Po uszczkni?ciu naszych polskich zapasów kulinarnych, wybieramy si? na krótki rekonesans w boczn? dolink? do stóp jednego z licznych tam lodowców. Lodowce zreszt? wisz? nad naszymi g?owami niemal?e na wyci?gni?cie r?ki. Po?ród bardzo niskopiennej ro?linno?ci (drzewa zosta?y du?o poni?ej) przemierzamy górsk? tundr? dnem pot??nej U-kszta?tnej doliny Visdalen. W dole huczy spieniona rzeka o charakterystycznym, "m?cznym" zabarwieniu, gór? zahaczaj?c o szczyty przelewaj? si? chmurzyska, dooko?a zawieszone w swych cyrkach b?yszcz? biel? lodowce, a wszystko to na zabójczej wysoko?ci 1100 m n.p.m. Nagle w dali dostrzegamy stado jakich? zwierz?t - kozice! Ale, niestety, jeste?my przecie? w Norwegii, to tylko migruj?ce stado dzikich reniferów! Po chwili nasze drogi przeci??y si? i znale?li?my si? niemal?e w ?rodku stada, licz?cego oko?o stu sztuk. Na szcz??cie zwierz?ta zaj?te by?y w?drówk? i skubaniem rachitycznych krzaczków, wi?c na nas nie zwróci?y prawie wcale uwagi.
My te? zaj?li?my si? swoj? w?drówk? i wkrótce osi?gn?li?my j?zor lodowca. Sceneria by?a ju? i?cie pó?nocna: z flory pozosta?y jedynie porosty na niezliczonej ilo?ci g?azów polodowcowych, wsz?dzie szumia?a woda z topniej?cego lodowca, a ten ostatni straszy? szczelinami. Do tego gór? przewala?y si? kumulusy, przez które miejscami przewierca?o si? s?o?ce, czyni?c wszystko wokó? takim, jak sobie to wyobra?ali?my w Polsce.
Kolejny dzie? zacz?? si? przepi?knie. Pojedyncze ob?oki, rze?kie, polarne powietrze, chocia? noc by?a nad podziw ciep?a. Bez zbytniego po?piechu gotujemy wod? na porann? kaw?, bez której nasze organizmy ani rusz ju? oby? si? nie mog?. Kompletujemy sprz?t, bo zej?cie z Galdhopiggena planujemy lodowcow? "tur?". Pakujemy ciep?e ciuchy na przekór ?wiec?cemu s?o?cu, termos z gor?c? herbat?, mineralk?, suchy prowiant i w drog?. Zapomnieli?my tylko o jednym - o chlebie! No có?, pasztecik mo?na zje?? i bez chleba. Przezorno?? w pakowaniu ciep?ych rzeczy okaza?a si? zbawienna, gdy? aura w Jotunheimen by?a zmienna i to drastycznie. Co chwil? spowija?y nas chmury, by za chwil? ust?pi? miejsca pal?cemu s?o?cu. Zasada jest jedna - ciep?o jest wtedy, gdy ?wieci s?o?ce, gdy zajdzie -b?ogos?awiony b?d? polarze! Na szczycie robimy pami?tkowe zdj?cia i odpoczywamy w podszczytowym bufecie. Ludzi sporo. S? i nasi po?udniowi s?siedzi, z którymi w górach Skandynawii wymieniamy gar?? uwag o egzystencjalizmie.
Zej?cie lodowcem nie nastr?cza?o ?adnych problemów, a dwie szczelinki, które musieli?my przeskakiwa?, jedynie ubarwi?y ten etap naszej w?drówki. Jeszcze przej?cie obok letniego centrum narciarskiego na lodowcu Vesljuvbrean, który oferuje narciarzom idealne warunki zjazdowe ju? na wysoko?ci 1800 m n.p.m. Najwi?ksze jednak wra?enie w tym dniu zrobi?o na nas przej?cie kamienistym p?askowy?em, na którym królowa?y polodowcowe kamienie na wpó? przysypane drobnym ?wirem, mchy i porosty. Brak wydeptanej ?cie?ki sprawia?, i? czuli?my si? po?ród tego kamienistego pustkowia jak prawdziwi eksplorerzy i uczucie to m?ci?y czerwone znaki na kamieniach, którymi oznaczone s? szlaki turystyczne. Wrócili?my pó?no, lecz kolejny raz okaza?o si?, ?e dzie? w Jotunheimen trwa niemal?e do samej pó?nocy.
Kolejna przygoda to wyj?cie na Glittertinden (2464 m n.p.m.), drugi szczyt Norwegii. Rewelacyjne widoki na zapieraj?cy dech w piersiach p?askowy? Skutflye. To w?a?ciwie pot??na, wisz?ca dolina U-kszta?tn?, której przestrze? nie jest ograniczona skalnym murem gór, jak w górach o charakterze alpejskim, i wzrok si?ga kilometrami w jej g??b. Co rusz pokonujemy skacz?c po kamieniach dzikie, rw?ce rzeki, sp?ywaj?ce z wy?ej po?o?onych lodowców. Idziemy tyralier? i szukamy rogów reniferów, co by?oby nie lada pami?tk?, ale, niestety, na pami?tk? mamy tylko skór? z renifera kupion? w Kirunie. Na szczyt Glittertindena podchodzimy mozolnie w?ród piargów, a ko?cówk? po pi?knej lodowej czapie szczytowej, obrywaj?cej si? wraz z ca?? pó?nocn? ?cian?. Wracaj?c zbieramy nieprzeliczone ilo?ci czerwonych kozaków, których, niestety, z nadmiaru zje?? nie mo?emy.
Pogoda po raz kolejny zmienia si? drastycznie i w jednaj chwili lodowy wiatr przewiewa nas do szpiku ko?ci. Namioty zostaj? wzmocnione dodatkowymi odci?gami (zw?aszcza niezast?piona "chi?ska dwójka", która w surowych, pó?nocnych warunkach spisa?a si? doskonale). Jutro przed nami przejazd na pó?noc Szwecji - prawie dwa tysi?ce kilometrów, ale po drodze czekaj? na nas: i dolina Romsdalen ze s?ynn? ?cian? Troli (Trollvegen), i s?ynna, nie dla wszystkich pojazdów przejezdna (np. dla autobusów czy samochodów z przyczepami kempingowymi, no i oczywi?cie w zimie) serpentyna Drabina Troli (Trollstigveien), i fiordy, i surowy jak Svalbard Kr?g Polarny, i Góry Skandynawskie z krajobrazem niczym z filmów o Szkocji, i Tajga Skandynawska, której bezkres niemal?e nietkni?ty "stop? bia?ego cz?owieka" zrobi? na nas najwi?ksze wra?enie - tego nie da si? opisa?, to po prostu trzeba zobaczy?.