Wyje?d?amy z Jotunheimen i udajemy si? na pó?noc, do Szwecji, w rejon Kiruny, a naszym celem jest zdobycie najwy?szego szczytu Szwecji, Kebnekaise (2114 m n.p.m.). Po drodze jednak zbaczamy z najkrótszej drogi, aby przynajmniej otrze? si? o to, z czego Norwegia jest znana najbardziej - o fiordy. Niestety, nie dane nam by?o zobaczy? tych najs?ynniejszych, jak na przyk?ad Seven Sisters czy Sognefjorden. Niemniej Romsdalsfjord czy Langfjord na po?udniowy-zachód od Trondheim da?y nam pewne wyobra?enie o tym po??czeniu morza, gór i lodowców.
Du?e wra?enie robi przejazd pod s?ynn? ?cian? Trolli (tam zreszt? wszystko kr?ci si? wokó? tych ma?ych i szkaradnych stworków, a kupi? je mo?na nawet i w sklepie spo?ywczym). Tu? nad g?owami góruje skalny masyw ze szczytem schowanym w chmurach, z którego wychodz? niczym nochal Trola skalne grz?dy, ramiona, zachody i inne formacje skalne, tworz?c trójwymiarow? ?cian?. Jak?e inn? ?cian? jest na przyk?ad równie? s?ynna po?udniowa ?ciana Marmolady - ta wydaje si? przy Trollvegen p?aska. Szkoda tylko, ?e w czasie naszej wycieczki pada? deszcz. Ale i o miejsce do zaparkowania, by uwieczni? na kliszy wszystko, co si? widzi, by?o tam niezmiernie trudno.
Kolejn? atrakcj? w drodze na pó?noc by?a samochodowa wspinaczka Drabin? Trolli, czyli malownicz? serpentyn?, przylepion? do niemal?e pionowych, skalnych ?cian i przekraczaj?c? okrakiem spadaj?cy ze skalnego progu wodospad. Potem w?a?ciwie mijali?my po drodze wy??cznie pi?kne krajobrazy. Naprawd? mo?na powiedzie?, ?e norweskim z?otem jest przyroda. Lasy porastaj?ce wszechobecne góry s? tam niemal?e bezkresne. Rzeki tworz?ce liczne wodospady, jeziora polodowcowe, no i góry o ró?nych kszta?tach takiego ich mi?o?nika jak ja naprawd? urzek?y.
Czas ucieka nieub?aganie, a my go tracimy na ogl?danie "landszaftów". Podejmujemy jedynie s?uszn? decyzj? i po kolacji zjedzonej napr?dce podczas jazdy i porcji red bulla przejmuj? kierownic?, by noc? nadrobi? czas sp?dzony nad fiordami. Noc jest krótka, bo w swej ciemnej postaci trwa jakie? dwie, no, mo?e trzy godziny. O szóstej rano (pochmurnie, wilgotno, d?d?ysto, czyli po norwesku) jest jeszcze szaro, ale stacja benzynowa w ?miesznie brzmi?cej miejscowo?ci Mo i Rana kusi nas swymi neonami, a zw?aszcza tym z du?ymi literami wc. Na pokuszenie da? si? zwie?? równie? bak naszego samochodziku, który nie odmówi? kolejnej porcji paliwa. Zaraz za miastem zatrzymujemy si? na przydro?nym, le?nym parkingu, by przygotowa? sobie ?niadanko. Budzimy przy okazji ?pi?cych w przyczepach kempingowych niemieckich turystów, którzy polecaj? nam odwiedzi? pobliski wodospad. Znowu wodospad! - mówi Pawe?, ale idziemy i nawet by?o warto.
Kolejny punkt z atrakcjami na naszej trasie to przekroczenie Kr?gu Polarnego. Szosa E6 przecina go na p?askowy?u Saltjellet na wysoko?ci 700 m n.p.m., co na tej szeroko?ci geograficznej oznacza zupe?ne pustkowie, czyli wysokogórsk? tundr? w pe?nej krasie. Oczywi?cie, wra?enie pustki pot?guje si?pi?cy deszcz i nisko zawieszone chmury.
Dojazd do Kiruny obfitowa? w wiele okrzyków rado?ci, zdziwienia, zachwytu i nie sposób ich wszystkich nie tylko opisa?, ale nawet zapami?ta?. Jedno tylko jeszcze z tej karko?omnej - z punktu widzenia pokonywanych odleg?o?ci (w sumie w 14 dni pokonali?my z Tarnowa w obie strony oko?o 7000 km) - podró?y trzeba nadmieni?: tajga skandynawska po prostu rzuca na kolana. Zupe?ne pustkowia Laponii, przejrzyste, na wpó? kar?owate lasy pe?ne grzybów (widzianych z jad?cego samochodu) i borówek (a tak?e i, niestety, komarów), krystalicznie czyste i lodowato zimne jeziora, ?agodne góry o kopulastych kszta?tach nietkni?te stop? cz?owieka, renifery karmi?ce swe m?ode na ?rodku drogi, a przy tym znikomy ruch na drogach (daje si? odczu? zw?aszcza brak TIR-ów) i rzadko?? ludzkich osad sprawia, i? kraj ten wydaje si? by? i?cie sielankowy. Oczywi?cie, tak jest latem, bo w zimie przy temperaturach spadaj?cych grubo poni?ej 30 stopni C jest ca?kiem inaczej.