Po tym skromnym obiedzie ruszamy dalej. Mijaj? nas karawany mu?ów. Z tymi mu?ami to trzeba uwa?a?. One nie zejd? z drogi, raczej zepchn? biednego cz?owieka na ska??. I tak dobrze, ?e nie w przepa??. Na naszej drodze cz?sto spotykali?my karawany mu?ów, d?wigaj?cych pakunki pe?ne towarów. To jeden ze sposobów transportu towarów w tej cz??ci gór, na przyk?ad do Mustangu, dystryktu w rejonie Dhaulagiri.
Przed wieczorem dochodzimy do Chomorong. Tu czeka na nas mi?a niespodzianka - zamiast murowanej celi do spania mamy szklarni?. Je?eli kiedykolwiek b?dziesz w Chomorong - przepraszam Adama Mickiewicza za to zapo?yczenie - to musisz zamieszka? w Mountain View Lodge. Jest to ca?kiem porz?dny hotel. Mo?na tu dosta? ciep?e koce, a z naszego pokoju, który mia? szklane ?ciany, rozci?ga si? widok na góry. W nocy mo?na liczy? gwiazdy ?wiec?ce nad Machhapuchhare. Rano s?o?ce o?wietla bia?e szczyty.
Niestety, nasza w?drówka w tym miejscu w?a?nie zmierza ku ko?cowi. Jeszcze tylko ma?y spacer do Bamboo, jeszcze jedno spojrzenie na Machhapuchhare, jeszcze tylko jedna noc pe?na gwiazd, jeszcze tylko jeden dzie? w górach i wracamy do Pokhary. ?egnamy si? z górami. ?egnamy si? z lud?mi, których spotkali?my po drodze. A spotkali?my ich bardzo wielu. W drodze z Chomorong do Birethanti towarzyszy?y nam dzieci id?ce do szko?y. Szli?my razem pi?kn? dolin? rzeki Modi Khola. W ka?dej mijanej po drodze wiosce do grupy do??cza?y kolejne dzieci. Dzieciaki jak to dzieciaki - by?y weso?e i dzielnie sz?y do szko?y. Nic dziwnego, dowiedzieli?my si?, ?e chodz? do szko?y tylko raz w tygodniu. Mi?o te? by?o spotka? rodaków, ale spotkali?my ich bardzo niewielu. To dziwne, bo mia?am wra?enie, ?e bardzo wielu Polaków wyje?d?a do Nepalu. A tylko dwie osoby spotkali?my na Poon Hill i dwie osoby na trasie do bazy pod Annapurn?. To wszystko.
W ma?ej wiosce, po drodze z Chomorong, spotkali?my niesamowitego staruszka przy ko?owrotku. To spotkanie przypomnia?o nam, ?e czas up?ywa. Na tej samej trasie spotkali?my te? m?od? dziewczyn?, nios?c? bambusowe li?cie w koszu, z przepask? na czole. Nepalczycy w?a?nie tak nosz? baga?e - na g?owie. Dziewczyna mia?a tylko kosz bambusowych li?ci, ale po drodze spotykali?my tragarzy nios?cych w ten sposób du?o wi?ksze baga?e. W ten w?a?nie sposób Nepalczycy zarabiaj? na ?ycie, w ten w?a?nie sposób w górskich hotelach pojawia si? czekolada, woda mineralna i nafta na opa?.
Ale nasz górski czas ju? si? ko?czy. Czas wraca? do domu. Wtedy jeszcze nie wiedzia?am, ?e pojawi? si? pewne trudno?ci zwi?zane z powrotem. W dniu naszego wyjazdu z Pokhary rozpocz?? si? strajk komunikacyjny. Drogi wyjazdowe z miasta by?y zablokowane. Nie kursowa?y autobusy i samoloty. Sp?dzili?my wi?c w Pokharze jeszcze jeden dzie? i móg? to by? bardzo mi?y dzie?, gdyby nie dr?czy?a nas ta okrutna niepewno??. Na szcz??cie by? to tylko strajk ostrzegawczy. Sko?czy? si? tego samego dnia wieczorem i natychmiast wyruszyli?my w drog?. Nie polecam jednak nikomu nocnej jazdy drog? z Pokhary do Sonauli, na granicy z Indiami. To tylko jedna noc górskich zakr?tów i to nawet nie ca?a, bo na granicy byli?my ju? o trzeciej nad ranem, ale emocje by?y spore. I oczywi?cie, jak wiadomo, granica w nocy jest zamkni?ta. Musieli?my przeczeka? te kilka godzin w przygranicznym miasteczku o cudnej nazwie Belahiya. Miasteczko to ma tylko cudn? nazw?, samo cudne nie jest. Ale musz? te? pami?ta?, ?e Nepal jest krajem kontrastów. Ten kontrast b?d? pami?ta? zawsze. Kurz, brud i ha?as klaksonów, a z drugiej strony - cisza i majestat gór. Wi?c wracam raczej my?l? do dni sp?dzonych w górach.
Jeszcze tylko ostatnie hot lemon w Shaule Bazar i ostatnie spojrzenie na góry, b??kitne niebo, bia?e chmury i pola. Ale ja wiem, ?e jeszcze kiedy? wróc? w Himalaje. Co si? tym razem pojawi na monitorze mojego komputera? Mo?e tak Kala Pattar? Taka my?l za?wita?a w mojej g?owie.