Nast?pnego dnia po przyje?dzie do Chengdu zrobili?my sobie wycieczk? do Leshanu, aby zobaczy? najwi?kszy na ?wiecie pos?g Buddy. Pochodzi on z VIII wieku i ma 71 metrów wysoko?ci (wst?p 40 yuanów, z kart? ISIC 20Y). Budda jest rzeczywi?cie ogromny i na wody Dadu He i Min He spogl?da w pe?nym majestacie. Na nas wra?enie zrobi? nie tylko dostojny Budda, ale tak?e znajduj?ce si? w jego otoczeniu inne pos?gi, pagoda, stawy, altanki, a mi?dzy tym wszystkim Chi?czycy pal?cy kadzide?ka.
Dla odmiany drugi nasz wypad z Chengdu nie mia? ju? w sobie nic z atmosfery namaszczenia, bo wybrali?my si? do rezerwatu pand. Uda?o nam si? wypatrzy? i pandy wielkie, i pandy czerwone. Oprócz nied?wiadków - rozkosznych i figlarnych - w parku mieszkaj? te? mi?dzy innymi kozice, ?urawie i czarne ?ab?dzie. Jest to wymarzone miejsce na spacery i odpoczynek.
Po po?udniu odjechali?my do Panzihuy (hard sleeper, 105 yuanów, 14h), a stamt?d od razu do Lijangu (autobus 67Y; 13,5 h). Osobom, które te? tu kiedy? zawitaj?, radzimy wybra? jeden z licznych hotelików na Starym Mie?cie. Mieszkanie na w?skich, zat?oczonych uliczkach, pomi?dzy kramami, pozwala w pe?ni odczu? specyfik? tego miejsca. Je?li natomiast kto? szuka odrobiny spokoju, mo?e wybra? si? do Parku Stawu Czarnego Smoka (20Y, z ISIC - 10Y) lub odwiedzi? pagod? GuLou (15Y). Z obu tych miejsc rozci?gaj? si? interesuj?ce idoki: na góry lub na miasto i jego okolice.
My po dwóch dniach odpoczynku w Lijangu przenie?li?my si? do Zhongdianu (autobus 27Y, 5h). Stare Miasto wygl?da tu zupe?nie inaczej ni? w Lijangu. Bez sklepików i t?umu turystów, po prostu stare domy, dwie ?wi?tynie, a w b?otku rodzina ?winek. Kolejnego dnia zorganizowali?my sobie dwie wycieczki rowerowe: nad jezioro oraz do buddyjskiego klasztoru. Pierwsz? z nich urozmaicili?my sobie jazd? na kucykach, gdy? szkody wyrz?dzone przez powód? uniemo?liwia?y dotarcie do jeziora w inny sposób. Najwyra?niejsze ?lady g?o?nej powodzi spotkali?my w?a?nie w okolicach Zhongdianu. By?a to z pewno?ci? tylko namiastka zniszcze?. Mimo to widok, który nam si? ukaza?, by? wystarczaj?co przykry: drzewa i domy znajduj?ce si? w jeziorze. Wielka woda nie wdar?a si? natomiast do po?o?onego na wzgórzu trzystuletniego kompleksu ?wi?tynnego Songzanlin Si (10Y). Ten klasztor i ca?y zreszt? Zhongdian pozwalaj? ju? podpatrzy? troch? tybeta?sk? kultur?. Jest tu wielu mnichów, wsz?dzie jaskrawe kolory malowide? i strojów, troch? inne, jakby bardziej india?skie twarze ludzi.
Aby by? jeszcze bli?ej Tybetu, pojechali?my do Dequinu - ostatniego miasta przed granic?, w którym mo?na przebywa? bez specjalnego zezwolenia. Tam jednak, oprócz tych samych strojów i potraw, nie znale?li?my ju? nic wi?cej. Wybrali?my si? na spacer po górach i - pocz?tkowo w pi?knym s?o?cu - robili?my zdj?cia górskiej panoramy. Nasza wycieczka zosta?a jednak gwa?townie przerwana, gdy? Himalaje powita?y nas najszumniej, jak umia?y - szczodrym gradem. Przemokni?ci i ub?oceni ?apali?my stopa do hotelu. Dopiero rankiem, kiedy wracali?my do Zhongianu (31Y, 10h), zobaczyli?my ju? zza szyb autobusu przepi?kne o?nie?one szczyty Himalajów.
Dequin znajduje si? na wysoko?ci 3550 m n.p.m., Zhongdian niewiele ni?ej: 3200 m n.p.m. Dlatego drogi tutaj to cz?sto kamieniste trakty, niewiele szersze od autobusu. Wyboiste trasy znamy ju? od Panzihuy, jednak kr?te wst??ki w tym rejonie s? szczególnie ma?o sympatyczne dla osób z chorob? lokomocyjn?. Jeszcze gorzej by?o na trasie Zhongdian-Dali. Jechali?my autobusem sypialnym (65Y, 10h) i, o ile wcze?niej pupy podskakiwa?y nam na siedzeniach jak pi?eczki pingpongowe, to tamtej nocy po prostu odbijali?my si? od autobusowych prycz. Kiedy przed szóst? rano znale?li?my si? na dworcu, okaza?o si?, ?e autobus do Dali doje?d?a do Xiaguan, a nie do Dali i dopiero lokalnym autobusem (1,2 Y; 40 minut) dojechali?my do naszego celu. Trafili?my do hoteliku, w którym by? darmowy Internet i bezp?atna pralnia, a na werandzie restauracyjka z angielskim menu. Wprawdzie nie zamówili?my ?adnego "american breakfast", ale pobyt w Dali up?yn?? nam pod znakiem angielszczyzny. Wieczorem bowiem zb??dzili?my do jakiej? cafe z ksi??kami w znajomym alfabecie i zgrzeszyli?my przeciwko Azji, graj?c w pi?karzyki i popijaj?c piwko przy muzyce Cohena i Boba Marleya. I nawet ze zwiedzaniem by?o troch? gorzej ni? zwykle, bo niektórzy posk?pili na wst?p do ?wi?tyni Trzech Pagod (52Y, z ISIC 26Y), wychodz?c z za?o?enia, ?e pagody s? te? doskonale widoczne podczas spaceru wokó? ogrodzenia. A z bliska mo?na by?o zobaczy? pagod?, znajduj?c? si? kilka kilometrów dalej.
Najciekawszym punktem wizyty w Dali by?a nasza wycieczka rowerowa brzegiem jeziora Erhai. Spotkali?my rybaków wy?awiaj?cych jakie? bia?e stworzonka, rolników, kobiety p?ucz?ce w wodzie nieznane nam warzywa. Z Dali wyjechali?my hard sleeperem do Kunmingu (66Y, 8h), stamt?d do Shi Linu (30Y; 1,5h). Po wynegocjowaniu ceny w hotelu i szybkim prysznicu poszli?my do Kamiennego Lasu (80Y, z ISIC 55 Y). Shi Lin to przepi?kny park, w którym wyst?puj? wapienne skamieliny, ukszta?towane przez deszcz i wiatr. Niezwyk?a sceneria i bajkowe zapachy przenios?y nas w inny, czarodziejski ?wiat.
Wreszcie, po czternastu godzinach jazdy hard seatem (55Y) i pi?ciu i pó? godzinach sp?dzonych w autobusach, dotarli?my do kolejnego punktu naszej trasy: Yangshuo.