Jedziemy piecem o wygl?dzie autobusu. Jest ma?y, ciasny i brudny. Jak wszystko inne. Temperatura dochodzi do mojego osobistego maksimum. Próbuj? sobie przypomnie?, jak przetrwa?em przeprawy autobusowe przez pustynie Iranu i Pakistanu. Jest tak gor?co, ?e nie potrafi?. ?rednia pr?dko?? naszego autobusu to 30 km/h. Po drodze napotykamy ekipy remontowe nak?adaj?ce na drog? ma?, któr? roboczo nazwali?my "The ukrainian kind of subasphalt". Wygl?da to tak, ?e najpierw jedzie beczkowóz, który rozlewa po ulicy smo??. Nast?pnie robotnicy rozsypuj? w tym miejscu grys, po którym kilkakrotnie przeje?d?a walec - gotowe. Wszyscy kierowcy, gdy tylko mog?, omijaj? tak? "nawierzchni?". W Ivano-Frankivsku szybko przesiadamy si? na autobus do Bystrycji.
W górach
Zaje?d?amy na miejsce i robimy ostatnie zakupy. Planujemy wyj?cie na 4, 5 dni, a tu niespodzianka - chleba niet! No i rodzi si? pytanie - co dalej. Sklepowy idzie z Marcinem do piekarni i wszystko gra. Ruszamy w góry, cel - prze??cz Legionów. Brniemy przez b?oto, drog? rozje?d?on? przez le?nych ludzi. Dooko?a roznosi si? dziwny, s?odki zapach. Wsz?dzie ?lady nieustaj?cej siekierezady. Po trzech godzinach (do prze??czy powinni?my i?? jakie? dwie) kompas wskazuje, ?e idziemy dok?adnie w przeciwnym kierunku! Jest ju? zbyt ciemno, by szuka? prze??czy, wi?c jemy kolacj? i idziemy spa?.
Rano "na kompas" docieramy do s?upka nr 9. Nareszcie jeste?my na szlaku i po kilkunastu minutach osi?gamy prze??cz Legionów. Pogoda jest fantastyczna. Sp?dzamy troch? czasu pod krzy?em i ruszamy na Pantyr.
W drodze na Pantyr zaczyna si? psu? pogoda i mamy pierwsze problemy z wod?. Powoli zaczynamy j? wydziela? (jeszcze nie "wydziera?"). Na szczycie robimy pami?tkowe zdj?cia pod s?upkiem z orze?kiem i ?migamy na dó?. Oczywi?cie, nie po raz pierwszy i nie ostatni gubimy drog?. Gdy wskazuj? j? nam spotkani pasterze, zaczyna la?. I tak oto wsz?dzie wokó? nas woda, a w ustach sucho. Na szybkiego rozbijamy namiot i próbujemy ?apa? deszczówk?. Próbujemy i nic wi?cej nam z tego nie wychodzi. Oj, trampem si? teraz nazwa? to wstyd, ale jeszcze ?yjemy. Gdy przestaje pada?, bior? butelki i id? szuka? wody. Nie mamy ?adnych informacji o tym miejscu, wi?c id? "na nosa". Po 100 metrach przedzierania si? przez krzaki znajduj? malutki parów, a w nim ?róde?ko. Na szcz??cie mam kubek i po kilkunastu minutach opijamy si? wody a? mi?o. Kolejny raz "nos" mnie nie zawiód? ... oby jak najd?u?ej.
Ranek. Dzi? na Bratkowsk?. Po przebrni?ciu przez "rozkoszn?", mokr? traw?, dochodzimy do strumyka. Nabieramy wody i do góry. Dos?ownie - bo, ?cie?ka prowadzi po tak ostrym zboczu, ?e nazywamy j? "Drog? Tytanów". Po kilkunastu minutach nadajemy jej now? nazw? - "Droga Idiotów", bo trzeba by? chyba niespe?na rozumu, by zasuwa? takim przechy?em.
Wchodzimy na gra?. Rozpo?cieraj? si? przed nami przepi?kne widoki. Jest ...zielono. Wsz?dzie. Po krótkiej przerwie ruszamy w stron? Bratkowskiej, ale ju? po chwili dostrzegamy ci?gn?c? w nasz? stron? ulew?. I co teraz? Stoimy na otwartym terenie, na siodle pod Bratkowsk? i jedyny wybór to dyma? na gór? jak szybko si? da lub ...rozbija? namiot. Ostatecznie czekamy i po kilkunastu minutach biegniemy na gór?. Tu? przed szczytem chowamy si? pod zwisaj?c? ska?k?. Jest tam cokolwiek za ciasno, ale na "zewn?trz" pada.