Niewiele miejsc w ?wiecie otoczonych jest tak? legend? jak Timbuktu - miasto oaza w po?udniowej cz??ci Sahary, na terytorium Mali. Mo?e dlatego, ?e a? do lat dwudziestych XIX wieku nie wpuszczono tam ?adnego Europejczyka. Przez ca?e stulecia obraz tajemniczego miasta na pustyni budowano sobie na podstawie opowie?ci arabskich kupców, których karawany zatrzymywa?y si? w Timbuktu, w?druj?c z pó?nocy na po?udnie i z zachodu na wschód. Ci za? mówili o bogactwie, o tysi?cach muzu?ma?skich szkó? dzia?aj?cych za glinianymi murami... Zapragn??em i ja zobaczy? Timbuktu. Ju? kiedy?, w?druj?c przez pó?nocn? Sahar?, dotar?em a? do Tamanrasset. Ale niepewna sytuacja na pustynnych szlakach wyklucza?a wtedy dalsz? jazd? na po?udnie. Przysz?o mi zawróci?. Wiedzia?em jednak, ?e przyjdzie kiedy? dzie?, gdy stan? u bram legendarnego miasta...
Siódma rano, wci?? jeszcze trwa przyjemny ch?ód tropikalnego poranka. Komisariat malijskiej policji w Mopti. Zakutani w sukienne p?aszcze funkcjonariusze na ognisku rozpalonym przed budynkiem gotuj? w zakopconym czajniku herbat?. Dla nich jest ch?odno. Dla mnie, cho? jestem w samej koszuli - w sam raz. Niespiesznie odpowiadaj? na moje grzeczne "bonjour!" Wiem, ?e jako cudzoziemiec musz? zarejestrowa? tu swój przyjazd. A przy okazji chc? dowiedzie? si?, czy pustynna trasa do Timbuktu jest przejezdna i jakie mam szanse na znalezienie ?rodka publicznego transportu zmierzaj?cego w tamt? stron?.
- Nie, do Timbuktu nie ma ?adnej szosy. Tam je?dzi si? pist? - tras? tylko umownie wytyczon? pomi?dzy nielicznymi osadami, prowadz?c? w zasadzie przez bezdro?a. Dlatego mog? j? pokona? tylko pojazdy terenowe, z nap?dem na 4 ko?a. Je?eli nie sta? ci?, aby wynaj?? taki wóz tylko dla siebie, to musisz skorzysta? z publicznego. A ten wyrusza na tras? dopiero wtedy, gdy zbierze komplet pasa?erów... Poczekaj, o ósmej ci? zarejestruj?, a potem przyjdzie mój siostrzeniec, który jest przewodnikiem - on ci pomo?e co? znale??!
Obrotny siostrzeniec nosi d?ug? do ziemi koszulin? i nobilituj?ce tu ka?dego m??czyzn? ciemne okulary. - Masz szcz??cie, dzi? targowy dzie? i mo?e po po?udniu odjedzie do Timbuktu jaki? landrover! Prowadzi mnie w?ród stert naczy? ze skorup kalabasza na skraj bazarowego placu, gdzie pod wiat? urz?duje stary Mohamed, przedstawiciel Sindicat de Transport. - Samochód odjedzie o 14.00. Ale je?li chcesz miejsce, to musisz zap?aci? ju? teraz. Trzydzie?ci tysi?cy!
Suma jest olbrzymia. Próbuj? si? targowa?, ale bez skutku - oni wiedz?, ?e nie mam wyboru. - To 450 kilometrów i 12-14 godzin jazdy przez pustyni?. Terenowy samochód spala du?o benzyny! Zyskuj? w ko?cu tylko "bilet" odr?cznie wypisany na kartce z zeszytu opatrzonej piecz?tk? i zapewnienie, ?e dostan? miejsce obok kierowcy.
Gdy o drugiej zjawiam si? ponownie pod wiat? z plecakiem i zapasem wody, zastaj? tam grupk? Afrykanów i trzech turystów z Holandii. - Jest komplet! Pakujemy tobo?ki na dach pojazdu i... czekamy. Samochód wygl?da na bardzo sfatygowany. 14.30 - czarny kierowca obwi?zuje ta?m? jeden z resorów. 15.10 - Mohamed znikn??, nikt nic nie wie. Zaczepiaj? nas ?ebrz?cy ch?opcy, kr???cy tu po wszystkich ulicach ze swoimi blaszankami. 15.30 - becz? w s?siedztwie barany, miejscowi spokojnie siorbi? herbat?... 15.50 - upychamy si? w ?rodku wozu, by podjecha? pod stacj? benzynow?. Nareszcie!