dlatego opisz? tylko pana Olka, samozwa?czego i ochotniczego przewodnika po starówce. Zaczepi? nas na Rynku, wychodzi? w?a?nie z cerkwi i postanowi? oprowadzi? nas po okolicach. Wszystko to, co zobaczyli?my, by?o w jego przekonaniu "nadzwyczajne" - i takie by?o naprawd?. Has?o "nadzwyczajne" towarzyszy?o nam ju? do ko?ca pobytu na Ukrainie. Od pana Olka dowiedzieli?my si?, ?e "Wy, Polacy, macie dwa szcz??cia: zawsze byli?cie Polakami i macie swojego Papie?a". Du?o goryczy by?o w jego g?osie, bo i kim tak naprawd? jest? Ukrai?cem? A co to znaczy? Kultura niszczona przez wszystkich okupantów, naród g?odzony (10 mln ludzi tylko w latach 30.! ), poni?any i pomijany. Dzi? naród poszukuj?cy wszystkiego, co stanowi?oby o jego wielowiekowo?ci. A jest to kraj podzielony nawet przez j?zyk.